Getty Images

Przerwany amerykański sen, czyli zamach na igrzyskach w Atlancie

Tomasz Skrzypczyński

Choć igrzyska olimpijskie są świętem, w jej historii nie brakuje dramatów i śmierci niewinnych ludzi. 20 lat temu, podczas największej sportowej imprezy na świecie doszło do zamachu, w którym ludzie stracili życie.

Pokój. Jedna z olimpijskich idei, która po raz pierwszy została poważnie nadszarpnięta podczas igrzysk w Monachium w 1972 roku. W wyniku zamachu palestyńskiej organizacji zamordowano wtedy 11 izraelskich sportowców. Tragedia wstrząsnęła światem i tylko podsyciła konflikt izraelsko-arabski.

Na szczęście kolejne wielkie sportowe imprezy pełne były tylko czysto sportowych emocji. Tak było przez 24 lata. W Atlancie olimpijska flaga znów została poplamiona krwią, a śmierć poniosły niewinne osoby.

XXVI letnie igrzyska olimpijskie trwały w najlepsze. W ciepłą noc 27 lipca 1996 roku w parku olimpijskim zorganizowano koncert rockowy. Na występie zespołu Jack Mack and the Heart Attack pojawiły się setki ludzi. Amerykański sen trwał w najlepsze.

Niestety, ludzie zostali z niego wybudzeni, a sen zamienił się w koszmar. Doszło do eksplozji trzech ładunków wybuchowych, które na dodatek były wypełnione gwoździami. Wszystko po to, aby zwiększyć liczbę ofiar.

ZOBACZ WIDEO Od Copacabany po fawele. Ogień olimpijski robi furorę w Rio (źródło TVP)
Od Copacabany po fawele. Ogień olimpijski robi furorę w Rio

"Szliśmy ulicą, było bardzo głośno, rozmowy ludzi przeplatane odgłosami muzyki. Nagle poczułam uderzenie powietrza z lewej strony, które odrzuciło mnie na kilkanaście metrów. Gdy upadłam, nie było słychać nic. Absolutna cisza" - wspominała później jedna z rannych osób.

Później pojawiła się panika i krzyki. Ci, którzy nie ucierpieli starali się pomagać rannym. Niestety, dwóm z nich nic nie mogło już pomóc. 44-letnia Amerykanka Alice Hawthorne zginęła na miejscu, a operator tureckiego radia zmarł na atak serca. Aż 111 osób zostało mniej lub poważnie rannych.

Tragedia byłaby jeszcze większa, gdyby nie ochroniarz Richard Jewell.
34-letni wówczas mężczyzna był odpowiedzialny za pilnowanie porządku imprezy. To on zwrócił uwagę na pozostawiony plecak i poinformował o tym oficerów Biura Śledczego stanu Georgia, którzy natychmiast ruszyli do działania. Niestety, wybuch nastąpił zanim wszyscy opuścili niebezpieczne miejsce.

[nextpage]

Informacja o zamachu szybko obiegła cały świat. Prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton w wydanym oświadczeniu nazwał zamach "okropnym aktem terroru" i zapowiedział błyskawiczne działania, mające na celu znalezienie zamachowca. Wszystkim po głowach krążyło jednak też pytanie: co dalej z igrzyskami?

Postanowiono, podobnie jak w Monachium, nie przerywać sportowego święta. 

Tymczasem ochroniarza Richarda Jewella, który zauważył ładunek, media zaczęły przedstawiać jako bohatera, a pochwał pod jego adresem nie było końca. Wszyscy byli przekonani, że gdyby nie czujne oko mężczyzny, w Parku Olimpijskim zginęłyby setki osób. Wątpliwości co do tego nie było. Ale do czasu.

Zwłoki ofiary po zamachu bombowym w Parku Olimpijskim w Atlancie
Po kilku dniach od zamachu w mediach pojawiła się zaskakująca informacja - Richard Jewell jest jednym z podejrzanych o dokonanie zamachu przez FBI. 34-latka zatrzymano, jego dom został przeszukany. I choć nie znaleziono nic podejrzanego, a w jego życiorysie nie było jakichkolwiek powiązań z przestępczością, gazety i telewizja były przekonane, że to on podłożył bombę.

Amerykańscy dziennikarze prześcigali się w pisaniu artykułów szkalujących imię Jewella, polegając jedynie na podejrzeniach FBI. Opinię publiczną przekonywano, że wszystko zostało przez niego ukartowane, chwaląc jednocześnie służby za przenikliwość. 

Wkrótce jednak jego adwokaci ogłosili, że Jewell jest niewinny, a ponadto zdał on test na wykrywaczu kłamstw. Sprawa toczyła się aż przez trzy miesiące - dopiero w październiku mężczyzna otrzymał list od FBI, w którym oczyszczono go z jakichkolwiek zarzutów. Jewell wystosował następnie szereg pozwów wobec gazet, m.in. New York Post czy telewizji NBC. I choć wszystkie sprawy wygrał, otrzymując wysokie finansowe zadośćuczynienia, nigdy nie oczyścił w pełni swojego imienia.

Wciąż jednak nie było znana tożsamość osoby, odpowiedzialnej za śmierć osób w Parku Olimpijskim w Atlancie.

[nextpage]

Dopiero w 1998 roku ustalono, że sprawcą ataku był Eric Robert Rudolph. 32-latek, którego podkładane ładunki w różnych częściach kraju (klinika aborcyjna w Birmingham, klub dla homoseksualistów w Atlancie) wywołały obrażenia u co najmniej 150 osób.

Choć jego nazwisko było znane, a on znalazł się na liście najbardziej poszukiwanych osób przez FBI, schwytano go dopiero w 2003 roku! Sam siebie określał jako człowieka walczącego na wojnie, w której celem jest zakończenie aborcyjnego holokaustu i homoseksualizmu.

Po zatrzymaniu Rudolph zdradził lokalizację innej bomby, która była dwukrotnie silniejsza od ładunku z Atlanty, oraz miejsce ukrycia ponad 50 kilogramów dynamitu. Policja unieszkodliwiła oba ładunki.

Po trwającym dwa lata procesie, 18 lipca 2005 Eric Robert Rudolph został skazany na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Odsiaduje karę w słynnym więzieniu o zaostrzonym rygorze "Supermax" w mieście Florence, w stanie Colorado.

< Przejdź na wp.pl