Getty Images / Max Maiwald/DeFodi Images / Na zdjęciu: Juergen Klopp

Premier League. Klopp Budowniczy. Jasna wizja, która przywróciła Liverpoolowi blask

Bartłomiej Bukowski

Pięć lat budował Juergen Klopp drużynę, która będzie w stanie sięgnąć po mistrzostwo. Kluczem nie były jednak pieniądze, a wyraźny pomysł na to, jak ma ona wyglądać.

- Największą satysfakcją jest, gdy weźmiesz takiego piłkarza jak Lewandowski, z Polski, z mniejszego klubu i widzisz jak gra dzisiaj - mówił kiedyś Juergen Klopp. Dziś natomiast z pełną satysfakcją może patrzeć na to, co zbudował w Liverpoolu. A wbrew pozorom mistrzowska ekipa jaką stworzył, wcale nie składała się tylko z piłkarzy skazanych na wielkość. Niemiec jednak jak mało kto potrafi wykrzesać z piłkarzy 110 procent potencjału. Od początku podkreślał, że nie zamierza skupiać się na szaleństwach na rynku transferowym.

- Nie możemy kupować graczy tylko dlatego, że inne drużyny kupują graczy - mówił wielokrotnie podczas swojej pracy w Anglii. - Piłkarz, którego zamierzamy kupić, musi być w 100 procentach właściwy - dodawał. 

Podczas gdy inni wydawali na potęgę, jak Guardiola, czy narzekali na brak transferów jak Mourinho, Klopp cierpliwie robił swoje. Ciekawostką jest fakt, że "Mou", który niejednokrotnie uderzał w zarząd "Czerwonych Diabłów" za brak wzmocnień, w trakcie swojej dwuipółletniej przygody z klubem wydał więcej, niż Klopp przez pięć lat w Liverpoolu. Idąc dalej, Guardiola w cztery lata w City wydał prawie dwa razy tyle. 

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Lewandowskiego na treningu Bayernu! 

Oczywiście, Klopp także potrafił sypnąć pieniędzmi. Gdy w finale Ligi Mistrzów z Realem zawiódł go Loris Karius, niecałe dwa miesiące później sięgnął po Alissona, czyniąc go wówczas najdroższym bramkarzem świata. Gdy na środku obrony raz za razem kompromitowali się Lovren i Klavan, najdroższym obrońcą w historii uczynił Virgila van Dijka. Obaj jednak szybko przez wielu zostali uznani za najlepszych na swoich pozycjach. 

Nie na każdym z dzisiejszych gwiazdorów Liverpoolu ciążyła jednak taka presja związana z sumą odstępnego. Kto dziś jeszcze pamięta, że trio Mane-Firmino-Salah kosztowało łącznie ok. 120 mln euro. Hiszpańscy giganci takie kwoty wydają na pojedyncze wzmocnienia ataku (Felix, Dembele czy Griezzmann). 

I choć 40 milionów wydane na każdego z nich, to także niemałe sumy (Firmino w ostatnim swoim okienku kupił jeszcze Brendan Rodgers), to żaden z nich nie mógł być gwarantem wejścia na topowy poziom. Salah już wcześniej odbił się od Chelsea, Mane zaś był gwiazdą "tylko" Southampton. Tego samego Southampton, z którego Liverpool już kilkukrotnie kupował wyróżniających się piłkarzy (Lallana, Clyne, Lovren) i żaden z nich nie wzniósł klubu na wyżyny. 

Klopp jednak miał pomysł, jak te klocki poskładać. Nie bał się stawiać również na nazwiska dla wielu anonimowe. Boki obrony, których "The Reds" zazdrości dziś cały świat, kosztowały w sumie - 9 milionów euro. Tyle właśnie Liverpool zapłacił Hull City za Andrew Robertsona. Trenta Alexandra-Arnolda Klopp wyciągnął natomiast z drużyn młodzieżowych.

Niemiec od początku w pełni wierzył w swój projekt i tę wiarę starał się zaszczepić podopiecznym. - Kiedy tu przybyłem, nikt nie lubił tej drużyny. Nawet sama drużyna! - wspominał swoje początki w Anglii. - Piłkarze nie wierzyli, że są dość dobrzy, by grać w Liverpoolu - dodawał. Wpajał swoim podopiecznym, by ci nie przejmowali się cierpkimi słowami pod adresem swojej gry. - Jedyna krytyka, która się liczy jest moja - miał powtarzać. 

Początki nie były jednak łatwe. Pierwszy sezon zakończył na ósmym miejscu. Efekty zaczęły się jednak pojawiać dopiero, gdy zaczął budować drużynę na swoją modłę. Od początku stawiał przede wszystkim na to, aby zawodnik wierzył w jego projekt. Z tego powodu upadł chociażby transfer Mario Goetze, z którym szkoleniowiec znał się z czasów Borussii. Niemiecki zawodnik miał nie być dość mocno przekonany do wizji Kloppa. Zamiast niego do zespołu dołączył właśnie Mane - dziś nikt raczej tego nie żałuje.

- Jego sekretem jest to, że jest dla zespołu jak ojciec. Między nami od razu zaiskrzyło. Wszyscy kochamy go, ale też boimy się, jak ojca - mówił w rozmowie z France Football Senegalczyk. - Zajmuje dużo miejsca w moim życiu, nie tylko w kwestiach piłki nożnej. To świetna osoba. Ufam mu ślepo, myślę, że tak jak większość szatni - dodał. 

Nie było bowiem tak, że Klopp strzelał na ślepo, by wreszcie odnaleźć złoty środek. W swoim pierwszym okienku poważne pieniądze wydał na dwóch piłkarzy - wspomnianego Mane oraz Georginio Wijnalduma. Obaj do dziś stanowią trzon drużyny. Zresztą w swoim pobycie w klubie więcej niż 10 milionów euro wydał tylko na dziewięciu zawodników. W pierwszym składzie nie zaistniał jedynie najtańszy z nich - Xherdan Shaqiri, któremu od początku pisana była rola rezerwowego. Pewnym rozczarowaniem może być natomiast Naby Keita. W jego wypadku jednak nie pomogły także liczne urazy.

Pod wodzą Niemca zespół przestał wreszcie palić pieniędzmi w piecu. Nie było już mowy o tym, by powtórzyła się historia Christiana Benteke, który kupiony w 2015 roku za rekordowe dla klubu 47 mln euro, po roku został oddany bez żalu za 15 milionów mniej. 

Belg był symbolem nieudolnej polityki transferowej Liverpoolu przed erą Kloppa. Napastnika wymyślił sobie Brendan Rodgers, który jednak nie zatroszczył się o to, by dopasować go do taktyki, zapewnić mu warunki, w których będzie w stanie błyszczeć. Klopp natomiast szybko stwierdził, że skład będzie budował w oparciu o zupełne przeciwieństwo Benteke na pozycji "9", jakim jest Roberto Firmino

Dziś Juergen Klopp zbiera plony swojej wizji. Tego, że od początku miał jasno nakreślony plan, do którego potrafił znaleźć odpowiednich wykonawców i sprawić, by uwierzyli w niego tak samo mocno jak on. Fani Liverpoolu natomiast po długich 30 latach znów mogą świętować mistrzostwo Anglii.

Czytaj także:
Serie A. Aurelio De Laurentiis dotrzymał słowa. Piłkarze SSC Napoli otrzymali zaległą pensję
Premier League. Southampton - Arsenal. Angielskie media: Jan Bednarek bez winy przy straconych golach

< Przejdź na wp.pl