Wycinek z życia: Matej Kazijski - kolekcjoner trofeów nadal głodny zwycięstw

Marcin Górczyński

W jaki sposób zaczęła się jego przygoda z siatkówką ? Jaką nietypową umowę zawarł na początku kariery ? W kolejnym odcinku przedstawiamy bułgarskiego przyjmującego Mateja Kazijskiego.

Od zawsze z siatkówką

Matej Kazijski niemal od zawsze miał bliski kontakt ze światem sportu. Jego rodzice, Ilijan i Valia, zawodowo zajmowali się siatkówką, nic więc dziwnego, że ich potomek postanowił kontynuować rodzinne tradycje. Ilijan Kazijski występował jako rozgrywający, a po zakończeniu kariery zajął się działalnością menadżerską (w swoje CV może wpisać pracę z bułgarską drużyną narodową). Natomiast mama siatkarza prezentowała swoje umiejętności na środku bloku. Od najmłodszych lat Matej nasiąkał siatkówką - rodzice wciąż kontynuowali kariery i często zabierali swoją pociechę na treningi. - Zarówno mama jak i tata uprawiali siatkówkę. często dochodziło więc do sytuacji, że ich treningi się pokrywały. W związku z tym zabierali mnie na halę, ponieważ nie miałem wtedy opieki. Czasem poszedłem popatrzeć jak trenuje tata, innym razem wybierałem mamę. Przeważnie biegałem po boisku, bawiłem się z piłkami - wspomina Kazijski.

Będąc już uczniem szkoły podstawowej, rodzice postanowili zadbać o rozwój fizyczny latorośli. Matej, podobnie jak wielu rówieśników, swoje nadzieje początkowo pokładał w piłce nożnej. Uwagę młodzieńca przykuwały także mniej popularne sporty w Bułgarii, takie jak…łucznictwo i jazda konna. Nietypowe dyscypliny sportu nie przypadły ostatecznie do gustu przyszłemu idolowi kibiców. Podobnie stało się także w przypadku koszykówki. - Innymi sportami zajmowałem się tylko przez parę miesięcy, to były raczej epizody w moim życiu. Kiedy zacząłem grać w siatkówkę, a miałem wtedy 9 lat, postanowiłem porzucić wszystkie inne dyscypliny i skoncentrować się na tej jednej - zauważył.

Ciekawość to pierwszy stopień do ... siatkówki

Jak podkreśla sam zawodnik, przygoda z siatkówką zaczęła się dość przypadkowo. Nie wiadomo, jak potoczyłoby się przyszłe losy Bułgara, gdy nie ciekawość młodzieńca. - Historia moich początków jest dość zabawna. Pewnego dnia w pobliskiej hali sportowej zauważyłem chłopaków w moim wieku, którzy jednak znacząco przewyższali mnie wzrostem. Postanowiłem przyjrzeć się ich treningowi. Trener tego zespołu zaproponował mi, żebym został i poodbijał z nimi. Oczywiście nie wiedział, że pochodzę z siatkarskiej rodziny. Nie zdawał sobie sprawy, że, obserwując tatę na treningach, poznałem w nieznacznym stopniu podstawy siatkarskiej techniki. Ocenił moje umiejętności i stwierdził, że jak na mój wiek wiele już potrafię. Dlatego poprosił mnie o przyjście na kolejny trening. I tak to trwa po dzień dzisiejszy - opowiadał Matej.

