Bohater AZS-u Częstochowa: Staram się robić to, co do mnie należy

Adrian Heluszka

Szerokim echem odbiło się sensacyjne zwycięstwo siatkarzy Wkręt-metu AZS Częstochowa w Rzeszowie. Pierwszoplanową postacią częstochowskiej ekipy był zdobywca 35 punktów, Grzegorz Bociek.

Częstochowianie sprawili nie lada sensację, odprawiając z kwitkiem aktualnych mistrzów Polski. Przed sobotnim pojedynkiem nikt nie dawał ekipie Marka Kardosa cienia szans na nawiązanie równorzędnej walki z rzeszowianami. Tym bardziej, że statystyki były dla Akademików bezlitosne. Po pierwszych pięciu kolejkach częstochowianie mieli na swoim koncie ledwie jednego wygranego seta i z zerowym dorobkiem punktowym zamykali ligową tabelę. Biało-zieloni potrafili obronną ręką wyjść z opresji i mimo, że przegrywali już 0:2, odwrócili losy spotkania. - Przyjechaliśmy do Rzeszowa, by walczyć i to się nam udało. Nie było łatwo, bo przegrywaliśmy już w setach 0:2. Cieszymy się, że w końcu ciężka praca na treningach owocuje - mówi bezsprzecznie bohater częstochowian, Grzegorz Bociek. W ręce 21-letniego atakującego trafiła statuetka MVP.

Były gracz bełchatowskiej Skry był klasą dla siebie, a w tie-breaku spisywał się, jak z nut. 35 punktów na jego koncie niech posłuży za najlepszy komentarz. - Dziękuje za miłe słowa, ale to wszystko zasługa całego zespołu. Wszystko zaczyna się od przyjęcia. Bez niego nie ma mowy o dobrym rozegraniu. To wszystko jest ze sobą powiązane. Cieszę się, że ten trud, który wkładają trenerzy zaczyna procentować. Jestem atakującym i myślę, że jak w każdej drużynie staram się robić, to co do mnie należy - powściągliwie dodaje Bociek.

Wygrana na Podpromiu może okazać się ogromnym przełomem w grze Akademików. W poprzednich spotkaniach częstochowianie potrafili walczyć, jak równy z równym z rywalami, ale ich bolączką były końcówki poszczególnych setów. Tym razem role się odwróciły i młodzi gracze spod Jasnej Góry potrafili w decydujących fragmentach utrzymać nerwy na wodzy. - Wychodząc na parkiet w Rzeszowie być może naszą przewagą był fakt, że nie mieliśmy żadnej presji. Kto tak naprawdę stawiałby na ostatnią drużynę w tabeli w meczu z mistrzem Polski? W poprzednich meczach zabrakło nam trochę. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy słabsi od innych zespołów i może na siłę chcieliśmy wygrać. Efekt był jednak odwrotny - zauważa Bociek.

Apetyt rośnie z pewnością w miarę jedzenia. W kolejnych meczach kolejno z PGE Skrą Bełchatów, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskim Węglem częstochowianie będą mogli udowodnić, że zwycięstwo w Rzeszowie nie było jednorazowym wyskokiem i pokusić się o kolejne niespodzianki. – Przed nami najcięższe mecze w pierwszej rundzie. Będziemy na pewno tak samo zmotywowani i chętny do walki, jak w meczu z Resovią. Zdajemy sobie jednak sprawę, że będzie nawet jeszcze trudniej o punkty – kończy Grzegorz Bociek.

Grzegorz Bociek w Rzeszowie spisał się fenomenalnie

< Przejdź na wp.pl