Getty Images / Mike King

Kolega Maradony z mistrzowskiej ekipy. Zmarł w absurdalnych okolicznościach

Robert Czykiel

Jose Luis Cuciuffo był jednym z największych odkryć mistrzostw świata w 1986 roku. Wiele lat później przez własną nieodpowiedzialność pozbawił się życia. Odszedł w wieku 43 lat.

Trzydzieści lat temu oczy piłkarskich kibiców były skierowane na Meksyk. To tam zorganizowano mistrzostwa świata, które do dzisiaj przez wielu są wspominane. Dla Polaków był to turniej nieudany, bo nasi piłkarze - typowani do odegrania jednej z ważniejszych na MŚ - pożegnali się z imprezą już w 1/8 finału. W dodatku na kolejny awans na mundial musieliśmy czekać aż do 2002 roku.

Najwięcej mówiło się jednak o bohaterach. Królem strzelców został Gary Lineker, a najlepszym piłkarzem wybrano Diego Maradonę. "Boski Diego" szalał, strzelał piękne bramki, a przede wszystkim poprowadził do sukcesu swoją reprezentację. W finale z Niemcami wprawdzie do siatki nie trafił, ale Argentyńczycy zwyciężyli 3:2 i to oni wznieśli Puchar Świata.

W linii obrony grał wtedy Jose Luis Cuciuffo. Dla europejskich kibiców była to postać anonimowa. Co ciekawe, na mistrzostwa świata pojechał z myślą, że będzie tylko rezerwowym. W pierwszym meczu mundialu (3:1 z Koreą Południową) tak zresztą było, ale potem Carlos Bilardo dał mu szansę. Cuciuffo wskoczył do wyjściowej jedenastki i miejsca w niej już nikomu nie oddał. Grał we wszystkich kolejnych meczach aż do zwycięskiego finału.

Inteligentny i wszechstronny

"Cuchu", bo tak na niego mówili kibice i piłkarze, w drużynie narodowej rozegrał zaledwie 21 spotkań. Drogę do kadry miał bardzo trudną. Urodził się w Cordobie i wychował się w jednej z tamtejszych biednych dzielnic. Futbolu uczył się na podwórku, a potem w klubie Huracan de Cordoba.

Swoimi występami szybko zwrócił uwagę silniejszych klubów. Przełom w jego karierze nastąpił w 1982 roku, gdy trafił do Velez Sarsfield. Przez pięć lat rozegrał tam blisko dwieście spotkań, a bardzo dobrą grą w defensywie zasłużył sobie na powołanie na mistrzostwa świata w Meksyku.

Getty Images/Bongarts
- Był piłkarzem inteligentnym i o bardzo dużej jakości na każdej pozycji w obronie. Nie był może wysoki, ale za to bardzo szybki. Na treningach każdy chciał mieć go w drużynie - wspomina kolega z boiska Daniel Valencia.

To właśnie cenił u niego Bilardo, selekcjoner Argentyny. Cuciuffo z jednej strony był uniwersalny, z drugiej gwarantował równy, wysoki poziom. Dla każdego trenera taki zawodnik to wielki skarb. Do tego Jose Luis był duszą towarzystwa. Każdy, kto miał okazję z nim współpracować, wspomina jego pozytywne podejście do życia.

- Cały czas żartował i był wesoły. Z nim zawsze było śmiesznie - przyznaje Ricardo Bochini, który też grał na MŚ w 1986 roku.

- Był świetnym człowiekiem i doskonałym towarzyszem pod każdym względem. Jose był w stu procentach pozytywną osobą. Zawsze uwielbiał żartować, a jego śmiech był zaraźliwy - dodaje z kolei Jose Luis Brown.

NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ O TYM, JAK POWITANO PIŁKARZA PO MISTRZOSTWACH ŚWIATA, A TAKŻE O KURIOZALNYM WYPADKU, KTÓRY DOPROWADZIŁ DO JEGO ŚMIERCI

[nextpage]

Na meksykańskich stadionach Cuciuffo walnie przyczynił się do zdobycia Pucharu Świata. Popisywał się skutecznymi interwencjami w obronie, zanotował także dwie asysty. Po powrocie do domu przywitał go tłum kibiców i przyjaciół. Ludzie doceniali jego wkład w historyczny sukces Argentyny.

Sukces go nie zmienił

- Pod jego rodzinnym domem ustawiła się kolejka. Każdy chciał powitać go ze wszelkimi honorami. On jednak nadal był prostym człowiekiem i każdemu poświęcił chwilę. Sukces nigdy nie zamienił go w snoba. Po prostu był dobrym człowiekiem - opowiada bliski przyjaciel Claudio Beridian.

Rok po mundialu argentyński obrońca trafił do słynnej ekipy Boca Juniors i przez trzy lata był jej ważną postacią. W końcu jednak postanowił sprawdzić się w europejskim futbolu. W 1990 roku trafił do francuskiego Nimes, w którym zbierał dobre recenzje. 94 mecze i osiem bramek - z takim dorobkiem odchodził z Francji po trzech latach.

Do ojczyzny wrócił, mając 32 lata. Mógłby pograć jeszcze przez kilka sezonów. Ale w zespole Belgrano zaczęły się kłopoty. Operacja łąkotki zmusiła go do zawieszenia butów na kołku. "Cuchu" szybko się z tym pogodził i poświęcił się innej swojej pasji - polowaniu.

Śmierć przez własną nieodpowiedzialność

Nikomu przez myśl nie przeszło, że pasja odbierze Cuciuffo to, co najważniejsze, czyli życie. 11 grudnia 2004 roku do dzisiaj jest czarnym dniem w historii argentyńskiego futbolu. To wtedy media poinformowały o tragicznym wypadku z udziałem mistrza świata.

Argentyńczyk udał się na polowanie z przyjacielem Oscarem Alberto Beltramo. To miał być kolejny miły wypad. Niestety, 43-letni piłkarz zachował się nieodpowiedzialnie. W samochodzie, między kolanami, położył strzelbę kaliber 22. Jechali wiejską drogą, która pełna była nierówności.

W pewnym momencie mocniej zatrzęsło samochodem. Broń spadła i to tak niefortunnie, że wystrzeliła. Lufa była skierowana w Cuciuffo, któremu kula przeszyła brzuch. Sytuacja zrobiła się dramatyczna.

Przyjaciel wezwał pogotowie. Następnie mistrza świata przewieziono do szpitala, który był sto kilometrów od miejsca wypadku. Cuciuffo stracił mnóstwo krwi, ale cały czas walczył, bo zawsze był typem wojownika.

Na stole operacyjnym okazało się, że sytuacja jest tragiczna. Kula nie dość, że poważnie uszkodziła wątrobę, to jeszcze utkwiła w aorcie. Szanse na uratowanie Argentyńczyka były bliskie zera. Operacja nie zakończyła się pomyślnie. "Cuchu" zmarł, a świat pogrążył się w żałobie.

- Pamiętam ten dzień. Spotkaliśmy się z rodziną Nery'ego Pumpido (bramkarz mistrzowskiej ekipy z 1986 r. - przyp. red.). Nery odebrał, a po chwili zaczął płakać. Powiedział mi, że "Cuchu" zmarł. Byłem wściekły i po tej tragedii przeżywałem trudny czas. Nie mogłem w to uwierzyć. Nadal nie potrafię - mówi Jose Luis Brown.

Gdyby Jose Luis Cuciuffo żył, skończyłby dzisiaj 55 lat. Kibice wciąż wspominają go z wielkim sentymentem.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Neuer zaskoczył wszystkich piłkarzy Bayernu

 
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl