Anna Wysokińska: Polska piłka ręczna nie zginie
- Jest na kim budować zespół. Oby było więcej takich spotkań - powiedziała tuż po zwycięskim meczu eliminacyjnym przeciwko Ukrainie bramkarka Anna Wysokińska.
Taniec radości odtańczyły na parkiecie szczypiornistki reprezentacji Polski po ograniu Ukrainek w drugim meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata. Szczęścia słowami nie zdecydowała się wyrazić Anna Wysokińska. - Powiedziałabym, ale to słowo jest uznawane za niecenzuralne. Na pewno jestem ogromnie szczęśliwa, bardziej też z tego, że dokonaliśmy tego przed szczecińską publicznością. Spędziłam tutaj trzy lata. Było naprawdę fajnie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tutaj zajrzymy - dodała.
Nasza rozmówczyni nie zgodziła się przy tym z opinią, że Ukrainki nie postawiły zbyt wysoko poprzeczki. - Nie, wynik nie do końca odzwierciedla to, co się działo na parkiecie. Ukraina to nie jest anonimowy zespół. Tam nie grają dziewczyny z przysłowiowej łapanki. Praktycznie każda z nich występuje w znaczącym zagranicznym klubie - zaznaczyła bramkarka.
Wskazała jednak na inny problem, który mógł jej zdaniem mieć pewien wpływ na zakończoną już rywalizację. - One mają duże problemy jeśli chodzi o federację. Być może miało to wpływ na to, jak się zaprezentowały. Niemniej to nie jest nasz problem. Dla nas najważniejsze było zrealizować założony cel. Jedziemy w grudniu na mistrzostwa! - wykrzyczała ze szczęścia Wysokińska.
Zapytana na koniec, na co jej zdaniem stać będzie polską siódemkę w grudniowych mistrzostwach świata w Danii, odpowiedziała: - Mamy jeszcze parę miesięcy. Na chwilę obecną myślimy o wakacjach. Bardzo lubię piłkę ręczną, ale póki co liczę na parę tygodni kompletnego, słodkiego, absolutnego nicnierobienia - żartobliwie zakończyła rodowita wrocławianka.