W tym roku odszedł Andrzej Niemczyk. Człowiek, który zrewolucjonizował siatkówkę
Kilkanaście lat temu nie było w Polsce człowieka, który nie znałby tego szkoleniowca. W prywatnych rozmowach często żartował, że w tamtym okresie wygrałby wybory prezydenckie. Z marszu, bez żadnej kampanii.
Ale to nie będzie artykuł o sportowych osiągnięciach Andrzeja Niemczyka. To można sprawdzić w Wikipedii. Jako autor autobiografii tego niezwykłego człowieka ("Życiowy tie-break" wydawnictwa SQN) postanowiłem w ten wyjątkowy dzień przypomnieć kilka wydarzeń, o których nie zawsze pamiętamy. Wydarzeń, które dowodzą, że mieliśmy do czynienia z trenerem nieprzeciętnym, rewolucjonistą, prekursorem.
Dlaczego nakazał "Złotkom" chodzić do solarium i malować się przed meczami, jak wyglądała nasza rozmowa na temat śmierci Agaty Mróz, ile zarabiał po powrocie do Polski, w 2003 roku, co mu powiedział szef Europejskiej Konfederacji Siatkówki po złocie z Zagrzebiu, w jaki sposób wykrył po raz pierwszy chorobę nowotworową? O tym wszystkim przeczytasz na kolejnych podstronach.
Usiądźcie wygodnie, przygotujcie ciepłą herbatę i przenieście się w przeszłość. W przeszłość Andrzeja Niemczyka.
Rzeczywiście, kiedy w kwietniu 2003 roku objął po raz drugi opiekę nad reprezentacją polskich siatkarek, to była jedna z pierwszych zasad, jakie wprowadził do kadry. W tym czasie w żadnym zespole na świecie nie było takich regulacji. Niemczyk był - jak w przypadku wielu spraw - wizjonerem. - Baby - mówił do swoich zawodniczek. - Jak na mecz z Rosjankami wyjdziecie umalowane, pachnące, uśmiechnięte, to je szlag trafi. Będą wkurzone, że kamery telewizyjne pokażą tak duży kontrast: wy - piękne, one - niezbyt atrakcyjne.
To działało! Przecież to za kadencji Niemczyka karierę zaczęła robić Katarzyna Skowrońska-Dolata, o której urodzie dyskutowali kibice na całym świecie. To właśnie polska reprezentacja była wielokrotnie uznawana za najpiękniejszą podczas najważniejszych turniejów (mistrzostw świata czy Europy).
[nextpage]
Podczas pisania książki spędziliśmy wspólnie wiele godzin. Czasami w hotelu, przy okazji meczów reprezentacji, czasami w Warszawie, gdzie Niemczyk mieszkał, rozmawialiśmy również wiele przez telefon. Nieszczęśliwie temat Agaty Mróz przypadł właśnie na rozmowę telefoniczną. Nieszczęśliwie, bo to była bardzo trudna rozmowa. Trener nie mógł dobrać słów, często przerywał. Słychać było, że to go wiele kosztuje. Nie chciałem naciskać. Szanowałem i rozumiałem sytuację.
W pewnym momencie trener zatrzymał się, przestał mówić. Siedzieliśmy tak mniej więcej pół godziny. W słuchawce panowała cisza, przeraźliwa cisza. Nie miałem odwagi jej przerwać. Starałem się odczytać myśli byłego selekcjonera.
[nextpage]
- To nie pokrywało nawet kosztów podróży po Polsce - mówił mi Niemczyk. - Byłem trenerem, który sporo jeździł. Praktycznie codziennie byłem w innym klubie. Chciałem poznać zespoły, ludzi tam pracujących, ich problemy, oczekiwania. Nie było mnie wiele lat w Polsce, musiałem nadrobić stracony czas.
Samochód Niemczyka nie należał do tanich w eksploatacji, więc rzeczywiście te pięć tysięcy złotych starczało na niewiele ponad paliwo. Oczywiście trener nie narzekał. Podczas pracy w Niemczech i Turcji sporo odłożył. - A z Biesiadą umówiłem się, że jak osiągnę dobry wynik podczas ME w Turcji, to mi wypłacą premię w wysokości 60 tysięcy euro, a to były już niezłe pieniądze - twierdził Niemczyk.
PZPS słowa nie dotrzymał. Niemczyk - mimo zdobytego złota - nie otrzymał premii. Zmieniła się władza w związku, nowi ludzie nie chcieli słyszeć o ustaleniach "na gębę" (bo umowy nie było). Niemczyk machnął ręką. Zwłaszcza, że po złocie w 2003 roku udało mu się wynegocjować z PZPS bardzo dobry kontrakt. Tym razem już oficjalnie podpisany na papierze.
Po zwycięskim finale trener Rosjanek - legendarny Nikołaj Karpol - wypalił do Niemczyka: "co to za mistrz, co nas nie pokonał". Polski trener z uśmiechem na ustach i w swoim stylu odpowiedział: "nie gadaj głupot Nikołaj, chodź się napić do baru, ja stawiam".
Zaskoczenia nie krył również Andre Meyer, który był wówczas szefem CEV. Podczas ceremonii wręczenia medali podszedł do Niemczyka i powiedział: "Andrzej, powinienem ci dać trzy medale".
Widząc minę trenera od razu dodał: "No przecież brąz Niemek i srebro Turczynek są również twoją zasługą. To ty stworzyłeś siatkówkę w tych krajach. Jesteś jednym z największych trenerów, jakiegokolwiek poznałem. Przeszedłeś do historii. Gratuluję!".
"O chorobie nie dowiedziałem się z wyników badań okresowych.Wykryłem ją… sam! Pamiętam jak dziś: któregoś dnia obudziłem się rano i poczułem, że coś jest nie tak. Zwlokłem się z łóżka, poszedłem do łazienki i zacząłem macać węzły chłonne. Były powiększone. "O kur**, mam jakiegoś guza", pomyślałem" - w taki sposób opowiadał mi o pewnym poranku z 1998 roku.
Szybka diagnoza nie pozostawiła wątpliwości - nowotwór węzłów chłonnych. Niemczyk nie poddał się, nie przerwał nawet pracy, brał chemię między jednym a drugim meczem, nie rzucił palenia, pił alkohol i przede wszystkim z optymizmem podchodził do życia. W efekcie, w 2005 roku, lekarze ogłosił zwycięstwo nad rakiem.
Niestety, drugi cios był już zabójczy. Organizm Niemczyka nie miał szans. Odszedł jednak jako człowiek pogodny i co najważniejsze spełniony. "Marek, udało mi się to życie, coś tam osiągnąłem" - często mi powtarzał.
Marek Bobakowski