Pomimo siatkarskich genów, Kazijski w młodości nie wyróżniał się wzrostem i raczej uznawano go za chłopaka o wątłej budowie. Stąd też jego pierwsze boiskowe poczynania ograniczały się do występów w roli rozgrywającego. Trenerzy Slawii Sofia, której barwy reprezentował od piątej klasy podstawówki, nie dostrzegali drzemiącego w nim potencjału. W dużej mierze wywołane to było brakiem niezbędnych centymetrów do gry na skrzydle. Sytuacja uległa diametralnej zmianie kilka lat później, gdy Matej najpierw zrównał się z rówieśnikami, a następnie ich przerósł. - Mój tata występował jako rozgrywający, natomiast mama była środkową bloku. Kiedy zaczynałem koledzy znacząco mnie przerastali, więc nic dziwnego, że ustawiono mnie na wystawie. Będąc nastolatkiem, coraz częściej pojawiałem się jako atakujący oraz środkowy bloku - skomentował po latach. Zarówno gra po przekątnej z rozgrywającym jak i miejsce na środku siatki nie satysfakcjonowały Kazijskiego. - Od najmłodszych lat jego myśli krążyły wokół występów na pozycji przyjmujące. Od zawsze jednak ciągnęło mnie do przyjęcia. Nie wiem czemu, ale właściwie od początku przygody z siatkówką myślałem o kontynuowaniu kariery jako przyjmujący - stwierdził w jednym z wywiadów.

Potężna zagrywka to od wielu lat znak rozpoznawczy Kazijskiego
Z niewolnika nie ma pracownika

Już w wieku 18 lat działacze Slawii Sofia spostrzegli, że Matej może być dla stołecznego klubu wspaniałą inwestycją na przyszłość. Sternicy klubu  zaproponowali wówczas 18-letniemu siatkarzowi … dożywotni kontrakt. W świecie siatkówki nie jest to zbyt popularna praktyka, można wręcz powiedzieć, że to pewnego rodzaju ewenement. Nieświadomy niczego Kazijski podpisał umowę z bułgarską drużyną. Po latach okaże się, że owy kontrakt stanie się zarzewiem olbrzymiego konfliktu, jaki wybuchnie między przedstawicielami Slavii a samym zawodnikiem. Otóż w dokumencie miała być zawarta klauzula w wysokości 180 tysięcy euro, którą należało zapłacić, gdyby Matej opuścił zespół ze stolicy Bułgarii. Do tej pory sprawa kontraktu nie została wyjaśniona, a w ostatnich dniach słowne przepychanki zawodnika z prezesem federacji Danczo Lazarowem jeszcze się nasiliły. Media obiegła nawet informacja, że siatkarzowi grozi dyskwalifikacji ze strony krajowego związku. - Mój syn powiedział, że jest gotów zapłacić nawet dwa razy tyle, ale zdaje sobie sprawę, że ta kwota nie trafiłaby do zawodników, dzieci uprawiających siatkówkę, trenerów. Syn ma włoskie obywatelstwo i mógłby wystąpić o certyfikat jako obywatel Włoch. Tak więc nie mogą go powstrzymać od gry w siatkówkę - skomentował sytuację Iljan Kazijski, ojciec przyjmującego.

Nieoszlifowany diament

18-letni młodzieniec, pomimo niebanalnych możliwości, w pierwszych latach profesjonalnych występów w Sofii nie mógł przebić się do pierwszej szóstki. Dlatego w 2002 roku skorzystał z możliwości wypożyczenia do Łukoilu Neftochimik Burgas. W czarnomorskim kurorcie na ścieżce jego kariery pojawiła się osoba legendy bułgarskiej siatkówki Najdena Najdenowa, z którym w przyszłości będzie współpracować na linii trener-zawodnik. Występy w Burgas zaowocowały powołaniem do juniorskiej kadry, która przygotowywała się do mistrzostw świata juniorów w 2003 roku rozgrywanych w Iranie. Z Azji Mniejszej młodzi Bułgarzy przywieźli brązowy krążek, co wówczas było największym sukcesem w historii juniorskich reprezentacji, natomiast Kazijskiego uznano za najlepszego atakującego światowego czempionatu. Niewiele brakowało, a sukces mógłby być jeszcze okazalszy. W półfinałowym spotkaniu z Polską niemal w pojedynkę toczył bój z biało-czerwonymi. Na ostateczny rezultat decydujący wpływ miała jego słabsza dyspozycja w tie-breaku i tym samym do finałowej rozgrywki awansowali młodzi Polacy z Michałem Winiarskim na czele.

