WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Artur Boruc

Marek Wawrzynowski: Prośba do piłkarzy Legii Warszawa. Przestańcie płakać, zacznijcie grać [OPINIA]

Marek Wawrzynowski

Piłkarze Legii Warszawa mają pretensje do arbitrów, że po ich rażącym błędzie przegrali ze Śląskiem Wrocław. Szkoda, że nie mają pretensji do siebie. W meczu z ledwie solidnym ligowcem oddali dwa celne strzały. W pozostałych byli niewiele lepsi.

Wielka afera się nam zrobiła, ponieważ sędzia liniowy Marcin Boniek popełnił błąd, przez który - podobno - Legia Warszawa przegrała we Wrocławiu 0:1. Podobno.

Sytuacja wyglądała tak, że Ernest Muci kopnął piłkę w kierunku Victora Garcii ze Śląska. Ten był na spalonym. Boniek podniósł chorągiewkę, bo myślał, że zagrywał zawodnik Śląska. Podniósł na ułamek sekundy, bo szybko zorientował się, że to pomyłka, że nie ma mowy o spalonym, ponieważ zagrywał legionista. Mistrzowie Polski zasugerowali się jednak pierwotną sygnalizacją i stanęli. Garcia przejął piłkę i zdobył bramkę meczu.

W Internecie rozpoczął się więc zmasowany atak na Bońka i sędziego głównego Bartosza Frankowskiego. Dołączył do tego m.in. Artur Boruc. "Moment kiedy zdajesz sobie sprawę, że nic innego niż kop na pi*** lepszego efektu nie przyniesie..." - takim komentarzem ozdobił zdjęcie, na którym patrzy w stronę Frankowskiego. Więcej TUTAJ.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko
 

Czy sędzia popełnił błąd? Tak, ale go naprawił. Oczywiście, gdyby tej chorągiewki nie podniósł, nie padłaby bramka. Padła, bo stanął Andre Martins i - UWAGA! - Muci. Czyli ten, który zagrywał do rywala.

Stara zasada mówi, że gra się do gwizdka. Trener Legii Czesław Michniewicz mówi: "Jeśli jesteś blisko arbitra, który podnosi chorągiewkę, to psychika automatycznie powoduje, że się zatrzymujesz".

Na to już nic nie poradzimy. Nie jest to przecież odosobniona sytuacja, gdy sędzia asystent sygnalizuje coś głównemu, a ten to ignoruje, bo widzi inaczej. A to główny odpowiada i to jego decyzja jest wiążąca. I to wiedzą już dzieci, a tym bardziej powinni wiedzieć profesjonalni piłkarze.

W 1998 roku w ćwierćfinale mistrzostw świata Niemcy odpadli z Chorwacją. Od 40. minuty grali w osłabieniu po tym, jak sędzia wyrzucił z boiska Christiana Woernsa za faul na Davorze Sukerze. Chorwaci w przewadze "zjedli" Niemców na boisku. Skończyło się 3:0. Oczywiście, przegrani mieli wielkie pretensje do arbitra. Woerns nazwał Sukera aktorem. Sugerował, że Chorwaci prowokowali, zaś czerwona kartka była żartem.

Sprawa była oczywiście kontrowersyjna, ale wejście Woernsa mogło się zakończyć dla Sukera naprawdę źle. Niemcy nie mogli się z tym jednak pogodzić. Selekcjoner Berti Vogt sugerował, że sędzia wypełniał jakieś "rozkazy z góry". Mówił, że Niemcy "odnosili zbyt wiele sukcesów w przeszłości".

Tego było dla jego rodaków zbyt wiele. Największy niemiecki dziennik, "Bild", na pierwszej stronie dał wieli tytuł "Przestań płakać!". Tę historię można zadedykować piłkarzom i trenerom Legii. Przestańcie w końcu płakać, zacznijcie grać.

Mistrz Polski w pięciu pierwszych meczach ligowych odniósł dwa zwycięstwa i poniósł trzy porażki. Strzelił ledwie cztery gole. W dwóch ostatnich spotkaniach nie potrafił pokonać bramkarza rywali.

Mówimy o drużynie, która ściąga najlepszych zawodników w lidze, najwięcej płaci, ma największe możliwości. Tymczasem gra przeciętną piłkę, schematyczną, bez polotu. I to ma odzwierciedlenie w statystykach.

Jak podaje serwis ekstrastats.pl, Legia w poprzednim sezonie oddawała średnio 15,33 strzału na mecz, w tym 5,23 strzałów celnych. Zajmowała w tych klasyfikacjach odpowiednio drugie i pierwsze miejsce w lidze. Przełożyło się to na wygranie Ekstraklasy.

W tym sezonie ma 10 strzałów na mecz, w tym 2,8 celnych. Efekt jest taki, że Legia okupuje strefę spadkową. Nawet biorąc pod uwagę, że warszawianie rozegrali (na własną prośbę) dwa mecze mniej od pozostałych drużyn, jest to katastrofa. A nawet więcej: to kompromitacja drużyny Michniewicza. I nie jest to wina sędziego Frankowskiego, że Legia nie oddaje strzałów.

A więc raz jeszcze: przestańcie płakać, panowie. Wystarczy zacząć grać, wygrać zaległe spotkania i Legia znowu będzie w czołówce.

ZOBACZ inne teksty autora

< Przejdź na wp.pl