Newspix / PIOTR KUCZA

Maciej Rybus dla "PN": Głupoty już mi nie w głowie

Redakcja

- Nigdy wcześniej nie miałem tak udanego sezonu pod względem skuteczności. Ten jest najlepszy w karierze - mówi reprezentant Polski Maciej Rybus w rozmowie z tygodnikiem "Piłka Nożna".

Maciej Rybus nie dokończył meczu z Rubinem w Kazaniu, w którym najpierw zmarnował rzut karny, a chwilę później strzelił zwycięskiego gola. Uraz na szczęście nie okazał się poważny i pewniak do gry na lewej obronie reprezentacji Polski podczas Euro 2016 po szybkiej rehabilitacji wrócił do gry. To dobrze, bo przed wylotem na turniej do Francji ma jeszcze kilka spraw do załatwienia. Na boisku i poza placem gry.

"Piłka Nożna": Jak twoje zdrowie?

Maciej Rybus: - Dziękuję, dobrze. W meczu z Rubinem złapał mnie silny skurcz, który uniemożliwił dokończenie meczu. W tygodniu lekko rehabilitowałem mięśnie, ale od czwartku ponownie normalnie trenowałem z zespołem.

W rozgrywkach rosyjskiej ekstraklasy zdobyłeś osiem goli. Idziesz na króla strzelców Premier Ligi?

- Nawet o tym nie myślałem. Zresztą pierwszy raz muszę zmierzyć się z takim pytaniem, więc powinienem się lekko zastanowić. Żartuję. Oczywiście nie idę, mam zbyt dużą stratę do ścisłej czołówki snajperów, żeby to odrobić na dystansie pięciu kolejek. Inna sprawa, że nigdy wcześniej nie miałem tak udanego sezonu pod względem skuteczności. Ten jest najlepszy w karierze, mam nawet szansę zrobić dwucyfrówkę. Postaram się zatem poprawić statystyki.

Zakrawa to na lekki paradoks - im jesteś ustawiany dalej od bramki przeciwnika, tym strzelasz więcej bramek. Czujesz się już w pełni przekwalifikowanym bocznym obrońcą?

- Gdybym dokładnie policzył, to pewnie wyszłoby, że moje występy na skrzydle w pomocy i na boku defensywy rozłożyły się dokładnie pół na pół w tym sezonie. A raz, w meczu pucharowym z pierwszoligowym, zagrałem nawet na pozycji wysuniętego napastnika. No i na dziewiątce też się sprawdziłem, bo potem w lidze z Krasnodarem ponownie dostałem szansę w ataku. W sumie nie sprawia mi to wielkiej różnicy, gdzie konkretnie jestem ustawiany. Pewnie, grając w obronie muszę poświęcać więcej uwagi grze defensywnej, ale są również możliwości, aby nawet w takiej sytuacji atakować, strzelać bramki i asystować. Dlatego nigdy nie wybrzydzam po ogłoszeniu składu, gra na każdej pozycji sprawia mi jednakową radość. Występuję tam, gdzie widzi mnie trener i potrzebuje zespół.

Pod względem asyst twój dorobek nie jest tak dobry jak strzelecki. Dotąd w ligowym sezonie zanotowałeś tylko jedną...

-... tak podają niektóre źródła. Ale wedle innych mam dwie, i osobiście skłaniam się właśnie do tej wersji. Na początku sezonu była sytuacja, w której dośrodkowywałem piłkę do kolegi, który miał problem z opanowaniem podania, ale ostatecznie zdobył bramkę, więc zapis w statystykach po prostu mi się należy. A mówiąc zupełnie poważnie, to drugorzędna sprawa. W ubiegłym sezonie miałem więcej asyst niż goli, teraz jest odwrotnie. I dobrze, bo wiadomo, że bramki każdego cieszą najbardziej.

Fakt, że to Rybus wykonuje rzuty karne w Tereku świadczy o twojej mocnej pozycji w zespole, wręcz statusie gwiazdy?

