Wilfredo Leon - siatkarski geniusz, który w przyszłości może zagrać dla kadry Polski

Marek Bobakowski

MVP turnieju Final Four Ligi Mistrzów został Wilfredo Leon - niemiecki spiker wykrzyczał do mikrofonu wzbudzając aplauz niemiecko-polsko-rosyjskiej widowni.

Wygląda na to, że obserwujemy początek ery młodego Kubańczyka. Ma "papiery", aby zdominować światową czołówkę. Na długie lata.

Otrzymać nagrodę najlepszego siatkarza tak prestiżowego turnieju w wieku niespełna 22 lat - wielka sprawa. Wilfredo Leon gra jeszcze czasami nieobliczalnie, zdarzają mu się proste błędy, widać, że nadal jest surowy technicznie, ale warunki fizyczne połączone z talentem sprawiają, że ma już na koncie wiele międzynarodowych sukcesów. Takich, jak choćby ten z Berlina.

- Nie graliśmy wcale źle, Rosjanie nas nie zaskoczyli, nie byli nawet lepsi, ale Leon zrobił dwu-, trzypunktową różnicę w każdym secie. On jest niesamowity, gra z taką lekkością, łatwością. Gdyby w Zenicie, w jego miejsce, występował jakikolwiek inny czołowy zawodnik świata, wynik finału mógłby być zupełnie inny - mówił po finale Fabian Drzyzga.

Racja. Zresztą, nie tylko w finale Leon zagrał fantastycznie. Już w sobotę podczas spotkania półfinałowego wciągnął Zenit "za uszy" do wielkiego finału. Rosjanie mieli problemy, szło im jak po grudzie, jedynie Kubańczyk nie zawodził. Więc 90 procent piłek szło do niego. Już dawno podczas Final Four Ligi Mistrzów jury nie miało tak łatwego wyboru związanego z ogłoszeniem MVP.

Podczas pierwszego dnia turnieju w Berlinie informowaliśmy o tym, że istnieje realna szansa, że za trzy lata Leon będzie mógł rozpocząć przygodę z polską reprezentacją.

- Przygotowujemy go na najbliższe mistrzostwa świata w 2018 roku, powinien zostać liderem biało-czerwonych i poprowadzić nas do obrony tytułu mistrzowskiego - powiedział nam jego menedżer, Andrzej Grzyb.

Fachowcy są zgodni, mamy do czynienia z talentem na skalę światową. - To siatkarz, który jeżeli przepracuje dobrze najbliższe dwa, trzy lata, będzie nie do zatrzymania - chwali go Władimir Alekno.

To właśnie u Rosjanina Leon nabiera doświadczenia. Nie tylko siatkarskiego, również życiowego. Przecież ma dopiero 21 lat, jeszcze jest dość naiwny, łatwo go wyprowadzić z równowagi. - Wszystkiego się nauczy, trzeba być cierpliwym. Jestem zaszczycony, że mam okazję z nim pracować - dodaje opiekun Zenita Kazań.

Kiedy Leon pojawił się w Polsce w 2013 roku, trafił do Rzeszowa, gdzie przygotowywał się do nowego sezonu. Dziennikarze spekulowali, że zagra w Asseco Resovii. Choć niektórzy nawet twierdzili, iż jest jeszcze za słaby na PlusLigę. Kiedy podpisywał kontrakt z ekipą z Kazania, słyszał z różnych stron, że to idiotyczna decyzja. - Nie przebijesz się tam, nie wytrzymasz długo w mroźnej Rosji, zniechęcisz się i wrócisz z podkulonym ogonem, na dodatek stracisz kilka lat swojej kariery.

Teraz może się z tego śmiać. Kiedy odbierał w Berlinie nagrodę MVP, a chwilę później wchodził na najwyższe podium z kolegami z Kazania, był najszczęśliwszym człowiekiem świata. Nie narzeka na Rosję, bo wie, że tam można się wybić. Jeżeli myśli o tym, aby stać się legendą siatkówki, nie może stosować półśrodków. Umowa z Zenitem obowiązuje do końca sezonu 2015/16, z opcją przedłużenia o kolejne trzy lata. Znając gest rosyjskich działaczy, być może już teraz Leon otrzyma podwyżkę. A sowitą premię to już na pewno.

< Przejdź na wp.pl