Sukcesy w gronie juniorów spowodowały, że w stronę Mateja coraz częściej spoglądali szkoleniowcy pierwszej reprezentacji. Będąc niemal nowicjuszem, otrzymał kredyt zaufania od ówczesnego sztabu bułgarskiej kadry, który postanowił zabrać młodzieńca na Mistrzostwa Europy 2003 w Niemczech. Swojego pierwszego turnieju w gronie seniorów nasz bohater na pewno nie będzie dobrze wspominał. W pierwszym spotkaniu z Rosją Matej wystąpił bez ważnej licencji. Na efekty nie trzeba było długo czekać, europejska federacja przyznała walkower siatkarzom Sbornej. Po debiucie na europejskim czempionacie pozostał niesmak. Sukcesy w barwach narodowych miały dopiero nadejść.

[nextpage]

Po dwóch latach w Burgas Kazijski wrócił do macierzystego klubu i doprowadził Slawię do zdobycia Pucharu Bułgarii. O gwiazdę młodego pokolenia coraz poważniej dopytywali się giganci europejskiej siatkówki. Szczególnie zainteresowanie wyrażali przedstawiciele Dynama Moskwa, zapytanie w sprawie transferu złożyła także Lube Banca Macerata. Na drodze do szybszego transferu stanęły przepisy bułgarskiej federacji. Tylko zawodnik, który ukończył 21 rok życia, mógł opuścić kraj. Po spełnieniu dolnego limitu wieku wschodząca gwiazda skorzystała z oferty rosyjskiego potentata, drużyny, która celowała w zdobycie mistrzostwa Rosji. W moskiewskim zespole aż roiło się od reprezentantów Sbornej (m.in. Semen Połtawski czy Siergiej Grankin). Liderem miał być jednak Matej. O oczekiwaniach wobec niego najlepiej świadczy kwota, jaką otrzymał za występy w drużynie ze stolicy (milion dolarów rocznie). 22-latek dźwigał na swoich barkach ogromną presję wyniku, jednak udowodnił, że psychika zdecydowanie należy do jego mocnych stron. W 2006 roku doprowadził swój zespół do mistrzostwa Superligi, w której Dynamo okazało się lepsze od Biełogorie Biełgorod. Bułgar w krótkim czasie stał się jedną z czołowych postaci ligi, a jego serwis siał popłoch wśród szeregów defensywnych wszystkich drużyn w Rosji.

Biali nie potrafią skakać?

Od czasu pobytu na wschodzie utarło się przekonanie, że Matej należy do najbardziej skocznych zawodników świata - ma to związek z pewnym wydarzeniem podczas meczu gwiazd ligi rosyjskiej w czasie pierwszego sezonu Bułgara w Dynamie. W zorganizowanym wówczas konkursie o miano zawodnika o największym zasięgu w ataku, Kazijski zdystansował konkurencję, sięgając niebotycznych 379 cm. Jak do tej pory ten wynik pozostaje w annałach historii jako jeden z najlepszych w historii siatkówki (są to oczywiście nieoficjalne rankingi). Tym samym udowodnił, że tytuł filmu Rona Sheltona "Biali nie potrafią skakać" nieco mija się z prawdą.

- W Rosji wielką uwagę przywiązuje się do gry siłowej, ataku, mocnych zagrywek - oceniał ligę rosyjską. Dla gracza o niezwyklej dynamice i sile ataku Superliga wydawała się niemal idealnym wyborem. Po dwóch sezonach w Rosji Matej zdecydował się jednak na diametralną zmianę klimatu. Już wówczas najlepszy zawodnik Europy 2006 roku wybrał włoskie Trentino Volley, które zaczynało budowę zespołu, mającego na wiele lat zdominować europejskie puchary. Transfer na Półwysep Apeniński nie obył się bez problemów. O zawodnika upomnieli się przedstawiciele Slawii Sofia. Dopiero interwencja ówczesnego sternika FIVB Rubena Acosty pozwoliła na dokonanie zmiany barw klubowych.

Kazijski największe sukcesy odnosił w barwach Trentino Volley. foto: plusliga.pl
Galaktyczni z Trydentu

W Trydencie trafił pod opiekę rodaka, Radostina Stojczewa, z którym współpracował już w Dynamie Moskwa. W przyszłości stanie się on dla Mateja kimś więcej niż tylko szkoleniowcem. - Czujemy się ze sobą bardzo związani, jesteśmy przyjaciółmi także poza boiskiem. Świetnie się rozumiemy, poza tym dużo o sobie wiemy nawzajem. Kroczymy razem po długiej, wspólnej ścieżce. Poza tym Rado ma wspaniałe pomysły dotyczące zespołu i tego, jak ma wyglądać nasza gra - opisywał relacje z trenerem. W czasie pobytu we Włoszech zespół oparty na Mateju, Osmanym Juantorenie i Leandro Vissotto trzykrotnie z rzędu sięgnął po zwycięstwo w Lidze Mistrzów, ponadto zapisał na swoim koncie dwa mistrzostwa Włoch. Ekipa pod wodzą Stojczewa była porównywalna do "galaktycznego" Realu Madryt z początku XXI wieku. Główną rolę odgrywał nie kto inny jak Kazijski, z roku na roku zgarniający nagrody MVP najważniejszych rozgrywek klubowych. - Świetnie odnajduje się w drużynie. Myślę, że można to również zauważyć na boisku. W Włoszech można dostrzec dużo taktyki i specyficzne podejście do strategii gry. Poza tym w Serie A poziom zespołów jest do siebie bardzo zbliżony - podsumował.

Po sześciu sezonach spędzonych na Półwyspie Apeniński przyszedł czas na zmiany. Zespół z Trydentu opuścił trener Stojczew, a jego tropem podążył Matej. - Postanowiłem pójść za Rado Stojczewem i przenieść się do Turcji. Zdecydowały o tym osobiste oraz zawodowe względy. Trudno mi było zostawiać Trentino, ale mam nadzieję, że tam jeszcze wrócę. Dziękuję klubowi, kolegom oraz kibicom za spędzone tutaj sześć wspaniałych lat. Przez ten czas odnieśliśmy wiele znaczących sukcesów - przyznał. Nierozłączny duet na miejsce kontynuacji kariery wybrali turecką Ankarę. Miejscowy Halkbank budował niezwykle silny zespół, który miał walczyć o triumfy w Europie. Do Turcji przenieśli się też Juantorena, Raphael Vieira de Oliveira i Cwetan Sokołow, czyli siatkarze, którzy stanowili trzon wielkiego Trentino. Nad cieśniną Bosfor Matej spędził zaledwie rok, ale cóż to był za sezon. Na krajowym podwórku zespół z Ankary okazał się bezkonkurencyjny. W walce o krajowy laur zdystansował Fenerbahce Grundig Stambuł z wielkim Ivanem Miljkoviciem. Kazijski do swojego CV może sobie także wpisać Puchar Turcji. Do pełni szczęścia zabrakło zwycięstwa w Lidze Mistrzów, w której Halkbank musiał uznać wyższość zespołu z Biełgorodu. - To przede wszystkim dwie odmienne kultury. Nie mogę jednak powiedzieć jednoznacznie, że gdzieś jest lepiej lub gorzej. Wiele lat występowałem we Włoszech i po prostu przyzwyczaiłem się do życia na Półwyspie Apenińskim. Ankara jest dla mnie pewnego rodzaju nowością, ale jeszcze nie zdążyłem poznać jej, ponieważ większość czasu zajmują mi treningi i mecze - relacjonował pobyt w Turcji.

Powrót do "domu"