- To stało się nagle, kiedy Mauricio odszedł z Tereka do Zenitu. A właściwie to sam się wyznaczyłem, bo trener zapomniał wskazać nowego egzekutora. Kiedy dostaliśmy pierwszą jedenastkę po odejściu Brazylijczyka, po prostu wziąłem piłkę i ustawiłem na wapnie. Szkoda, że w ostatnim meczu z Rubinem trochę z karnym mi nie poszło, bo trener powiedział po meczu - co prawda w żartach, ale zawsze -żebym więcej nie rwał się do jedenastek. Jeśli jednak nie potwierdzi tego w poważnej rozmowie, to na pewno ponownie podejdę do piłki, jeśli oczywiście będę czuł się na siłach. A nie widzę powodu, abym się nie czuł.

Upiekło ci się tylko dlatego, że szybko zrehabilitowałeś się za tę zmarnowaną jedenastkę?

- Trener Raszid Rachimow, oczywiście poza meczami i treningami, kiedy odbywa się poważna robota, którą bardzo przeżywa, jest niezwykle wyluzowany. Inna sprawa, że gdy dwie albo trzy minuty po zmarnowanym karnym zdobyłem gola, który na dodatek okazał się zwycięski, to dobrze podziałało na moją głowę. Wiadomo, kiedy marnujesz jedenastkę, trudno o tym zapomnieć, wyczyścić myśli. Wraca to, że można stać się antybohaterem. Na szczęście szybko strzeliłem bramkę, a najważniejsze, że dowieźliśmy korzystny wynik do końca.

Żegnasz się po tej rundzie z Terekiem?

- Nie ma co ukrywać, że mam właśnie takie plany. Nie mogę tego powiedzieć jeszcze na sto procent, ale właściwie już postanowiłem, że po ponad czterech latach opuszczę klub z Groznego. Dlatego cieszę się, że szanują moją decyzję i rozumieją, a nie...

...wysyłają do Klubu Kokosa, jak to bywa w Polsce.

- No właśnie to chciałem powiedzieć. U nas bywa tak, że piłkarz jest przesuwany do drugiego zespołu, ewentualnie organizuje mu się treningi indywidualne wcześnie rano. W Tereku mam natomiast możliwość grania w każdym meczu, właściwie wszyscy chcą, abym występował do końca sezonu. Wszyscy, czyli kibice, trener, prezesi i właściciele klubu. Przy takim podejściu mogę właściwie przygotować się do startu w finałach mistrzostw Europy. W przeciwnym wypadku miałbym problem. I to poważny.

[nextpage]


Tak traktowani są wszyscy piłkarze w klubie, czy ty zapracowałeś sobie na szczególną pozycję w klubie?

- Kilku kolegom też kończą się kontrakty, ale nikt ich donikąd karnie nie zsyłał. Jeden wraz ze mną gra w wyjściowym składzie, inni wchodzą z ławki, wszystko zależy od klasy i aktualnej formy. Tu nikt nie posadzi na ławce zawodnika tylko dlatego, że kończy mu się kontrakt. Wszystko musi odbywać się z korzyścią dla klubu, który walczy o udział w pucharach, trener nie może dopuścić, żeby ci piłkarze, którzy stanowią o sile drużyny nie grali. Przed nami jest silna, pięciozespołowa grupa, która do przodu idzie równo, w sumie siedem drużyn walczy o miejsca gwarantujące start w Europie. Więc trzeba się wysilać na maksa. Terek dotąd tylko raz grał w pucharach, więc drugi w historii awans byłby wielką sprawą dla klubu. A dla mnie - miłym pożegnaniem.

W Tereku grasz już dłużej niż w pierwszym zespole Legii. To teraz twój drugi dom?

- Legię mam w sercu na zawsze. Przy Łazienkowskiej stawiałem pierwsze kroki w poważnej piłce, kibicuję - zawsze tak będzie - warszawskiemu klubowi. A w Tereku trochę się zasiedziałem. Przychodząc tu miałem inne plany, pograć dwa sezony i wypromować się do silniejszego klubu, ale życie napisało inny scenariusz. Miałem dwie poważne kontuzje stawu skokowego, które mnie zblokowały, ale teraz wszystko jest już na dobrej drodze, żebym przeprowadził się do silniejszego klubu i mógł dalej się rozwijać.

Już raz mogłeś się przenieść, do Dynama Moskwa, ale właśnie jeden ze wspomnianych urazów stanął na przeszkodzie. Transfer był właściwie przygotowany.

