WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Max Fricke

Żużel. Dogadał się z gwiazdą, a inny zawodnik go wystawił. "Spać spokojnie już chyba nigdy nie możemy"

Konrad Cinkowski

Transfer Maxa Fricke'a ze Stelmet Falubazu do ZOOleszcz GKM-u Grudziądz był jednym z ciekawszych ruchów transferowych listopadowego okienka. Prezes klubu nie ukrywa, że łatwo nie było, ale szybko osiągnięto porozumienie.

ZOOleszcz GKM Grudziądz nie zdecydował się na gruntowną przemianę składu, a jedynie wymienił kilka ogniw. Z niektórymi rozstali się, bo tak chciały obie strony, a byli też tacy, którzy postawili grudziądzan przed faktem dokonanym.

Zatrzymano trzy ważne nazwiska - Nickiego Pedersena, Frederika Jakobsena oraz Norberta Krakowiaka. Jedną z nowych twarzy będzie uczestnik cyklu Speedway Grand Prix, Max Fricke, który ma wzmocnić tego, który na papierze powinien być nadal liderem drużyny, czyli Pedersena.

- Na pewno nie było łatwo, bo wiemy, jak nazwiska gwarantujące punkty są oblegane przez kluby, bo każdy chce się wzmocnić i z roku na rok jest to coraz intensywniejsze. Rozmowy przebiegały jednak w dobrym tempie i porozumienie osiągnęliśmy dosyć szybko. Aczkolwiek wiadomo, jakie później były wydarzenia i tak naprawdę spać spokojnie już chyba nigdy nie możemy, póki tych podpisów nie ma - przyznał prezes grudziądzan, Marcin Murawski w rozmowie z klubową telewizją.

ZOBACZ Zmarzlik wskazał żużlowców, których najbardziej ceni. W gronie dwóch Duńczyków! 
Początkowo Fricke miał być jedyną nową twarzą, ale nagła decyzja Krzysztofa Kasprzaka o przenosinach do Cellfast Wilków Krosno zmusiła działaczy o szybkiej interwencji na rynku transferowym. I wybór padł na Mateusza Szczepaniaka.

- W sytuacji, w jakiej zostaliśmy postawieni, to nie mieliśmy wielkiego wyboru. Im więcej czasu minęło od tamtych wydarzeń, to jestem coraz bardziej spokojny, że Mateusz ma umiejętności i ambicje, aby zastąpić zawodnika, który nas zostawił. Przy odrobinie szczęścia i pomocy innych, doświadczeniu, dopasowania sprzętu, to może być nawet i skuteczniejszym zawodnikiem - dodał w programie "Hej, Hej GKM".

Działacz w niespełna dwudziestominutowym wywiadzie opowiedział również m.in. o minionym sezonie, który dla ZOOleszcz GKM-u rozpoczął się naprawdę udanie, a później pech, jaki spotkał podopiecznych Janusza Ślączki, był czymś, co nie zdarzyło się żadnej z drużyn w ostatnich kilkunastu latach.

- Po dwóch kolejkach lider PGE Ekstraligi, więc pewnie historyczny moment dla kibiców grudziądzkiego żużla. Później nadeszły komplikacje, a przede wszystkim problemy z kontuzjami, bo dotknęły wszystkich naszych zawodników. Tak naprawdę cała nasza drużyna skończyła w szpitalu i do dziś leczą urazy - przyznał Murawski.

Czytaj także:
Żużel w jego kraju umiera. On sam walczy o lepsze jutro i marzy, by być jak Zmarzlik
Żużlowe talenty. Im warto przyglądać się w najbliższych latach
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

< Przejdź na wp.pl