WP SportoweFakty / Roksana Bibiela / Mateusz Bieniek

Wielki debiut z Rosją naznaczył jego dalsze losy. Dwa lata Mateusza Bieńka w reprezentacji Polski

Wiktor Gumiński

Mateusz Bieniek rozpoczął przygodę z pierwszą reprezentacją od doskonałego występu przeciwko Rosjanom. Przed udzieleniem im siatkarskiej lekcji nie powstrzymały go problemy ze snem. Od tego momentu jest regularnie powoływany do kadry.

- Byłem pewien, że Mateusz nie przestraszy się rywala. On nie wie, co to trema. Gra swoje niezależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie siatki i ile osób jest na trybunach - mówił Dariusz Daszkiewicz, trener Bieńka w Effectorze Kielce, przed debiutem podopiecznego w seniorskiej reprezentacji Polski.

Bliżej "godziny zero", inne reakcje u młodego środkowego zauważał Łukasz Kadziewicz. - Było widać, że towarzyszą mu ogromne emocje. Z tego co wiem, Mateusz nie spał przez dwie noce - podkreślał z uśmiechem starszy kolega po fachu.

Perfekcyjny start

28 maja 2015 roku na trybunach trójmiejskiej Ergo Areny zasiadło ponad 8 tysięcy kibiców. Dla 21-letniego wówczas Bieńka był to pierwszy występ przed tak dużą widownią. Po jego boiskowych poczynaniach nie było jednak widać ani cienia paraliżującego stresu bądź niedoboru snu.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik: Nie możemy tego zepsuć
 

Polacy pewnie pokonali Rosję 3:0, a Bieniek rozegrał mecz bliski ideału. Zanotował 100-procentową skuteczność w ataku (7/7), wykonał 4 punktowe bloki i 3 asy serwisowe. Z miejsca wyrobił sobie bardzo solidne fundamenty pod dalszą budowę reprezentacyjnej kariery.

Na "wejściu smoka" nie poprzestał. Kolejne udane występy pozwalały mu utrzymywać miejsce w wyjściowym składzie. A to sprawiło, że w jego kontekście zaczęły przewijać się głosy o możliwej "sodówce". Zawodnik odnosił się do nich stanowczo.

- Irytuje mnie takie gadanie. Nie znając mnie nie powinno się mówić, że może mi odbić. Ci, co mnie znają wiedzą, że sukces na pewno mnie nie zmieni - deklarował dla oficjalnej strony Effectora siatkarz, który nie zawsze grał na pozycji środkowego.

Zróżnicowane doświadczenia

- Kiedy występowałem w drugiej lidze z Norwidem Częstochowa, trener Stanisław Gościniak widział we mnie materiał na atakującego. Był taki czas, że przez pół roku grałem tylko po przekątnej z rozgrywającym - opowiadał Bieniek.

Kiedy już był graczem Effectora, w jednym z meczów Młodej Ligi wystąpił z kolei na pozycji przyjmującego. Wcielanie się w różne role umożliwiała mu bardzo dobra koordynacja ruchowa, co przy wzroście 210 centymetrów nie jest nadzwyczaj często spotykaną cechą.

Wykupieniem środkowego z kieleckiego klubu było zainteresowanych wiele mocniejszych ekip już podczas jego pierwszego roku w dorosłej reprezentacji. Gracz nie otrzymał jednak zgody na odejście. Nie dość, że sezon 2015/2016 musiał spędzić w drużynie z dolnych rejonów tabeli, to na dodatek przytrafiły mu się kontuzje mięśnia dźwigacza łopatki i kostki.

W międzyczasie przeszedł natomiast do historii. Został bowiem uznany najlepszym sportowcem województwa świętokrzyskiego za rok 2015 w plebiscycie Świętokrzyskie Gwiazdy Sportu. Był pierwszym siatkarzem, który odebrał to wyróżnienie. Pomimo mniej udanych miesięcy, cały czas pamiętał o nim również selekcjoner Stephane Antiga.