- Czy transfer był przygotowany to nie wiem, ale na pewno Dynamo, które prowadził Stanisław Czerczesow interesowało się mną. Były szkoleniowiec Tereka chciał mnie, nawet bardzo, ale niestety, przeprowadzka wówczas okazała się niemożliwa. W sumie tego jednak nie żałuję, bo wychodzę z założenia, że niczego nie ma sensu w życiu żałować.

ZOBACZ WIDEO Laskowski: Liverpool to idealny kierunek dla Zielińskiego (źródło TVP)
 

Zostaniesz w Rosji, czy zmienisz kraj?

- Chcę wrócić do Europy. OK, wiem że Rosja geograficznie przynależy do Starego Kontynentu, ale oni sami tu mówią: wy tam w Europie to albo tamto. Kiedyś więc nawet zapytałem, skąd bierze się takie podejście. Usłyszałem, że oni są Ruscy i mają swój świat, traktują się, jakby żyli na zupełnie osobnym kontynencie. Ciągnie mnie na Zachód, do mocniejszej ligi. Jest spore zainteresowanie, z kilku krajów. Z niektórych bardzo konkretne, z innych mniej, ale na tyle poważne, że jest spora szansa, że jeszcze przed finałami Euro 2016 podpiszę nowy kontrakt. Po to, żeby ze spokojną głową polecieć na turniej do Francji i skupić się tylko na występie w mistrzostwach Europy.

Jakiego języka uczysz się teraz pilnie? Pytam, ponieważ to może być istotna wskazówka, który kierunek zamierzasz wybrać.

- Na tym etapie musiałbym się uczyć przynajmniej trzech, więc na razie edukacji jeszcze nie rozpocząłem. Jak tylko podejmę decyzję, natychmiast usiądę do nauki. Na razie jest mały kociołek, a ja chcę skoncentrować się wyłącznie na jak najlepszym dokończeniu sezonu i budowaniu formy pod kątem występu na Euro. Na dziś to jest kwestia, na której skupiam się w stu procentach, czas na myślenie o nowym pracodawcy przyjdzie nieco później.

Mówisz, że się zasiedziałeś w Groznym, ale to nie był czas stracony. Goli strzeliłeś dla Tereka więcej niż dla Legii i w ogóle jako piłkarz bardzo się rozwinąłeś.

- Fakt, wiele się tu nauczyłem i stałem się lepszym zawodnikiem niż byłem przyjeżdżając z Legii. A przede wszystkim - teraz jestem bardziej wszechstronny. Zacząłem grać na pozycji lewego obrońcy, co stanowiło nie tylko nowe doświadczenie, ale też najprawdopodobniej w ten sposób została wyznaczona moja pozycja na boisku na lata. Zarówno w reprezentacji, ale też w klubie, bo zespoły, które interesują się zatrudnieniem mnie, postrzegają mnie głównie właśnie jako bocznego defensora. Zatem nie mam wątpliwości, że doświadczenia z Tereka mam wyłącznie pozytywne i dłuższy niż początkowo zakładałem pobyt w Groznym wyjdzie mi tylko na zdrowie.

[nextpage]


Nie tylko pod względem sportowym nie straciłeś. Finansowo także dobrze trafiłeś. Już zresztą na początku dostałeś mercedesa jako ekstra premię od prezydenta klubu.

- Pod względem finansowym także trafiłem bardzo dobrze, nie mam prawa narzekać. Pensje w Tereku były zawsze wypłacane terminowo, nigdy nie doświadczyłem obsuwki, która sięgnęłaby tygodnia. Z premiami było podobnie, choć były uzależnione od tego, czy graliśmy u siebie ze słabszym rywalem, czy na wyjeździe z silnym przeciwnikiem. W tym drugim przypadku, w zależności od nastroju prezesa lub prezydenta, zdarzały się w podwójnej, potrójnej, a nawet poczwórnej wysokości w stosunku do tego, co mieliśmy zapisane w kontraktach. Zatem pod tym względem trafiłem nawet znakomicie.

Zdarzyło się, że ktoś zabrał albo okroił wasze premie?

- Nigdy! Właściciel Tereka jest bardzo hojny, lubi piłkę nożną, ceni futbol jako rozrywkę dla wielu ludzi. Z tego co się orientuję, klub z Groznego, po znacznym spadku notowań rubla spowodowanych sytuacją polityczną, to jeden z najbardziej stabilnych pracodawców w Premier Lidze. W przypadku kontraktów zawartych w dolarach czy euro, kluby stanęły przed koniecznością wypłacania należności dwu-, a nawet trzykrotnie wyższych w rosyjskiej walucie. A to był ogromny finansowy
wysiłek.

A ile samochodów dostałeś w formie premii?

- Tylko jeden na początku, kiedy strzeliłem dwie bramki Dynamu w Moskwie w swoje urodziny. Na drugi mogłem skusić się niedawno, już w obecnej rundzie, choć nie wiem, czy to była poważna propozycja. Znów w Moskwie, ale tym razem po meczu z Lokomotiwem, gdzie też strzeliłem dwa gole i wygraliśmy, prezes zaoferował mi nowe auto, znów mercedesa, ale w zamian za podpis pod nowym kontraktem. Rzucił taki pomysł w szatni, przy całej drużynie, więc odebrałem to jako żart i również dowcipnie odpowiedziałem. Nie mam jednak wątpliwości, że gdybym zgodził się na nową umowę, to coś konkretnego dostałbym w zamian.

Mam rozumieć, że poruszasz się po czeczeńskich drogach kilkuletnim mercedesem?

- A skąd, już go sprzedałem! Zresztą trochę już czasu minęło, odkąd za dobrą cenę auto wziął ode mnie kierownik klubu. Stwierdziłem, że niepotrzebny mi samochód. Mieszkaliśmy w Kisłowodzku, a tam drogi nie są najlepsze, więc szkoda było rozbijać na nich tak dobre auto. Nie będę oszukiwał, niewiele było do oglądania w tamtym rejonie, więc jeździłem głównie z domu do bazy, zatem przebieg w mercedesie miałem taki, jakbym przed chwilą wyjechał z salonu.

Po przeprowadzce do Groznego, gdzie zawodnicy Tereka urzędują już od jesieni, mógłby się przydać?

- Nie sądzę. Wokół drużyny kręci się wiele osób, które lubią futbol i są współpracownikami prezydenta, więc kiedy potrzebuję auto, wykonuję tylko telefon i po kwadransie samochód mam podstawiony.

Z szoferem, czy musisz sam prowadzić?

- Bez kierowcy, jeśli potrzebuję, prowadzę sam. Tyle że to incydentalne historie, bo tak jak większość zawodników mieszkam w bazie w Groznym, gdzie podstawiają nam autokar i w dziesięć, maksimum piętnaście minut jesteśmy przewożeni na trening. Z powrotem oczywiście też.

Nie nudzi ci się w Groznym bez narzeczonej?

- Nie jest to najłatwiejsza sytuacja, dlatego zawsze, kiedy tylko nadarza się możliwość wracam do Warszawy. Po ostatnim meczu z Rubinem także na dwa dni wpadłem do Polski. W Czeczenii wiodę spokojne życie, bez żadnych fajerwerków. No i bez pokus. Owszem, brakuje tu mojej dziewczyny i znajomych, ale przez te kilka tygodni pozostałych do końca kontraktu na pewno dam sobie w Groznym radę.

Miejscowi muzułmanie są ortodoksyjni?

- Podchodzą w sposób poważny, czasami bardzo zasadniczy do swojej religii. Obowiązuje zakaz wychodzenia na ulicę w krótkich spodenkach, kobiety mają przesłonięte twarze, alkoholu nie ma w restauracjach i większości sklepów.

Jeśli masz ochotę na piwko, to musisz sobie przywieźć z Polski?

- Jak się ma dobre kontakty to można zaopatrzyć się też w Groznym w taki asortyment. Niedawno otworzono supermarket, w którym alkohol jest sprzedawany od godziny ósmej do dziesiątej rano. Naturalnie, specjalnie dobrane są tak niewygodne pory, aby jak najmniej ludzi sięgało po procentowe napoje, ale generalnie obostrzenia są znacznie mniejsze niż na przykład - jak słyszałem - w Arabii Saudyjskiej. Kar cielesnych ani więzienia za spożycie alkoholu nikt nie wymierza, więc generalnie - da się tu żyć.

Słyszę, że mam do czynienia z zupełnie innym Maćkiem niż ten, który wyjeżdżał z Polski. Zwłaszcza na początku pobytu w pierwszym zespole Legii często można było znaleźć twoje imprezowe zdjęcia w bulwarówkach.

- Trochę tego rzeczywiście się nazbierało, młody byłem, nie do końca jeszcze wówczas zdawałem sobie sprawę, jak szybko można zaprzepaścić taką szansę, jaką dostałem od życia. Zachłysnąłem się Warszawą, popularnością, i zapłaciłem frycowe. Dziś jestem starszy, lepiej poznałem życie, mam większą świadomość, co chcę osiągnąć w karierze. Głupoty już mi nie w głowie. Oczywiście, od czasu do czasu można się zabawić, bo wszystko jest dla ludzi, ale trzeba znać umiar. Tyle że w Czeczenii nie ma takich możliwości i... może właśnie dobrze, że nie ma.

[nextpage]


A nie jest trochę tak, że byłeś strasznym pechowcem. Nawet jak zapaliłeś papierosa, następnego dnia fotka jak puszczasz dymka trafiała do gazety.

- Nie da się ukryć - byłem ulubieńcem paparazzich. Naprawdę nie wychodziłem tak często na miasto, a zwłaszcza do klubów, jak niektórzy - szczególnie starsi - koledzy z Legii, ale to głównie ja byłem łapany na gorących uczynkach. A później miałem nieprzyjemnie rozmowy z trenerami, także z rodzicami. Generalnie sporo się wstydu najadłem na własne życzenie.

Do incydentu na Wiertniczej jeszcze wracasz na przykład w rozmowach z Arielem Borysiukiem, kiedy się spotykacie na zgrupowaniach kadry? Jest teraz z tego trochę śmiechu?

- E tam, nawet już o tym nie rozmawiamy, wszyscy wymazaliśmy ten incydent z pamięci. Nie ma zresztą do czego wracać. To była głupota, wielki błąd. I tyle.

Do finałów Euro 2012 na pewno za to wracasz. Miałeś być jedną z kluczowych postaci w biało-czerwonej drużynie, a stało się inaczej. Masz o to żal do ówczesnego selekcjonera Franciszka Smudy?

- Mistrzostw w Polsce na pewno nigdy nie zapomnę, to było takie wydarzenie, do którego zawsze będzie się wracać. A żalu do trenera nie zachowałem. Pretensje mogę mieć tylko do siebie, przecież selekcjoner na mnie postawił w pierwszym meczu turnieju. W grach kontrolnych przed Euro 2012 spisywałem się naprawdę dobrze, ale w spotkaniu z Grecją zupełnie tego nie potwierdziłem. Potem już się nie podniosłem z ławki, ale trener miał prawo tak mnie potraktować. Smudę będę jednak wspominał dobrze, to przecież on umożliwił mi debiut w kadrze i podczas jego kadencji strzeliłem swojego pierwszego gola dla Polski.

Dlaczego mistrzostwa Europy sprzed czterech lat były nieudane - Nie tylko dla ciebie, ale i całej drużyny? Przed turniejem trenowaliście niewłaściwie, skoro później nie prezentowaliście się pod względem fizycznym jak należy?

- Wydaje mi się, że pierwsza połówka meczu z Grecją pokazała, że z naszą motoryką było wszystko w porządku. Graliśmy bardzo dobrze, na wysokiej intensywności, naprawdę wszystko wyglądało obiecująco. Dopiero w drugiej części, kiedy przez jakiś czas mieliśmy jednego zawodnika więcej na boisku od rywala coś się zacięło. I nie potrafiliśmy wygrać, choć powinniśmy. Może za szybko uwierzyliśmy, że jest już po meczu? Potem też fizycznie wszystko wyglądało raczej w porządku, za to bałagan pojawił się w naszych głowach. Tak to w każdym razie zapamiętałem. Balon był napompowany do mega rozmiarów, i nie udało się, niestety, udźwignąć naprawdę wielkiej presji. Balon pękł boleśnie, choć do końca wszystko mieliśmy we własnych nogach. Gdyby w ostatnim meczu grupowym udało się pokonać Czechów, wspomnienia byłyby znacznie przyjemniejsze. Doświadczenia zdobyte na tamtych mistrzostwach Europy powinny jednak teraz zaprocentować. Owszem, są przykre, ale wiemy już jak smakuje wielki turniej i nic nie powinno nas podczas finałów Euro 2016 zaskoczyć.

Dziś reprezentacja Polski jest silniejsza niż cztery lata temu?

- Nawet o wiele. Wykładnikiem dobrej zmiany są mecze eliminacyjne rozgrywane przez poprzednie dwa lata, które pozwoliły ukształtować tę drużynę. Przed Euro 2012 zabrakło takiej zaprawy w boju, właśnie meczów o stawkę, mieliśmy tylko spotkania towarzyskie, które nie były specjalnie miarodajne. Nie nauczyliśmy się wygrywać pod presją. Teraz już to umiemy, ale oczywiście nie bez znaczenia jest, że bardzo wielu zawodników z obecnej reprezentacji gra w cenionych zagranicznych klubach. A przede wszystkim - że trener Adam Nawałka potrafił od nowa poukładać drużynę i płynnie wprowadzić do niej młodych zawodników.

Zdaniem wielu znawców tematu, choćby prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka, plan minimum to wyjście z grupy. Masz podobne zdanie?

- Przy systemie, w którym z grupy wychodzą nawet trzy zespoły, awans do drugiej rundy to nasz obowiązek. Inaczej w ogóle nie można podchodzić do tego tematu przed wyjazdem do Francji.

Ruud Gullit powiedział niedawno, że jeśli miałby wskazać potencjalnego czarnego konia Euro 2016 to postawiłby na Polskę. Odbierasz te słowa jako niepotrzebne pompowanie balona?

- Nie, przecież wcale nie tak dawno, bo raptem 12 lat temu, Grecja wcale niewskazywana wśród faworytów mistrzostw Europy wygrała turniej. Dlatego nie można wykluczyć, że teraz także jakiś zespół sprawi potentatom psikusa. Miłe, że tak wielkie postacie ze świata futbolu widzą w takiej roli reprezentację Polski, ale nie ma sensu niezdrowo się tym podniecać, bo i tak wszystko trzeba będzie potwierdzić na boisku. A przed startem najlepiej skupić się wyłącznie na fazie grupowej i za daleko nie wybiegać w przyszłość. Nie ma się czego bać, każdy z nas jest świadom, jaki ma potencjał i jakim potencjałem dysponuje cała drużyna. Trener Nawałka nauczył nas pewności siebie, ale też sprawił, że gramy jak na drużynę z prawdziwego zdarzenia przystało. I tak się też zachowujemy.

Masz jeszcze kontakt z Czerczesowem?

- Przez telefon nie rozmawiamy, ale byłem kilka razy na Łazienkowskiej, także w jego gabinecie. Fajnie pogadaliśmy, bo to bardzo otwarty i serdeczny człowiek. Odkąd został trenerem w Warszawie lubię oglądać nie tylko mecze Legii, ale i konferencje prasowe z jego udziałem, które nigdy nie są nudne.

Ostry był jako szkoleniowiec w Tereku?

- Nawet bardzo. Treningi w klubie z Groznego były u niego o wiele mocniejsze niż te, które aplikował legionistom w tym roku na Malcie. Trenowaliśmy tam obok siebie, więc mogę ocenić obiektywnie. W Tereku zajęcia podczas jego kadencji były dłuższe i jeszcze bardziej intensywne, pamiętam, że podczas pierwszego obozu bardzo wiele nieprzyjemnych słów pod adresem Czerczesowa miotałem pod nosem. Naprawdę nakląłem się wtedy jak nigdy wcześniej. Dopiero potem doceniłem tę robotę, kiedy poczułem jakie efekty przyniosła w trakcie rozgrywek. Legia też zresztą nie może narzekać na przygotowanie, sądząc po formie, jaką zaprezentowała w spotkaniu z Cracovią, które wygrała wysoko i bez problemu.

A która Legia grała ładniejszą piłkę - ta z tobą w składzie, czy obecna kierowana przez Czerczesowa?

- Fajniejszy, to znaczy bardziej kombinacyjny futbol kreowali tacy piłkarze jak Danijel Ljuboja, Miro Radović, czy Rafał Wolski. Za moich czasów styl drużyny był ładniejszy dla oka, choć to oczywiście nie oznacza, że był także bardziej skuteczny.

Rozmawiał Adam Godlewski

Czytaj więcej w "PN"

Dziesięć meczów zawieszenia dla piłkarza Tottenhamu

Ogromne straty na Stadionie Narodowym po finale Pucharu Polski

< Przejdź na wp.pl