East News / MSF/REPORTER

Aram, Maciek. Pamiętamy! Lechia Gdańsk

Jacek Stańczyk

Jeden z Lechem Wałęsą przeprowadził akcję życia. Drugi zajmował w państwie najwyższe urzędy. Kochali politykę, futbol i Lechię Gdańsk. Arkadiusz "Aram" Rybicki i Maciej Płażyński byli na pokładzie samolotu, który rozbił się w Smoleńsku.

- Brakuje mi go w trudnych momentach. Jego spokoju, wsparcia, mądrej podpowiedzi. Brakuje mi ostoi. Po prostu przyjaciela - mówi nam wzruszony Andrzej Kowalczys. Z Arkadiuszem "Aramem" Rybickim w zniewolonej przez komunistów Polsce tłukli się z czerwonymi, upokarzali ich - jak na słynnym meczu z Juventusem Turyn. Razem też grali w piłkę. I kibicowali Lechii Gdańsk.

Akcja życia. Wałęsa na stadionie

Za dostarczenie Lecha Wałęsy na stadion przy ul. Traugutta odpowiadali Arkadiusz i jego brat Sławomir. Kowalczys do spółki z innymi miał zdobyć bilety i trzymać dla lidera "Solidarności" miejsce na trybunie. Nie było to łatwe, bo przecież Lechia Gdańsk grała z Juventusem Turyn. Obiekt pod lasem w Gdańsku Wrzeszczu pękał w szwach. Jednak musiało się powieść, tak okazja dokopania rządzącym komunistom na oczach całego świata, mogła się już nie powtórzyć.

 - U mnie to się zaczęło w 1976 roku, u niego wcześniej. Dziś nazwałbym to politycznym działaniem, ale wtedy po prostu to była chęć dokopania czerwonym. Nie wierzyłem, że za mojego życia komuna upadnie. Trzeba ją więc chociaż było szczypać, prowokować. Pokazać, że nie ma zgody. Mieliśmy to poczucie wolności - wspomina nam Kowalczys.

ZOBACZ WIDEO Stracona szansa i sensacyjna porażka Barcelony - zobacz skrót meczu z Malagą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

-  Jeśli chodzi o kibicowski ruch, to na pewno była nasza akcja życia. Długo się do niej z rodziną Rybickich przygotowywaliśmy. Dziś wiem, że SB o tym wiedziała. Mi przypadła rola zdobycia biletów i trzymania na stadionie miejsca dla Lecha. Zaangażowanych było kilkanaście osób. Lech przyjechał na mecz w ostatniej chwili z Aramem i Sławkiem Rybickimi oraz Henrykiem Mażulem, swoim ochroniarzem. Trudno było te miejsca upilnować, ale się udało. Już w pierwszej połowie próbowaliśmy krzyczeć. W przerwie Piotr Adamowicz przyprowadził po trybunę zachodnich dziennikarzy. I się zaczęło - opowiada. 

28 września 1983 roku świat zobaczył, że Solidarność jeszcze żyje. Zachodnie telewizje pokazały jak kilkudziesięciotysięczny tłum na meczu Lechii z Juventusem krzyczy "Lechu" i "Solidarność". Stacje pokazały Wałęsę. 

 -  Ludzie przestawali już wierzyć w Solidarność. W społeczeństwie była coraz mniejsza wiara. Ruch Solidarności zamierał, a jego duch był słaby. Ta manifestacja dała nam kopa. Pokazała, że w Gdańsku walczymy i pamiętamy. To jest miasto wolności - przypomina Kowalczys.

Piłka, moja miłość. Katyń - nie zapomnimy

Arkadiusz Rybicki pasją do piłki nożnej zaraził się już w podstawówce, na gdańskim Zielonym Trójkącie [jedno z osiedli]. Pasją do polityki - w liceum. Tworzył opozycyjne wobec komunistycznej władzy organizacje. Pierwszą była Organizacja Wyzwolenia Narodowego. Niesamowicie ważna była dla niego pamięć o Katyniu. W 1970 roku na murze obok stoczni napisał: "Katyń. Nie zapomnimy". To on w sierpniu 1980 spisywał na słynnej tablicy 21 postulatów komitetów strajkowych.

Za komuny siedział w więzieniu. I kibicował. Jeździł za Lechią po drugoligowych prowincjach, był w założonym przez Tomasza Wołka, Grzegorza Popielarza i Donalda Tuska pierwszym w Polsce klubie kibica. - Kibicowaliśmy, kochaliśmy naszą Lechię - przyznaje Kowalczys. - Sami też w piłkę graliśmy. To nasza pasja. Nigdy nie byliśmy dobrymi piłkarzami. Choć nie, w jego przypadku było na odwrót. Aram im był starszy, tym lepszy. W przeciwieństwie do nas - dodaje. 

I swoich kolegów zawsze ze wszystkim wyprzedzał. - Z jednej strony konserwatysta. Z drugiej człowiek, który zawsze był na czasie z nowinkami technicznymi. Pierwszy miał komputer, laptopa, telefon komórkowy, pierwszy korzystał z maila. Kiedyś na piłkę przyszedł w białych korkach. A my w szoku. To go zapytaliśmy, czy męskich nie było. On się uśmiechnął, a my mu dokuczaliśmy. Po roku na boiskach od butów było aż kolorowo - opowiada Kowalczys jedną z anegdot o Rybickim.

Grzegorz Popielarz, też kolega Rybickiego ze starych gdańskich czasów wspomina nam: - Pracowałem w Biurze Informacji Prasowej Solidarności. Tworzyłem oddział warszawski. Szefem BIP był Aram Rybicki. Super człowiek o niezwykłej inteligencji i uczciwości. Szkoda, że takich ludzi jest już coraz mniej.

 - Zawsze kochałem piłkę nożną. To gra zespołowa z jasnymi regułami. Zawsze starałem się grać fair play. Nie tylko w sporcie - to słowa przytoczone w filmie dokumentalnym "Aram". Wypowiada je narrator, czyli Rybicki. Treść układała rodzina i przyjaciele.

Jak mówią gdańszczanie, Arkadiusz Rybicki zawsze wiedział, co dzieje się w Lechii. Zapytany na środku drogi bez problemu odpowiedziałby na każde pytanie dotyczące klubu.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Kowalczys -  numer siedem. Rybicki - dwa. W każdą niedzielę o godzinie 10, od lat 70. do współczesnych gdańskie opozycyjne środowisko spotykało się, żeby grać w piłkę. To był obowiązek, aby zameldować się na boisku i odprawić piłkarskie nabożeństwo. Gra kończyła się dwie godziny później, równo z kościelnymi dzwonami.

Piątkę na plecach nosił Maciej Płażyński. Twardy, solidny obrońca. - Przez wiele lat był moim szefem w "Świetliku". A potem kolegą, choć łączyło nas coś więcej niż praca na wysokościach czy piłka nożna. Ale nie śmiałbym dziś użyć słowa przyjaźń. Staliśmy za nim murem. W ogóle w "Świetliku" najbardziej prawdziwym zdaniem za jego kadencji było "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - opowiada Andrzej Kowalczys. 

"Świetlik" był spółdzielnią pracy założoną w 1983 roku przez Macieja Płażyńskiego. Załoga pracowała na wysokościach, zajmowała się na przykład malowaniem kominów albo myciem szyb.

NA KOLEJNEJ ZOBACZYSZ PIĘKNY TRANSPARENT POŚWIĘCONY RYBICKIEMU I PŁAŻYŃSKIEMU. 

[nextpage]

Lechia i futbol w sercu Płażyńskiego też odgrywały ogromną rolę. W serwisie lechia.gda.pl znajdziemy słowa między innymi Marcina Gałka, spikera na meczach Lechii:

 - Maciej Płażyński przez lata był na stadionie Lechii. W roku 1996, kiedy upadała Lechia/Olimpia on, wówczas Wojewoda Gdański, jako jeden z nielicznych polityków był do końca z kibicami. Starał się działać, aby środowiska skupione wokół władzy Gdańska robiły coś w kierunku utrzymania tego klubu przy życiu poprzez pomoc finansową. Chciał, aby miasto poza zajmowaniem stanowisk, włączyło się aktywnie w funkcjonowanie tego klubu. Prezydentem był wówczas Tomasz Posadzki. Niestety było już za późno na jakiekolwiek działania. Na początku odradzającej się Lechii często pojawiał się na meczach Biało-Zielonych, klub ten uważał za swoją małą ojczyznę. On nie przychodził tam dla poklasku, czy dlatego, żeby go pokazano. Nie pretendował do tego, aby stać się ojcem sukcesu tego klubu w sensie medialnym - mówił i dodawał:

  -Podobnie było w marcu 1992, kiedy powstawała pierwsza spółka akcyjna w historii Lechii Gdańsk. Maciej Płażyński pomagał wtedy w pozyskiwaniu osób, które mogłyby zainwestować swoje pieniądze w nową spółkę.

Były rzecznik prasowy Błażej Słowikowski mówił z kolei (też cytat za lechia.gda.pl): - Pamiętam marszałka Macieja Płażyńskiego, który pojawiał się na meczach Lechii w niższych ligach. Był wtedy jednym z nielicznych "ludzi polityki", których można było spotkać na stadionie przy Traugutta. Można powiedzieć, że przychodził tam autentycznie dla Lechii. Interesował go rozwój klubu i cieszył się, widząc progres sportowy i organizacyjny.

Arkadiusz Rybicki i Maciej Płażyński byli politykami, których na stadionie szczególnie szanowano.

Dr Karol Nawrocki z gdańskiego Instytutu Pamięci Narodowej mówi WP SportoweFakty: - Arkadiusz Rybicki to rzeczywiście postać, którą kibice - w moim uznaniu, bo rozmawiamy tu o odczuciach, a nie o oficjalnym stanowisku kibiców, do którego wyrażania nie mam tytułu - doceniają. Nie tylko za lata 80., w tym za zaangażowanie w akcję w meczu z "Juventusem", ale też za pewien okazywany rodzaj przychylności, życzliwości i przede wszystkim stałość pozytywnych postaw wobec Lechii już w III RP. Podobnie z Maciejem Płażyńskim - to człowiek, który rozumiał sport i Lechii wiele razy jako wojewoda czy marszałek starał się pomóc i pomagał.

Aram, Maciek. Pamiętamy!

10 kwietnia 2010 roku obaj zginęli w katastrofie lotniczej w Smoleńsku. Arkadiusz Rybicki miał 57 lat. Maciej Płażyński - 52 lata. Lecieli na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

Kibice Lechii wówczas uczcili ich pamięć w piękny sposób. Na meczu z Polonią Bytom na ich miejscach na stadionie przy ul. Traugutta zawieszono koszulki obu polityków, pojawiły się także zdjęcia i znicze. Po meczu fani Biało-Zielonych udali się z kolei do Bazyliki Mariackiej, gdzie złożyli wieniec pod trumną Płażyńskiego. Powstał też transparent ze zdjęciami i napisem "Aram, Maciek. Pamiętamy". Taki sam pojawi się na najbliższym meczu derbowym z Arką Gdynia.

East News
Andrzej Kowalczys o Aramie Rybickim: - W ostatnich latach, miesiącach byłem przy nim blisko. I gdy siedem lat temu odszedł, to zauważyłem, że poczucie straty odczuwa wiele osób. Aram był postacią wyjątkową. Takich ludzi po prostu nie ma.

****
Arkadiusz "Aram" Rybicki - opozycjonista, działacz Solidarności, pracownik kancelarii Lecha Wałęsy. Potem podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Poseł Platformy Obywatelskiej. Kibic Lechii Gdańsk.

Maciej Płażyński - opozycjonista, wojewoda gdański, marszałek Sejmu, wicemarszałek Senatu. Jeden z założycieli Platformy Obywatelskiej, poseł. Kibic Lechii Gdańsk.

< Przejdź na wp.pl