Na drugiej stronie przeczytacie o losach Mateusza Bieńka po transferze do ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

[nextpage]

Dążenie do pełnego profesjonalizmu

- Dzięki pobytowi w kadrze, na pewno zmieniłem się jako zawodnik. Przywiązuję o wiele większą wagę do swojego trybu życia, wysypiania się czy odżywiania. Zauważyłem, jak ogromna jest różnica w mojej dyspozycji, jeżeli zjem porządne śniadanie, obiad i kolację, a nie coś byle jakiego na szybko - podkreślał Bieniek.

Choć w 2016 roku nadal był w kadrze graczem wyjściowego składu, nie może zaliczyć tego okresu do udanych. Reprezentacja Polski nie osiągnęła w nim niczego wielkiego. Korzystniej ułożyły się losy Bieńka na płaszczyźnie klubowej. Przeniósł bowiem do ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, świeżo upieczonego mistrza Polski.

- Chciałbym nauczyć się wchodzenia w każde spotkanie z agresją. Nie chcę doświadczać sytuacji, w których zacznę się dobrze prezentować dopiero po prowokacji ze strony rywali - mówił w rozmowie z WP SportoweFakty tuż przed rozpoczęciem sezonu 2016/2017.

Od początku ligowych rozgrywek wyróżniał się w swoich koronnych elementach - ataku i zagrywce. Szybko nawiązał nić porozumienia z Benjaminem Toniuttim, który nie stronił od pochwał dla nowego kolegi.

- Mam komfort, ponieważ nawet gdy nie wystawię mu idealnej piłki, on potrafi znaleźć odpowiedni sposób wykonania ataku bądź zaskoczyć rywali kiwką. Posiadanie takiego zawodnika mocno ułatwia życie rozgrywającemu - komplementował Bieńka francuski rozgrywający. Tymczasem w środowisku siatkarskim nieodłącznie powracał temat postawy środkowego w innym aspekcie.

Co z tym blokiem?

Zawodnikowi obrywało się za zbyt małą liczbę bloków. - Wiem, że jest dużo hejterów, którzy czepiają się tego elementu w moim wykonaniu, ale ich zdania nie zmienię. Nad poprawą gry blokiem naprawdę solidnie pracuję - zaznaczał Bieniek na początku 2017 roku.

- Najłatwiej oceniać zawodnika po liczbie wykonanych bloków punktowych. Rzeczywiście, Mateusz w nich nie przoduje. Ale trzeba też czasem przyjrzeć się sytuacjom, w których przyszło mu blokować. Gdyby to robił 10 razy w meczu, spadłaby krytyka na skrzydłowych za ich niewystarczającą skuteczność w ataku - tłumaczył Oskar Kaczmarczyk, asystent trenera Ferdinando De Giorgiego.

Od Włocha, z którym obecnie współpracuje w drużynie narodowej, Bieniek otrzymywał dużo okazji do rozwijania swoich umiejętności. Odpoczywał znacznie rzadziej niż Łukasz Wiśniewski, drugi z podstawowych środkowych ZAKSY. - Mateusz jest młody, przebywa z nami pierwszy rok i ma kilka rzeczy do poprawy. Dedykujemy mu więcej gry, ponieważ musi się sprawdzać w ogniu meczowej walki - dodawał Kaczmarczyk.

Zakończenie sezonu ligowego nie zmieniło silnej pozycji 23-letniego siatkarza w oczach De Giorgiego. Bieniek ciągle jest "szóstkowym" zawodnikiem reprezentacji Polski i widać, że współpraca z włoskim szkoleniowcem wyzwala u niego dobry humor. - Prawdę mówiąc, jak sobie pomyślę, że w Spale jest sala dostępna bez limitów czasowych, to już się boję - puentował jeden z czołowych środkowych młodego pokolenia na świecie. Proces szlifowania jego talentu ciągle jest w toku.

Wiktor Gumiński 

< Przejdź na wp.pl