Jak stan wojenny zaskoczył rodzinę Klose

Getty Images / Matthias Hangst
Getty Images / Matthias Hangst

Miroslav Klose zapisał się w kronikach futbolu jako piłkarz, który strzelił najwięcej bramek w historii mundialu - 16. Może nie doszłoby do tego, a on sam grałby w biało-czerwonych barwach, gdyby nie stan wojenny.

W tym artykule dowiesz się o:

To właśnie wtedy po raz pierwszy rodzice piłkarza mieli żal do Polski. Sytuacja wydarzyła się 12 grudnia 1981 roku. Mały Miro Klose miał wtedy 3 lata. We Francji była akurat przerwa w rozgrywkach i prezes klubu Chalons, w którym grał Józef, ojciec późniejszego reprezentanta Niemiec, zgodził się na wyjazd piłkarza do ojczyzny. "Dżoj", jak nazywają go w Opolu, jechał z rodziną na pogrzeb teścia, który zmarł 3 dni przed wprowadzeniem stanu wojennego.

Klose senior tak opisuje sytuację w autobiografii Andrzeja Szarmacha ("Diabeł, nie anioł").

"Kiedy przed 21. przekraczałem granicę w Zgorzelcu, zatrzymał mnie celnik.
- Panie Klose, gdzie pan jedzie? - zapytał zdziwiony.
- Na pogrzeb.
- O cholera - mruknął, bo dobrze wiedział, jak bardzo za trzy godziny zmieni się Polska.
Ja jeszcze nie wiedziałem, ale kiedy o 6.00 otworzyłem oczy, wszystko stało się jasne. W kraju wprowadzono stan wojenny. Zatrzymano mi paszport i po pogrzebie wyjazd z Polski stał się niemożliwy. Co gorsza, nie wiedziałem, jak zawiadomić klub o tym, że nie wrócę."

Klosemu pomógł Andrzej Szarmach, jeden z najbliższych przyjaciół. Pojechał do Paryża, do ambasady polskiej, i załatwił pozwolenie przyjazdu do Polski prezesa Chalons.

ZOBACZ WIDEO Sonda SPORT.TVP.PL: co piłkarze Legii zapamiętają z Ligi Mistrzów? (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Ten przyjechał do kraju, gdzie dowiedział się, że Klose nie uzyskał zgody Centralnego Ośrodka Sportu na zmianę barw klubowych z Auxerre na Chalons. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że urzędnicy chcieli po prostu dostać pieniądze do kieszeni. Klubu nie było stać, żeby spełnić żądania COS-u, dlatego Klose wyłożył połowę z własnej kieszeni.

Tak wspominał to Bogdan Jeż, brat Barbary, mamy piłkarza. - Wtedy była ostra zima, oni przyjechali w grubych kożuchach, a poza tym nie przywieźli prawie niczego. Mieli zostać dwa dni, a zostali cztery miesiące. Gdyby nie starania francuskiego klubu, to pewnie jeszcze długo by nie wyjechali - mówił pan Bogdan w rozmowie portalem opole.naszemiasto.pl.

W 1984 roku rodzina Klose wróciła do Polski, ale zaledwie na chwilę. W pewnym momencie doszli do wniosku, że nie ma tu dla nich przyszłości i wyjechali do Niemiec. Najpierw ojciec, a w 1986 roku reszta rodziny. Najpierw wyjechali do ośrodka dla uchodźców. Po latach Klose wspominał, że "trudno to sobie wyobrazić. Kilka rodzin stłoczonych w jednym pokoju". W sumie nie było to aż tak bardzo uciążliwe, gdy wspominali swoje małe opolskie mieszkanko na 7. piętrze w bloku. Niewyobrażalne dziś, gdy mówimy o rodzinie piłkarza - ojca grającego w I lidze polskiej i francuskiej oraz matce - wielokrotnej reprezentantce Polski w piłce ręcznej. Ale wiedzieli też, że teraz w Niemczech ten stan nie będzie trwał długo. Dokładnie tylko i aż 9 dni. Ostatecznie spotkali się w miejscowości Kusel, gdzie wiele lat wcześniej osiedliła się ich ciotka. Było im o tyle łatwiej, że mieli niemieckie korzenie. Józef pochodził z niemieckiej rodziny, która została w Polsce po II Wojnie Światowej.

- Kiedy tylko przyjechaliśmy, znalazłem boisko piłkarskie. "Ok, a więc nie jest tak źle" pomyślałem - wspominał po latach zawodnik.

Miro, wyjeżdżając z Polski, znał dwa słowa po niemiecku: "ja" i "danke" czyli "tak" i "dziękuję". Po latach wstydził się udzielać wywiadów po polsku.

Źródło artykułu: