Getty Images / Quality Sport Images / Na zdjęciu: załamany Lionel Messi (na pierwszym planie)

Rok od wielkiego koszmaru. FC Barcelona zdewastowana na Anfield

Jakub Artych

To były trudne dni. Uwielbiam zawozić dzieci do szkoły, ale po Anfield nie chciałem wychodzić z domu - mówił rozgoryczony Luis Suarez. W czwartek mija rok, gdy Liverpool rozbił Dumę Katalonii 4:0. Liga Mistrzów znów przeszła koło nosa Barcelonie.

1 maja 2019. W pierwszym półfinałowym meczu Ligi Mistrzów FC Barcelona rozbiła Liverpool FC, z łatwością wygrywając 3:0. The Reds przyjechali do Katalonii z dużymi nadziejami, ale piłkarzom z Anglii nie udało się upilnować genialnego Lionela Messiego.

- W zeszłym roku mieliśmy trzy gole przewagi w ćwierćfinale i zostaliśmy wyeliminowani. Teraz osiągnęliśmy dobry wynik, ale dwumecz nie jest zamknięty - mówił stanowczo trener Ernesto Valverde. - Widzieliśmy grę Liverpoolu i tempo, jakie utrzymują na swoim stadionie. Nie możemy się rozluźnić - analizował.

Deja vu

Koszmar powrócił i to z podwójną siłą. Zaledwie kilka dni później FC Barcelona przypominała zbieraninę przypadkowych ludzi, którzy musieli przez 90 minut współpracować ze sobą na boisku. Brakowało ambicji i determinacji. Katalończycy zostali zmiażdżeni w środkowej strefie boiska, a Leo Messi okazał się kompletnie bezradny. Virgil van Dijk doskonale postarał się o to, aby był to koszmarny wieczór dla Argentyńczyka.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus przewartościował piłkarskie kontrakty. "Futbol jest przepłacony, ale to prawo rynku" 

- Jestem pewien, że to była blokada psychiczna - podkreślał Gerard Pique na łamach "Marki". - Bardzo wysoko stosowali pressing, grali bardzo intensywnie i sam stadion Anfield także odegrał swoją rolę. Po prostu nie umieliśmy sobie z tym poradzić, co się niekiedy zdarza - ocenił po czasie doświadczony obrońca.

- To był koszmar i musimy sobie z tym poradzić, bo to może się kiedyś przytrafić jeszcze raz. Musimy zrozumieć, dlaczego do tego doszło i sprawić, żeby ta lekcja pomogła nam w przyszłości jeszcze raz wznieść trofeum Ligi Mistrzów - dodał wychowanek Dumy Katalonii.

FC Barcelona przeżyła jedną z najsmutniejszych nocy w swojej długiej historii. Blaugrana zdobyła co prawda mistrzostwo Hiszpanii, jednak było to marne pocieszenie. Dla wszystkich oczkiem w głowie była Liga Mistrzów, na którą czekają w klubie od 2015 roku. Ostatni triumf w Champions League pamiętają jeszcze Neymar, Xavi czy Andres Iniesta.

- To były bardzo trudne dni. Uwielbiam zabierać dzieci do szkoły, na piłkę nożną czy inne zajęcia. Po Anfield cierpieliśmy. Nie chciałem nigdzie wychodzić z domu - tłumaczy Luis Suarez.

Koszmar trwa

Porażka na Anfield była genezą wielu konfliktów, które trwają do dziś. Ernesto Valverde nie został zwolniony już w maju, lecz dopiero w styczniu 2020, gdy drużyna nie potrafiła wygrać w Superpucharze Hiszpanii. Po odejściu Valverde, piłkarzy zaatakował dyrektor sportowy Eric Abidal, który zarzucił niektórym brak zaangażowania.

- Wielu graczy nie było zadowolonych i nie pracowało zbyt intensywnie. Były też problemy z komunikacją wewnątrz drużyny. Jako były piłkarz potrafię to wyczuć - przyznał Francuz.

Słowa 40-latka wywołały wściekłość u Lionela Messiego, który mocno odpowiedział Abidalowi. Hiszpańskie media spekulowały, że Francuz poszedł o jeden post za daleko i wkrótce zostanie zwolniony z Barcelony. Prezydent klubu Josep Bartomeu nie zdecydował się jednak na małą rewolucję. Chciał uniknąć zamieszania w ważnym momencie sezonu.

Sytuacja jest obecnie kuriozalna. Wielki klub "pierze" swoje brudy w mediach, zamiast wyjaśniać je w cztery oczy. Gerard Pique, Leo Messi czy Ivan Rakitić nie gryzą się w język i potrafią wbijać szpilki zarządowi. Ten, zamiast myśleć o poprawie całej drużyny, rozgrywa prywatne wojenki przed przyszłorocznymi wyborami.

Może być tylko gorzej

Sytuacja finansowa klubu wisi na włosku. Nawet w przypadku ogromnych dochodów jakie codziennie generuje zespół na froncie finansowym. "Kryzys gospodarczy wywołany przez pandemię koronawirusa ujawnił słabą strukturę klubu" - podkreśla "Marca".

Klub poprosił piłkarzy w kwietniu o obniżenie pensji, co spowodowało kolejny kryzys w szatni. Piłkarze zgodzili się 70-procentowe cięcia kontraktów, ale nie będzie to wystarczająco dużo, aby uniknąć strat w bieżącym bilansie. W teorii wielkie kluby powinny łagodniej przejść kryzys gospodarczy, jednak ta reguła nie dotyczy Barcelony.

Od czasu bolesnej porażki na Anfield, wiele rzeczy w klubie zmierza w złym kierunku.

Zobacz także: Robert Lewandowski długo nie nacieszy się Laurą. W sobotę piłkarze Bayernu zostaną skoszarowani w hotelu

Zobacz także: Mateusz Borek przejdzie do TVP? "Musiałby pogodzić się z rolą drugiego lub trzeciego komentatora"
Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

< Przejdź na wp.pl