Instagram / Na zdjęciu: Wilfredo Leon

Marek Bobakowski: Zostawcie Wilfredo Leona w spokoju. Nie nazywajcie go "farbowanym lisem"

Marek Bobakowski

Nowy reprezentant Polski ma więcej wspólnego z naszym krajem niż Obraniak, Perquis i Roger Guerreiro razem wzięci. Dlatego podważanie jego prawa do występów w naszej kadrze jest - delikatnie mówiąc - niesmaczne.

"Farbowany lis", "Nie chcemy go!", "Polska dla Polaków", "Czemu blokuje drogę prawdziwym Polakom do reprezentacji"? To tylko cztery - najdelikatniejsze - komentarze internautów (zakładam również, że kibiców), które znalazłem pod informacjami, że Wilfredo Leon uzyskał pozwolenie na grę w naszej kadrze. Od 24 lipca 2019 roku.

Zrobiło mi się przykro. Przypomniałem sobie rozmowę z Wojciechem Drzyzgą ze stycznia 2015 roku. W momencie, kiedy Leon rozpoczął starania o pozwolenie na założenie biało-czerwonej koszulki, komentator Polsatu zwrócił uwagę na bardzo ważną sprawę.

- Jeżeli Leon otrzyma polski paszport, to debata o jego powołaniu do kadry powinna zostać zakończona. Automatycznie ten zawodnik nabędzie dokładnie takie same sprawa do gry w kadrze, jakie ma każdy siatkarz z naszego kraju. Niczym nie będzie się różnił od Bartka Kurka, Mateusza Miki czy Grześka Boćka. Jakiekolwiek dyskusje na temat jego pochodzenia będą wówczas po prostu niesmaczne - powiedział.

Całą rozmowę przeczytasz TUTAJ >>

Niesmaczne... W tym przypadku zgadzam się z Drzyzgą w 100 procentach. Jeżeli ktokolwiek podważa prawo gry Leona w naszej reprezentacji, to powinien gdzie indziej szukać upustu swojej frustracji. Apeluję: zostawcie go w spokoju. Nie możemy Leona wrzucać do jednego worka na przykład z reprezentantami Kataru, którzy za pieniądze zmieniają obywatelstwo. On ma pieniądze. Niewyobrażalne.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Nie wychodźmy krok do przodu  

Nie należy go również porównywać do "farbowanych lisów" Franciszka Smudy, dla których gra w naszej kadrze była szansą na promocję. Jeden z najlepszych siatkarzy świata nie potrzebuje promocji. On ma swoją pozycję. Grając w najlepszym klubie Europy (Zenit Kazań), nie musi zabiegać o zainteresowanie innych klubów. Jego agent głównie odrzuca kolejne propozycje lukratywnych kontraktów, niż zabiega, aby Leon miał gdzie grać.

Poza tym w Polsce płaci podatki, tutaj mieszka poza ligowym sezonem, ma polską żonę, młodzi małżonkowie doczekali się córeczki. Ma więcej wspólnego z naszym krajem niż Ludovic Obraniak, Damien Perquis czy Roger Guerreiro razem wzięci.

Świadczy też o tym choćby oświadczenie, jakie po polsku (!) Leon nagrał po uzyskaniu zgody FIVB na występy w naszej kadrze.

Jest jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa. Leon pochodzi z kraju, gdzie reżim nie pozwala na spełnianie marzeń. Siatkarz nie chciał żyć w państwie zniewolonym. A takim jest Kuba. Mimo "ocieplenia" sytuacji społeczno-politycznej, którą obecnie obserwujemy. My, jako Polacy, powinniśmy pamiętać, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu byliśmy w podobnej sytuacji. Każdy z nas ma w swoim bliskim otoczeniu przynajmniej jedną "ciotkę" lub "wujka", którzy uciekli z Polski, z PRL-u i osiedlili się na obczyźnie. Ich też krytykujemy?

Sprawą 24-letniego Wilfredo Leona zajmuję się od samego początku. Przez prawie trzy lata informowałem Was - czytelników WP SportoweFakty - o wszelkich ruchach w sprawie jednego z najlepszych siatkarzy świata. Były wzloty i upadki, było sporo kontrowersji wokół działań "grupy negocjacyjnej", w końcu był nawet szantaż ze strony światowej federacji. Przez ten cały okres przeprowadziłem setki rozmów, odbyłem wiele spotkań, wymieniałem maile z ludźmi z najodleglejszych zakątków świata.

Wiem, że pewnie narażam się sporej części kibiców, ale dodam na koniec, że nic lepszego nie mogło się wydarzyć w polskiej siatkówce. I to zaledwie kilka dni po jednym z najgorszych turniejów, które rozegraliśmy w ostatnich latach. Klęska podczas mistrzostw Europy uświadomiła nam, że nie mamy prawdziwej gwiazdy. Nie mamy zawodnika formatu Roberta Lewandowskiego. Po odejściu Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego, Pawła Zagumnego czy Krzysztofa Ignaczaka zastaliśmy spaloną ziemię. Nie ma zawodnika, który wziąłby na swoje barki odpowiedzialność. Który poprowadziłby nas do medalu igrzysk olimpijskich. A o tym marzymy. Nieprawdaż?

Nieprzypadkowo odwołałem się od Lewandowskiego. Leon - podobnie jak piłkarz Bayernu Monachium - odpowiada za działania ofensywne. Gra co prawda na pozycji przyjmującego, ale zdobywa sporo punktów. Punktów na wagę wielkich sukcesów. Często bierze na siebie odpowiedzialność za "bombardowanie" defensywy rywala.

Leon będzie mógł zagrać podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, w 2020 roku. Pierwszy - i jak na razie ostatni - medal igrzysk zdobyliśmy w Montrealu, w 1976 roku. Złoty. Najwyższy czas, aby po tak długiej przerwie znów stanąć na olimpijskim podium. Leon nam w tym pomoże. Jak nie on, to kto?

Przeczytaj inne teksty autora - kliknij TUTAJ >>

< Przejdź na wp.pl