Piotr Makowski: Nie może być tak, że gra w ataku opiera się tylko na Jakubie Jaroszu

Jacek Pawłowski

Siatkarze z Bydgoszczy starcie 20. kolejki PlusLigi zakończyli bez punktu. - Liczyliśmy na to, że uda się coś ugrać. W konfrontacjach z PGE Skrą i Lotosem Trefl Gdańsk pokazaliśmy, że potrafimy walczyć - powiedział po spotkaniu Piotr Makowski.

Po wyjazdowej wygranej nad PGE Skrą Bełchatów siatkarze Łuczniczki Bydgoszcz liczyli na przedłużenie zwycięskiej passy w kolejnym starciu. Ekipie znad Brdy w piątkowy wieczór przyszło jednak przełknąć gorycz porażki. Podopieczni Piotra Makowskiego nie zdołali bowiem zdobyć punktu w starciu z Jastrzębskim Węglem.

- Nie mogliśmy znaleźć swojego rytmu gry. Na dodatek w pierwszym secie straciliśmy Grzegorza Kosoka, który był ostatnio w bardzo dobrej formie i pomagał nam w bloku. Musieliśmy poszukiwać optymalnego ustawienia. Zmiany przyniosły efekt, ale w końcówce trzeciego seta nie tyle zabrakło nam szczęścia, co determinacji. Mieliśmy piłki po swojej stronie, niestety nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Uczynili to natomiast rywale, którzy summa summarum grali od nas lepiej - tłumaczył po spotkaniu przyczyny porażki opiekun Łuczniczki Bydgoszcz.

Zawodnicy Marka Lebedewa przez większą część meczu posiadali inicjatywę. Miejscowi zdołali przeciwstawić się rywalom jedynie w trzecim secie, który o mało nie zakończył się ich wygraną. Błędy Kevina Klinkenberga w przyjęciu i ataku sprawiły jednak, że to przyjezdni mogli cieszyć się z triumfu w trzeciej odsłonie.

- Jastrzębski Węgiel zagrał lepiej zagrywką, odrzucił nas od siatki. My tylko w trzecim secie zdołaliśmy ich zaskoczyć i efekt od razu był widoczny. Wcześniej niestety nie potrafiliśmy zrobić przeciwnikowi krzywdy swoim serwisem. W efekcie Michał Masny grał środkiem, rzucał piłki z 3-4 metra i to mu świetnie wychodziło - przyznał Piotr Makowski.

Skuteczność ataku była w piątkowy wieczór piętą achillesową ekipy Łuczniczki Bydgoszcz. Gospodarze tym razem nie posiadali w swoich szeregach zawodnika, który byłby w stanie wciąć ciężar walki na swoje barki i poderwać zespół do lepszej gry. W porównaniu z poprzednimi meczami rozczarowali Jakub Jarosz i Łukasz Wiese, jednak szkoleniowiec ekipy znad Brdy podkreślał, że nie należy zbyt surowo oceniać występu wspomnianych siatkarzy. - Nie może być ciągle tak, że cała ta gra będzie się opierała na Kubie (Jaroszu - dop. red.). Ten atak musi opierać się na wszystkich graczach: środkowych, przyjmujących i atakującym. W tym przypadku byliśmy dużo słabsi. Jeżeli chodzi o występ Łukasza Wiese, to myślę, że zagrał na swoim poziomie. Kilka jego ataków rywale szczęśliwie podbijali - stwierdził szkoleniowiec Łuczniczki.

Porażka 0:3 z Jastrzębskim Węglem i wygrana Indykpolu AZS Olsztyn z Effectorem Kielce za trzy punkty sprawiły, że strata Łuczniczki do zajmujących ósme miejsca w tabeli Akademików wzrosła do siedmiu punktów. Biorąc pod uwagę fakt, że do zakończenia rundy zasadniczej pozostało już tylko pięć kolejek, sytuacja podopiecznych Piotra Makowskiego robi się bardzo trudna. Szkoleniowiec wierzy jednak, że drużyna w dalszym ciągu jest w stanie osiągnąć wyznaczony cel. - Szansa na ósemkę jest zawsze. Trzeba walczyć do końca. Już wiele razy pokazaliśmy, iż jesteśmy w stanie grać lepiej. Kwestia, żebyśmy byli w stanie skutecznie przeciwstawić się rywalom. W meczu z jastrzębianami było o to trudno, ale rywale w wielu meczach pokazali, że stać ich na wiele. Mieli co prawda mały kryzys po Pucharze Polski, ale trwało to krótko. Poza tym cały czas grają bardzo dobrze i starają się na maksa wykorzystywać to, co maja najlepszego czyli Michała Masnego i jego spryt - przyznał 48-letni szkoleniowiec.

Zobacz wideo: Polska noc w NBA. Nie tylko Marcin   Źródło: TVP S.A.

< Przejdź na wp.pl