WP SportoweFakty / Twitter

Przez jedną nierozważną chwilę resztę życia spędził na wózku. Tragiczna historia koszykarza

Przemek Sibera

Życie Slobodana Jankovicia zmieniło się nieodwracalnie, gdy wyładował złość na konstrukcji podtrzymującej kosz. Koszykarz złamał kręgosłup i wylądował na wózku inwalidzkim. Zmarł w wieku 42 lat.

Slobodan Janković od urodzenia był zakochany w koszykówce. W wieku siedmiu lat razem z rodzicami przeprowadził się do Belgradu, gdzie rozpoczął treningi. Trenerzy wiedzieli w nim wielki talent. Jako 17-latek został włączony w 1980 roku do kadry Crvenej Zvezdy Belgrad, gdzie występował przez kolejne dziesięć sezonów.

Urodzony w 1963 roku Janković szybko stał się jednym z najlepszych skrzydłowych ligi jugosłowiańskiej. Kibice kochali go za charyzmę. Na parkiecie nigdy nie odpuszczał, zawsze wychodził z myślą o zwycięstwie.

O odejściu zdecydował w 1990 roku, gdy pojawiła się oferta z Vojvodiny Nowy Sad. "Boban" był głodny trofeów. W Crvenej Zvezdzie nie zdobył ani jednego, chociaż trzy razy grał w finale ligi i krajowego pucharu.

W nowym klubie Janković spędził zaledwie rok. Potem na chwilę wrócił do Belgradu, aby w końcu wylądować w Grecji. W transferze do Panioniosu wielki udział miał Vlade Durović, który był mentorem Jankovicia, gdy zaczynał przygodę z zawodową koszykówką.

"Boban" grał regularnie, zdobywał mnóstwo punktów. Do czasu, kiedy trafił na Panathinaikos w play-offach. Ta rywalizacja odmieniła jego życie na zawsze.

Fatalne uderzenie

Był 28 kwietnia 1993 roku. Na sześć minut przed końcem czwartego meczu półfinałowego "Bombardier", bo taki przydomek nadali mu kibice w Atenach, dostał piłkę pod tablicą przeciwnika i - mimo naciskającego go rywala - trafił do kosza. Sędzia punktów mu nie zaliczył, bo jego zdaniem Janković wcześniej faulował w ataku. To było piąte przewinienie zawodnika Panioniosu, które wykluczało go z dalszej gry w kluczowym momencie.

"Boban" nie potrafił pogodzić się z tą decyzją. Najpierw wygarnął arbitrowi, co o nim myśli, a potem uderzył z całej siły głową w słup podtrzymujący kosz. Ten pokaz frustracji skończył się dla niego tragicznie.

Janković natychmiast upadł. Gdy jeden z kolegów obrócił go na plecy, zauważył obfite krwawienie z głowy i ust. - Nie czuję rąk! Nie czuję nóg! - krzyczał zalany łzami zawodnik Panioniosu. Ekipa medyczna zaczęła akcję ratunkową. W drodze do szpitala "Boban" nadal był w szoku. - Umieram - mówił do swojego mentora, Vlade Durovicia, który był wtedy przy nim.

Zobacz ten tragiczny moment.

Lekarze nie mieli wątpliwości, że stało się coś poważnego. - Na 99 procent Janković będzie sparaliżowany od pasa w dół oraz będzie miał ograniczenia ruchowe w rękach - przyznał na konferencji prasowej lekarz klubu z Aten, Giorgos Katsifarakis.

NA NASTĘPNEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ M.IN. DLACZEGO JANKOVIĆ NIE MUSIAŁ PŁACIĆ ZA ZAKUPY, GDY WYLĄDOWAŁ NA WÓZKU ORAZ CO DOPROWADZIŁO DO JEGO ŚMIERCI.

[nextpage]

Wózek inwalidzki

Diagnoza lekarzy była dla koszykarza jak wyrok śmierci. W trakcie uderzenia zawodnik doznał nieodwracalnego uszkodzenia rdzenia kręgowego. To oznaczało wózek inwalidzki do końca życia. - Dla nas to wszystko jest bardzo smutne. Takie rzeczy potrafią załamać każdego - przyznała żona Jankovicia, Dragana, która oglądała mecz z Panathinaikosem z trybun.

Przez kolejne lata niepełnosprawny koszykarz mógł zawsze liczyć na wsparcie Panioniosu i jego kibiców. Gdy miał problemy finansowe, organizowano zbiórki pieniędzy oraz pozwalano mu robić zakupy bez płacenia. - Pracowałem w sklepie z odzieżą. Zawsze dawałem mu ubrania za darmo. Tak było również w innych miejscach. Kochaliśmy go - wspominał Costas Hadgiandreou, szef jednego z fanklubów drużyny z Aten.

Życie "Bobana" skomplikowało się jeszcze bardziej, gdy zostawiła go żona. Tylko myśl o synu, Vladimirze, trzymała go wówczas przy życiu. - Mój syn daje mi siłę, żeby dalej żyć. To jedyny powód, dla którego warto walczyć - przyznał w jednym z wywiadów.

Śmierć na morzu

W ostatnich latach życia Janković pracował jako trener drużyny niepełnosprawnych koszykarzy Olympia Petropouli. - Kocham koszykówkę. To, że jestem na wózku, nie oznacza, że nie mogę żyć normalnie. Jestem pewien, że wciąż mam wiele do zaoferowania - tłumaczył, gdy przejmował zespół.

W lipcu 2005 roku przyjaciele ze świata koszykówki zorganizowali Jankoviciowi benefis w hali w Belgradzie. Sportowiec nie potrafił powstrzymać łez. - Najgorsze jest iść spać z myślą, że następnego dnia znów obudzisz się z tym samym potwornym bólem - przyznał podczas wzruszającego przemówienia.

Janković miał już wtedy sporą nadwagę, jego zdrowie coraz bardziej szwankowało. 29 czerwca 2006 roku "Boban" płynął statkiem na Rodos, gdzie zamierzał spędzić wakacje. W czasie podróży miał ataku serca, zmarł w wieku 42 lat. Lekarze stwierdzili, że przyczyną była duża nadwaga.

Na pogrzeb sportowca przyszło kilka tysięcy osób. Wśród nich rodzina, przyjaciele i kibice. Ci ostatni żegnali go głośną przyśpiewką: "Boban, nigdy cię nie zapomnimy".

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zimnej wody się nie boi. Błachowicz wykąpał się w jeziorze

 

< Przejdź na wp.pl