Kubańczycy jednak nie dla Jadaru Radom

Michał Podlewski

Transferowa karuzela w PlusLidze zaledwie kilka dni po zakończeniu sezonu rozkręciła się na dobre. Jako pierwsi w jej wir wpadli szefowie i zawodnicy Jadaru Radom. Jak na razie bilans zysków i strat jest ujemny. Sztab szkoleniowy radomskiego teamu czeka więc sporo pracy.

Gdy trener Jadaru Jan Such złożył podpis pod nowym kontraktem zapewniał, że Kubańczycy wyrazili ogromną chęć na pozostanie w Radomiu na kolejny sezon. Wydawało się, że słowo dane przez zawodników z Ameryki Środkowej jest wręcz pewnikiem. Nic więc dziwnego, że szkoleniowiec uwzględniał ich w kadrze na kolejny sezon i w oparciu o to przekonanie rozwijał plany transferowe.

Prawdopodobnie będzie je musiał jednak przebudować. A wszystko przez rozbieżności w kwestiach finansowych, które rzekomo sprawiły zawieszenie negocjacji. Siatkarze, którzy znacznie przyczynili się do utrzymania Jadaru w tej chwili żądają od radomskiego klubu podwojenia pensji.

- Nie możemy zgodzić się na takie warunki - ucina prezes Jadaru Tadeusz Kupidura. Co prawda negocjacje wciąż będą się toczyły. Gdy jednak strony nie dojdą do porozumienia, szefowie klubu z Radomia nie będą robić tragedii. - W Polsce jest wielu zdolnych zawodników, którzy na pewno będą chcieli zagrać w barwach Jadaru. Jeżeli nie znajdziemy wspólnego języka z Salasem oraz Hernandezem, sięgniemy po innych graczy - uspokaja Kupidura.

W powyższej sytuacji także nawiązanie współpracy z Ihosvanem Hernandezem Riverą wydaje się być wręcz niemożliwe. Fani Jadaru liczyli, że chociaż rozmowy z Robertem Pryglem znajdą we wtorek swój finał. Zostały one jednak przesunięte na czwartek. - Mam jednak nadzieję, że z Robertem dojdziemy do porozumienia - powiedział trener Such.

< Przejdź na wp.pl