Break point: Pustynny Szlem
Jeden z najbardziej prestiżowych turniejów na świecie ma swoją lokalizację w nietypowym miejscu. Impreza, która zyskała miano "piątego Szlema", corocznie odbywa się w sercu kalifornijskiej pustyni.
Indian Wells to przystań, gdzie amerykańscy emeryci z dala od zgiełku wielkich metropolii mogą spędzić ostatni etap swojego życia. W mieście, które jest prawdziwą oazą spokoju, czas płynie we własnym, leniwym tempie. Idylliczny nastrój, w jakim toczy się egzystencja mieszkańców, rokrocznie ulega przyspieszeniu w pierwszej połowie marca. Właśnie w tym czasie na kalifornijską pustynię przybywają tłumy turystów, znanych osobistości z pierwszych stron nie tylko sportowych gazet, a przede wszystkim najlepsi tenisiści świata - to znak, że lada moment ruszy jeden z najbardziej prestiżowych turniejów tenisowych.
Ranga turnieju, którego pierwsza edycja została rozegrana w 1974 roku w Tucson, rosła błyskawicznie. Kiedy 13 lat później impreza została przeniesiona do Indian Wells, zaczął się dla niej okres prosperity. Wielkie znaczenie zmagań odbywających się w nietypowym miejscu, w samym sercu kalifornijskiej pustyni, nie umknęło czujnemu oku władz ATP. Gdy w 1990 roku organizacja zarządzająca męskimi rozgrywkami postanowiła utworzyć cykl najbardziej ekskluzywnych turniejów, pod nazwą Super 9, nikt nie miał wątpliwości, że Indian Wells musi znaleźć się w tym gronie.Obok Oracle to właśnie BNP Paribas Open jest oczkiem w głowie Elisona. Odkąd został właścicielem tego turnieju, robi wszystko, by jeszcze zwiększyć jego rangę. Amerykańskiemu krezusowi nie wystarcza, że do Indian Wells co roku zjeżdżają największe gwiazdy męskiego i kobiecego Touru, a impreza jest uważana za najważniejszą spośród dziewięciu z grona ATP Masters 1000. Elison, wraz z Charliem Passarellem i Steve'em Simonem, chce by jego "dziecko" było najważniejsze w całym kalendarzu rozgrywek ATP i WTA.
I trzeba oddać, że Elison nie jest tylko "dobrym wujkiem", szalonym miliarderem, dla którego kupno turnieju tenisowego to niewielki wydatek, fanaberia i możliwość zaistnienia również w świecie tenisa, ale robi wiele, by turniej stale się rozwijał. Za sprawą 69-letniego nowojorczyka wybudowany w 2000 roku imponujący kompleks Indian Wells Tennis Garden przeszedł renowację. Mieszczący ponad 16 tys. widzów kort centralny, drugi co do wielkości stadion tenisowy na świecie, został przed tegoroczną edycją odnowiony, natomiast od podstaw, za sumę 70 mln dolarów, zbudowano kort numer 2, na premierę którego pokazowy mecz rozegrali John McEnroe i Jim Courier.Tenisiści na każdym kroku rozpływają się w zachwytach. Przekonują, iż w Indian Wells czują się znakomicie oraz podkreślają, że organizatorzy nie są głusi na ich nawoływania. Przez lata jak jeden mąż uczestniczy zmagań na kalifornijskiej pustyni psioczyli na poziom sędziowania, szczególnie na arbitrów liniowych, którzy przez bardziej krewkich byli nazywani "niedowidzącymi starcami". Kierownictwo turnieju prężnie zadziałało, podjęło pionierską decyzję i od 2012 roku każdy kort kompleksu Indian Wells Tennis Garden wyposażony jest w system challenge. Zadbano także o otoczeniu pustynnego, nieco jałowego klimatu - choć na terenie samego Indian Wells Tennis Garden cudownej flory nie brakuje - zasadzając 417 palm za 1,251 mln dolarów (trzy tys. za każde drzewko).
O ile blichtr i przepych aż biją po oczach nawet z odległości 10 tys. kilometrów, jakie dzielą Polskę od Kalifornii, to jednak i tak głównym punktem naszego odniesienia, ważniejszym od majątku Elisona, jego jachtów, palm i puli nagród, jest rywalizacja tenisistów, co do której mam dość ambiwalentny stosunek. Choć w minionych latach turniej w Indian Wells przyniósł wiele wspaniałych pojedynków (mam tu na myśli znacznie mi bliższy tenis męski, w mojej opinii zdecydowanie atrakcyjniejszy od kobiecej odmiany tej dyscypliny sportu), to jednak gra toczy się absurdalnie wolnej nawierzchni (choć i tak szybszej niż w Miami), a mecze często przypominają - jak zgrabnie ujął to jeden z moich redakcyjnych kolegów - "zapasy w błocie", promują postawę stricte defensywną i umiejętność przebicia w wymianie o jednej piłki więcej od przeciwnika.Pod batutą tria Elison, Simon, Passarell BNP Paribas Open przejął zarezerwowane przez długie lata dla Miami miano cudzysłowiowego "piątego Szlema". Chiny, które marzą o organizacji piątego turnieju wielkoszlemowego i wywierają ogromny nacisk na ITF, mimo ogromnego nakładu, wciąż pozostają daleko w tyle za "Szlemem" rozgrywanym w sercu kalifornijskiej pustyni.
Marcin Motyka
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!