PAP/EPA / JOSE SENA GOULAO / Na zdjęciu: Darwin Nunez

Niespotykana sytuacja w derbach Lizbony. Chcieli grać za wszelką cenę

Rafał Szymański

Wydawało się, że ten mecz nie dojdzie do skutku w pierwotnym terminie. Koronawirus zdziesiątkował drużynę Belenenses, która chciała sprawić niespodziankę w starciu derbowym z Benfiką.

Na sobotę zaplanowano derby Lizbony. Problem w tym, że w szeregach Belenenses zdiagnozowano dziesięć przypadków zakażenia koronawirusem. Na domiar złego trener nie mógł skorzystać z dziewięciu innych piłkarzy, którzy zmagali się z kontuzjami lub pauzowali za kartki.

Istniało ryzyko, że spotkanie ligi portugalskiej zostanie przełożone na inny termin. Tak się jednak nie stało.

Podopieczni trenera Filipe Candido musieli wyjść na boisko, w innym wypadku zostaliby ukarani walkowerem. Zespół z Estadio Nacional do Jamor chciał stawić czoła przeciwnościom losu. W dniu meczu dziennik "Diario de Noticias" informował, że tylko siedmiu zawodników jest zdolnych do gry.

Ostatecznie Candido mógł wystawić dziewięciu graczy, w tym dwóch bramkarzy - Joao Monteiro mógł sprawdzić się w innej roli. Na ławce rezerwowych Belenenses nie było ani jednego piłkarza.

Szkoleniowiec Benfiki Lizbona mimo wszystko wystawił optymalny skład. Kibice Belenenses nie mogli wyobrazić sobie gorszego początku spotkania, już w pierwszej minucie Brazylijczyk Kau strzelił gola samobójczego. Przed przerwą Benfica zdobyła jeszcze sześć bramek.

Spotkanie zakończyło się w kuriozalnych okolicznościach. Na drugą połowę wyszło tylko siedmiu piłkarzy gospodarzy, ale po kilkudziesięciu sekundach jeden z nich zgłosił kontuzję i musiał opuścić murawę. Sędzia przerwał mecz przy stanie 0:7 i wszystko wskazuje na to, że drużyna Candido jednak zostanie ukarana walkowerem.

Czytaj także:
Chamska reakcja niemieckiej fanki. Zobacz, co pokazała Haalandowi podczas meczu
Tak to wygląda. Zobacz klasyfikację strzelców Bundesligi

< Przejdź na wp.pl