Nawet liczne sukcesy nie skłoniły Mateja do kontynuacji tureckiej przygody. W jego sercu szczególne miejsce zajmowało Trentino. Nasz bohater tylko rok wytrzymał bez atmosfery Serie A. Przed sezonem 2014/2015, oczywiście w duecie ze Stojczewem, wrócili do zespołu, w którym świecili największe triumfy. - To ważny dzień i na poziomie emocjonalnym sprowadza mnie do 18 września 2007 roku, kiedy to po raz pierwszy przedstawiłem Kazijskiego w Trydencie. Od tego dnia Matej stał się symbolem Trentino Volley - odnotował prezes klubu, Diego Mosna. Nie można dziwić się reakcji kierownictwa, bowiem obecność Mateja jest właściwie gwarantem sukcesów, jednocześnie przyciąga na trybuny setki a nawet tysiące kibiców. Kazijski cieszy się ogromnym zainteresowaniem fanów siatkówki i łowców autografów, którzy licznie oblegają go niemal po każdym spotkaniu. Matej należy przy okazji do bardzo cierpliwych zawodników, nie stroni od kibiców, wręcz przeciwnie, z uśmiechem na ustach cierpliwie rozdaje autografy. – Bardzo doceniam to, że ludzie darzą mnie szacunkiem i podziwiają za to co robię. Kontakt z publicznością jest dla mnie niezwykle ważny - potwierdził sam zainteresowany.

[nextpage]

Wkracza  nowa generacja

Odrębną historię stanowi przygoda Mateja z reprezentacją. Od zawsze zawodnik traktował występy w kadrze jako wielką nobilitację, sam często brał na swoje barki odpowiedzialność za wyniki drużyny narodowej. Po latach przeciętnych występów generacja młodych siatkarzy z Kazijskim na czele miała doprowadzić Bułgarię do światowego topu. Wielką rolę odegrał nowy trener Martin Stojew, do niedawna boiskowy kolega dla wielu reprezentantów (po latach krytykowany przez Mateja). Pod wodzą 43-letniego szkoleniowca bułgarska kadra okazała się rewelacją MŚ 2006, w których kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Bohater tekstu prezentował wówczas wielką formę - jego zagrywka wielokrotnie rozstrzygała o wynikach spotkań, a ataki Mateja sprawiały, że ręce same składały się do oklasków. Triumfalny marsz Bułgarów zakończył się dopiero w półfinale, w którym na ich drodze stanęli biało-czerwoni. W spotkaniu o brązowy krążek Kazijski i koledzy zdołali ograć Serbów i po 20 latach ponownie stanęli na mundialowym podium. Matej nie tylko otrzymał tytuł najlepiej zagrywającego, nominowano go również do nagrody MVP turnieju.

Reformator

Na kolejny sukces bułgarska siatkówka musiała poczekać trzy lata. Podopieczni ówczesnego trenera Silvano Prandiego sięgnęli po brąz ME 2009. Od tego czasu kadra nie jest w wskoczyć na podium wielkiej imprezy. Nie pomogło nawet zatrudnienie w roli szkoleniowca Radostina Stojczewa. Pomimo awansu na igrzyska olimpijskie w Londynie, coraz głośniej mówiło się o otwartym konflikcie Mateja z szefostwem federacji. Gwiazda bułgarskiego teamu zarzucała kierownictwu niewywiązywanie się z zobowiązań wobec zawodników i trenerów oraz złe zarządzanie finansami związku. Szale goryczy przelały próby zwolnienia trenera Stojczewa. 11 czerwca 2012 roku Matej ogłosił zawieszenie kariery reprezentacyjnej. - Moja decyzja miała pokazać, że wiele sprawy nie toczy się tak jak powinno. Bardzo żałuję, że nic się nie zmieniło od tego czasu. Sytuacja jest taka sama, a kto wie, czy nawet nie gorsza - wyznał rok po rezygnacji z gry w kadrze. - Najwyższy czas, by bułgarska siatkówka podążyła inną ścieżką. Jeśli pozostanie na obecnym kursie, zacznie powoli umierać. Mamy wiele problemów w sektorach młodzieżowych, które przenoszą się do drużyny seniorów. Kluby walczą o przetrwanie. Największe ekipy mają ogromne problemy finansowe. Myślę, że to efekty prowadzonej obecnie w kraju polityki. Nie ma jasno określonych zasad finansowania sportu, dlatego niewiele firm jest zainteresowanych wspieraniem siatkówki, która jest w kiepskiej kondycji - dodał.

