PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek

Michał Pol: Czy z Holandią piłkarze będą umierać za Brzęczka? [FELIETON]

Michał Pol

Mecz z Holandią przesądzi czy Jerzy Brzęczek pozostanie na stanowisku. Choć jego los zależy wyłącznie od prezesa PZPN, porażka w równie kompromitującym stylu, co z Włochami, sprawi, że presja ze strony kibiców i zawodników wymusi radykalne działanie.

Ciężko zgodzić się z byłym napastnikiem reprezentacji Polski, Grzegorzem Mielcarskim, który na łamach WP SportoweFakty skarcił Roberta Lewandowskiego za wymowną krytykę selekcjonera po porażce z Włochami (0:2). Zdaniem byłego zawodnika FC Porto, "Lewy" "dolał benzyny do ognia" oraz "puścił wózek, który wszyscy w reprezentacji powinni ciągnąć w jedną stronę".

Najwyraźniej kapitan reprezentacji uznał jednak, że wózek z napisem "kadra" zmierza w fatalnym kierunku i za chwilę roztrzaska się na ścianie, niszcząc marzenia kibiców i samych zawodników o udanym turnieju. Przeżyjemy podobny koszmar, co podczas fatalnych mistrzostw świata w Rosji w 2018 roku.

Krytyka Lewandowskiego i tak była niezwykle zawoalowana i delikatna. Wymowne milczenie, które media skrzętnie odmierzały co do sekundy, słowa nie wprost, ale które trzeba było interpretować między wierszami. Co zresztą pozwoliło np. wiceprezesowi PZPN Markowi Koźmińskiemu uznać wszystko za nadinterpretację mediów.

ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. 8 sekund ciszy Lewandowskiego. "Pewne słowa powinny paść między trenerem a drużyną" 

Kiedy Lewandowski ostatni raz ostro skrytykował selekcjonera, miało to miejsce po klęsce na Euro 2012, gdy zarzucił Franciszkowi Smudzie, że nie przygotował zawodników do najważniejszej imprezy życia. - Na takiej imprezie powinniśmy mieć opracowane warianty na różne okoliczności. Nie mieliśmy. W przerwach nie było merytorycznej rozmowy. Sami ustalaliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku - mówił wtedy.

Wielu miało wówczas do Lewandowskiego pretensje, że zdobył się na tę krytykę dopiero po turnieju, gdy wszystko było już przegrane. Że trzeba było alarmować wcześniej, skoro zawodnicy widzieli, że sprawy idą w złym kierunku. Walić ręką w stół, kiedy mogło to jeszcze coś zmienić. No więc teraz alarmuje zawczasu.

Trudno uznać jego słowa za dolewanie benzyny do ognia, bo w kadrze nie tliła się żadna dyskusja czy kwestionowanie pracy szkoleniowca. A jeśli nawet, to nie przedostawała się do mediów. Ostatnie słowa wewnętrznej krytyki padły ze strony Kamila Glika po kiepskim meczu z Łotwą w eliminacjach Euro 2020, zarzucił wówczas kolegom brak pokory. Wcześniej po porażce ze Słowenią Lewandowski wzywał do analizy "tego, co robimy źle, bo piłka nożna jest z jednej strony prostą grą, ale z drugiej bardzo trudną, jeśli chodzi o rozgrywanie taktyczne".

Wyrywało się też Maciejowi Rybusowi, że "nie wiedzieliśmy jak grać", co zresztą przypłacił niechęcią selekcjonera.

Jeśli ktoś dolał benzyny do ognia, to raczej Jerzy Brzęczek podczas wtorkowej konferencji prasowej, odnosząc się protekcjonalnie do krytyki Lewandowskiego. Wybaczył mu "troszeczkę niefortunne zachowanie, tym bardziej że jest kapitanem drużyny", zbywając jego pretensje tym, że nie brał udziału w dwóch pierwszych treningach, na których kadrowicze ćwiczyli taktykę. Słowem, "Lewy" sam jest sobie winien, jeśli czegoś nie ogarnął.

Działo się to w momencie, gdy ważyło się, czy Lewandowski zagra w meczu z Holandią. Czy słowa selekcjonera były dla kapitana właściwą motywacją? Czy może lepiej byłoby zamknąć odpowiedź na pytanie o krytykę kapitana w dwóch zdaniach: "Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nie ma tematu"?

Choć z jednej strony trudno sobie wyobrazić, by reprezentant Polski wychodził na boisko z inną myślą niż o zwycięstwie za wszelką cenę, to w obecnej sytuacji, zwłaszcza w meczu z Holandią, Brzęczek potrzebuje od zawodników stuprocentowej motywacji i zaangażowania. Postawy pokazującej, że wierzą w niego i chcą za niego "umrzeć". Że w starciu z jedną z najlepszych drużyn w Europie, z którą we wrześniu okazali się kompletnie bezradni, wyjdą na boisko i będą gryźć trawę!

Brzęczek liczy na reakcję piłkarzy po nieudanym meczu z Włochami, na rehabilitację tych, którzy zawiedli (czyli wszystkich poza Wojciechem Szczęsnym, którego zresztą zastąpi Łukasz Fabiański). Na grę agresywnym pressingiem i z determinacją, które kadrowicze prezentowali na treningach, ale zawiodły w meczu. Tyle że jeśli nie dołoży do tego właściwego ustawienia, taktyki i pomysłu na pokonanie Holendrów, skończy się jednym strzałem - jak w Amsterdamie. Bez względu na to, czy zdąży wyleczyć się Lewandowski, czy znów zagra Krzysztof Piątek. A sama agresja da taki efekt, jak wejście Jacka Góralskiego w meczu z Włochami.

Michał Pol

< Przejdź na wp.pl