WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Reprezentacja Polski mężczyzn

Koniec oblężonej twierdzy, czas na erę Heynena. Czego mamy się spodziewać?

Michał Kaczmarczyk

Pierwszy sprawdzian możliwości reprezentacji naszych siatkarzy wypadł blado, ale nikt nie traci z tego powodu ducha. Kadra Vitala Heynena walczy o pierwsze od lat medale i ponowne zyskanie zaufania kibiców.

Vital Heynen potraktował pierwszy mecz swojej kadry niezwykle poważnie. Przed uroczystościami na ulicy Korfantego w Katowicach poprosił organizatorów Alei Gwiazd, żeby Fabian Drzyzga i Piotr Nowakowski jak najszybciej odsłonili tablice ze swoimi odciskami dłoni i wrócili do hotelu, by przygotowywać się do starcia z drużyną Stephane'a Antigi. Nie chodziło tylko o to, że Belg chciał w końcu wygrać swój reprezentacyjny debiut, co nie udało mu się z kadrą Niemiec i Belgii. Absolutnie każdy moment życia kadry polskich siatkarzy jest podporządkowany sukcesowi, którego nasza siatkówka tak bardzo potrzebuje i za którym tęskni od czterech lat. 

Przyznał to prezes PZPS Jacek Kasprzyk, który doskonale zdaje sobie sprawę, że jego kadencja nie kojarzy się polskim kibicom z sukcesami siatkarzy. I czas najwyższy to zmienić, na przykład zatrudniając typowego ekstrawertyka, który uwielbia mówić, myśli o siatkówce niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę i chętnie się tymi myślami dzieli. Heynen miał spory wkład w funkcjonowanie i marketing swojego VfB Friedrichshafen, w Warszawie nie ma takich wpływów, ale to nie zmienia jego aktywności. - Przyjeżdżał do nas jeszcze w czasie, gdy pracował w Niemczech. Korzystał z wolnego dnia w klubie, żeby przylecieć do Polski, pojechać do naszej siedziby i tam wymienić się swoimi poglądami na różne sprawy. Jesteśmy w ciągłym kontakcie mailowym, dlatego wszystkie jego decyzje i propozycje poznajemy na bieżąco - powiedział prezes Kasprzyk, który zadeklarował: absolutnie wszyscy patrzymy w stronę sukcesu.

Po sobotnim meczu w Spodku wiemy jedno. Były trener Łuczniczki Bydgoszcz nie jest magikiem i nie odmienił biało-czerwonej kadry w niecałe dwa tygodnie pracy w Spale. Polacy nie byli w stanie oprzeć się perfekcyjnym wykończeniom Grahama Vigrassa ze środka siatki i sprytnym atakom Brada Guntera, a najciekawiej po ich stronie prezentowała się szerokość powołanego składu (kadra ustawiona podczas przedmeczowej prezentacji w szeregu ledwo mieściła się na swojej połowie parkietu). Emocje dostarczało zgadywanie, jaką konfigurację graczy Heynen wypuści na parkiet i patrzenie na Belga, jak sztorcuje graczy podczas przerw za błędy i zapominanie o założeniach.

Ale nikt nie grał larum, wszyscy rozumieli, że początki bywają mało satysfakcjonujące. Kredyt zaufania, którym fani obdarowali "siatkarskiego wariata", jest spory. - On zapracował sobie na dobrą opinię zachowaniem, postawą i bardzo dobrą, wręcz doskonałą prezencją w mediach. Ludzie go lubią, bo Heynen wychodzi z inicjatywą, dobrym słowem, chce z nimi jak najczęstszego kontaktu. Ja mu kibicuję, zresztą jak każdemu selekcjonerowi polskiej kadry, życzę całej drużynie jak najlepiej. Ale wszystko to, co dzieje się wokół niego i reprezentacji, nie będzie miało większego znaczenia w przyszłości. W niej będzie liczył się wynik sportowy na mistrzostwach świata, który będzie podsumowaniem pracy Heynena w tym roku - uznał Marek Magiera, pytany o belgijski efekt nowości.

Następca Ferdinando De Giorgiego może się cieszyć nie tylko z uwielbienia tłumu, ale i rzadko widywanej w kadrze polskich siatkarzy swobody w traktowaniu Ligi Narodów. Jego siatkarze już teraz wiedzą, kto z nich wystąpi w Katowicach i Łodzi, kto poleci na turnieje do Stanów, Japonii i Australii. Hasło "wszystkie ręce na pokład" nabiera nowego znaczenia: wybrańców Heynena jest wielu i każdy z nich dostanie swoje 15 minut, które może zaważyć na ich obecności lub nieobecności w składzie na mistrzostwa świata. Nikt nie oczekuje wygrania następcy Ligi Światowej, ale awans do fazy finałowej byłby bardzo mile widziany.

- Liga Narodów to okazja, by jak najwięcej zawodników poznało metody pracy nowego trenera, natomiast Vital musi w tym czasie zobaczyć, jakim materiałem dysponuje. Patrząc na tych 21 graczy, którzy zaprezentują się w Katowicach, jestem przekonany, że większość drużyn nie może marzyć o takim potencjale jak nasz. Mamy świetnych ludzi, i do tego młodych! Kuba Kochanowski, mistrza świata kadetów i juniorów, został już oceniony i sprawdzony, w kolejce czekają kolejni - przekonywał prezes Kasprzyk. Wspomniani "kolejni", czyli choćby Łukasz Kozub czy Norbert Huber, jeszcze poczekają na swoją szansę. 

Sami Biało-Czerwoni po towarzyskiej porażce z Kanada nie załamywali rąk, tłumaczyli to wypadkiem przy pracy i "niesprzedaniem" podczas meczu tego, co zostało wypracowane na treningu. Siatkarska Polska liczy na to, że tak faktycznie będzie i kolejne spotkania Polaków będą już zwycięskim pokazem heynenowskiej szkoły siatkówki. A także na to, że zachwycimy się po raz kolejny Kurkiem, Kubiakiem i resztą, tak jak zachwyciliśmy się nowym trenerem i jego wizerunkiem. I to mimo bagażu rozczarowań, który od 2014 roku staje się coraz cięższy.

- Chciałbym przede wszystkim, że ta grupa ludzi, którą ma do dyspozycji nasz nowy trener kadry, była otwarta na wszystko, co dzieje się z polską siatkówką. Żeby przestała przypominać oblężoną twierdzę jak za poprzedniego selekcjonera, żeby jej apatyczny, mało przyjemny obraz odszedł w zapomnienie. Chcę oglądać na boisku zespół fajnych, zabawnych chłopaków, która będzie po prostu robić swoje - powiedział Marek Magiera. Komentator Polsatu Sport dodał, że nie wyobraża sobie polskiej kadry poza pierwszą szóstką wrześniowych mistrzostw świata. Podobnie myśli zdecydowana większość kibiców. W końcu najbardziej lubimy zwycięzców.

ZOBACZ WIDEO Memphis Depay show. OL ograł OGC Nice [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

< Przejdź na wp.pl