Kolejni selekcjonerzy reprezentacji, czyli Najden Najdenow i Camillo Placi, próbowali przekonać Mateja do zmiany decyzji. Bezskutecznie. Obecny trener Plamen Konstantinow powołał nawet Kazijskiego na MŚ 2014, jednak siatkarz pozostał nieugięty. - Latem pojawiło się w temacie mojego powrotu do reprezentacji wiele plotek. Miałem spotkanie z nowym trenerem, Plamenem Konstantinowem i powiedziałem mu, że nie jestem gotowy aby wrócić, ale możemy powrócić do rozmów w przyszłości, jeżeli zajdą pewne zmiany - argumentował. Sprawy reprezentacyjne stoją w martwym punkcie i być może rozłąka z kadrą narodową potrwa jeszcze kilka lat.

Po wielu latach we Włoszech Kazijski opuścił Trentino na rzecz tureckiego Halbanku

Jak najdalej od pracy

Co można powiedzieć o życiu pozaboiskowym Mateja ? Otóż Bułgar to typ domatora, który po całodniowych trudach najchętniej odpoczywa w domowym zaciszu. - Jestem raczej spokojną i zrelaksowaną osobą, ponieważ po całym dniu pracy czuję się bardzo zmęczony. Dlatego lubię spędzać czas w spokojnej atmosferze - w domu, z przyjaciółmi. Wolę odwiedzać mało zatłoczone i ciche miejsca. Natomiast kiedy rozgrywam mecz wyjazdowy, biorę ze sobą laptopa, by obejrzeć jakiś film - oznajmił. W wolnej chwili sięga po dobrą książkę, najchętniej wraca do lektury Szoguna. Jego wielkie zainteresowanie przykuwają także sporty walki. Kazijski nie jest także typem gracza, który przynosi pracę do domu. - Rzadko oglądam inne spotkania, jeśli już, to w przypadku, gdy występuje ktoś z moich przyjaciół. Nie jestem typem zawodnika, który czyta siatkarskiej strony i przegląda statystyki. Staram się nieco wyłączyć od całej otoczki - relacjonuje. W przeciwieństwie do wielu gwiazd siatkówki, ogranicza obecność i aktywność na portalach społecznościowych. - Oczywiście mam Facebooka, otwieram go dość często, ale tylko po to, by sprawdzić, czy coś ciekawego się nie zdarzyło. Generalnie nie należę do osób, które dzielą się swoimi przemyśleniami na swoich profilach, by utrzymywać relację z kibicami. Kto wie, może za kilka lat zmienię swoje myślenie - zapowiedział.

Osiągnięcia na arenie międzynarodowej nie sprawiły, że Bułgar wpadł w samozachwyt. Wręcz przeciwnie, z każdym rokiem dostrzega coraz więcej mankamentów swojej gry i za cel stawia poprawę niektórych elementów. - Zawsze byłem graczem z mocnym serwisem i dynamicznym atakiem, jednak czuję się zdecydowanie mniej pewnie w przyjęciu, nawet pomimo tego, że znacząco poprawiłem ten element w ostatnich latach. W początkach kariery zwykle byłem trzecim przyjmującym, który był wyłączany z odbioru tak często, jak to możliwe. Teraz przyjęcie jest obowiązkowe, ponieważ gramy systemem z trzema zawodnikami w defensywie - powiedział w czasie występów w Trentino.

Dekada Bułgara

Matej Kazijski to gracz, który w przeciągu dekady zmienił oblicze światowej siatkówki. Niemal każdy kibic tej dyscypliny na świecie, niezależnie od zakątka globu, kojarzy nazwisko bułgarskiego siatkarza. Jego atomowy serwis i efektowna, a zarazem efektywna postawa w ataku sprawia, że o Mateja biją się najlepsze zespoły klubowe na świecie. Kazijski, choć dopiero niedawno ukończył trzecią dekadę życia, jest już uznawany za jednego z najwybitniejszych siatkarzy w historii swojego kraju. Jeśli na jego drodze nie staną kontuzje, z pewnością jeszcze przez kilka sezonów może decydować o wynikach najważniejszych spotkań na Starym Kontynencie.

< Przejdź na wp.pl