Nie ma co płakać. Takiego roku Polska jeszcze nigdy nie miała [OPINIA]

Materiały prasowe / Plusliga / Jastrzębski Węgiel
Materiały prasowe / Plusliga / Jastrzębski Węgiel

Jastrzębski Węgiel zasłużenie przegrał finał Ligi Mistrzów przeciwko Itas Trentino. Trudno nie mieć poczucia niewykorzystanej szansy. Nie dajmy sobie jednak zaciemnić obrazu: to najlepszy rok polskiej siatkówki klubowej w historii. Co za tym stoi?

Gdy Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 1 maja 2021 roku w Weronie zdobywała Ligę Mistrzów, było to wydarzenie epokowe dla polskiego sportu. Wcześniej w historii najlepszą drużyną Europy został tylko siatkarski Płomień Milowice (1978) oraz handballowa Industria Kielce (2016). Nikt nie mógł przypuszczać, że ten zespół do tego stopnia zdominuje Europę.

ZAKSA wygrywała jeszcze dwie następne edycję Ligi Mistrzów, stając się klubem siatkarskim, który wszyscy zaczęli stawiać na równi z Realem Madryt. Dlaczego? Wcale nie miała największego budżetu na świecie. Ba, mocno ustępowała krezusom z Włoch, Turcji czy Rosji! A jednak jej się udało.

Z kolei Jastrzębski Węgiel przechodzi trochę inną drogę. To drużyna, która nie ma żadnego problemu z pozyskaniem sponsorów. Nic w tym złego, ale pieniądze same jednak nie wygrywają, co doskonale pokazuje przykład Perugii czy tureckich ekip. Działacze i trenerzy ze Śląska bardzo mądrze budowali swój zespół. Dowód? Po raz drugi z rzędu zagrali w finale Ligi Mistrzów.

ZOBACZ WIDEO: Poważnie zachorowała. Pojawiły się obrzydliwe komentarze

Wiele wskazywało więc na to, że to Jastrzębski Węgiel będzie delikatnym faworytem finału. Ich przeciwnik Itas Trentino miał za sobą trudny czas. Włosi przez ostatnie tygodnie grali bez swojego podstawowego rozgrywającego Ricardo Sbertoliego i przegrali walkę o brązowy medal ligi włoskiej. To absurd, ale nie zagrają w przyszłym sezonie Ligi Mistrzów.

Niestety, na finał Champions League Sbertoli wrócił i Itas Trentino pokazało wszystko to, co ma najlepsze. 22-letni Alessandro Michieletto i o pięć lat starszy Kamil Rychlicki rządzili w ofensywie. Z kolei w naszej drużynie, poza Tomaszem Fornalem, trudno było znaleźć pewnego zawodnika w ataku. Itas Trentino wygrywał wszystkie długie akcje, a w najważniejszych momentach mistrzowie Polski popełniali zbyt wiele błędów. Nie było żadnego punktu zaczepienia i skończyło się łatwą porażką 0:3.

Czy sam awans do finału Ligi Mistrzów należy rozpatrywać w kategorii sukcesu? Na pewno po części tak. Latami mogliśmy się tylko modlić o taki rezultat. Jednak trudno nie mieć poczucia niewykorzystanej szansy. Jastrzębski Węgiel miał prawo myśleć o zostaniu trzecim w historii polskim zespołem, który wygrał siatkarską Ligę Mistrzów. W klubie jest wszystko: kapitalny trener, wielkie gwiazdy i team spirit. Zabrakło przede wszystkim solidności, zimnej krwi w najważniejszych momentach i dyspozycji dnia. Trentino wygrał zasłużenie.

Następna szansa za rok, ale to będzie zupełnie inny Jastrzębski Węgiel. Łukasz Kaczmarek zastąpi Jeana Patry'ego, z zespołu odejdą także wieloletni filar: Jurij Gładyr oraz Rafał Szymura, którego trudno będzie zastąpić.

To teraz garść pozytywów. Jeśli myślicie, że finał Ligi Mistrzów przez Jastrzębskiego Węgla to jedyny sukces polskiej siatkówki klubowej w tym sezonie, to grubo się mylicie. Asseco Resovia Rzeszów wygrała drugi rangą Puchar CEV, a Projekt Warszawa trzeci Puchar Challenge.

To pierwszy raz w historii, kiedy nasze drużyny wygrały dwa europejskie puchary, a w finale trzeciego, najważniejszego, znalazła się inna nasza drużyna.

Co stoi za tymi sukcesami? Umiejętność zbudowania dobrej zbilansowanej drużyny przez wszystkie czołowe kluby PlusLigi. Nasze zespoły nie wydają pieniędzy bez sensu na gwiazdy, tak jak kluby z Turcji czy niektóre drużyny z Włoch. Doskonale analizują rynek i potrafią wybrać odpowiednich graczy. Wielkie nazwiska doskonale wkomponowują się w drużynę, a nie stanowią osobne byty, na których spoczywa cały ciężar gry. To samo robi właśnie Trentino, które doskonale wyławia młode talenty, które wkomponowują się w zespół. Alessandro Michieletto, Daniele Lavia czy Gabriele Laurenzano to tylko przykłady.

Od razu warto wspomnieć, że niezwykle trudno będzie kiedykolwiek w przyszłości o podobne osiągnięcie w wykonaniu Polaków. Tak dobry rok w polskich pucharach może się przez kilkanaście lat nie powtórzyć. Dlatego po tym, jak przejdzie gorycz po porażce Jastrzębskiego Węgla, warto docenić ten wynik.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Marzenia Jastrzębskiego Węgla brutalnie rozwiane. Itas Trentino zwycięzcą Ligi Mistrzów

Komentarze (8)
avatar
brak brak
6.05.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jastrzebie to nie Zaksa, Fornal to nie Semeniuk ani Sliwka!! Juz wiadomo dlaczego Grbic traktuje Firnala jako rezerwowego. 
avatar
MAREK804
6.05.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jastrzębie niestety totalnie zawiodło. Sam Fornal nie wygra finałowego meczu LM. Przynieśli tylko wstyd dla polskiej siatkówki nie podejmując żadne walki. Nie można było tego oglądać. 
avatar
Pery
6.05.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Widać było ich zmęczenie i słabszy refleks, To pewnie efekt zmęczenia sezonem ligowym i ciężkiej walki o mistrza polskiej ligi. 
avatar
jotwu
6.05.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Niesamowite.Cieszą się z przegranej.To sukces? 
avatar
dg.kibic row-u
6.05.2024
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Włosi zdominowali nas blokiem i obroną. Warto przeczytać lub wysłuchać wywiad z N.Grbicem.