Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: W 2016 roku miałeś podpisany kontrakt w Stali Rzeszów. Czy w kolejnych latach pojawiały się jeszcze jakieś propozycje z Polski?
Andrei Popa, reprezentant Rumunii, zawodnik Śląska Świętochłowice: Z samej Polski nie, a jedynie z innych krajów.
Pytam, bo w listopadzie kontrakt podpisałeś, ale tylko "warszawski". To była jedyna opcja?
Tak. Bardzo się cieszę, że udało się, chociaż taką umowę podpisać, bo chcę się rozwijać i być bardzo dobrym zawodnikiem. Dam z siebie wszystko, by osiągnąć cel, a taka umowa ma mi pomóc znaleźć klub w Polsce w późniejszym czasie.
Czujesz się wystarczająco przygotowany do tego, by jeździć w polskiej lidze?
Jak najbardziej. Im więcej wyścigów, tym więcej doświadczenia, ale uważam, że poradziłbym sobie.
ZOBACZ Zmarzlik wskazał żużlowców, których najbardziej ceni. W gronie dwóch Duńczyków!
To może jakąś szansą dla ciebie byłaby U-24 Ekstraliga?
Jeśli mam być szczery, to każda opcja będzie dla mnie najlepszą.
Najlepszą reklamą dla zawodnika są przede wszystkim wyniki. Co możesz powiedzieć o minionym sezonie?
To był dla mnie katastrofalny rok. Zmagałem się z wieloma problemami z silnikami, a przez fakt, że nie mam sponsorów, to ciężko jest utrzymać się przy żużlu, więc musiałem liczyć na przyjaciela i rodziców, którzy we mnie ciągle inwestowali. Mam nadzieję, że w przyszłym roku to się obróci i będzie to pasmo sukcesów i zwycięstw.
Jakiś kontrakt w ligach zagranicznych planujesz?
Planować... fajnie byłoby gdzieś jeszcze się ścigać, a nawet w kilku ligach, bo to pozwoliłoby mi iść śladami Bartosza Zmarzlika i zostać w przyszłości mistrzem świata. To mój idol i muszę pracować tak samo ciężko, jak on.
Chciałbym trochę z tobą porozmawiać o sytuacji żużla w Rumunii. Poza Adrianem Gheorghe, to tak naprawdę w ojczyźnie nie masz się z kim za bardzo pościgać...
Co ja mogę więcej dodać. Nasi zawodnicy mają mały potencjał, ale to też przez to, że pieniędzy w Rumunii nie ma zbyt wielu, a to nie pozwala inwestować.
Nie dość, że poziom żużla w Rumunii jest bardzo słaby, to dodatkowo w tym roku na dziesięciu krajowych uczestników aż czterech zdecydowało się skończyć z jazdą w lewo.
Tak, ale to byli już emeryci, a wśród nich m.in. mój ojciec, który też dał sobie spokój. Ich czas w żużlu dobiegł końca, a mój tata będzie dbał o to, abym to ja się rozwijał i doszedł tam, gdzie chcę w żużlu.
Jest nadzieja na to, że będzie lepiej z żużlem w Rumunii?
Ciężko powiedzieć. Ja muszę patrzeć na siebie, a ambicje mam duże.
Czy będąc rumuńskim żużlowcem, można mówić o byciu... zawodowym zawodnikiem?
Nie masz szans na rozwój, kiedy w sezonie odjeżdżasz zaledwie trzy, czy cztery imprezy. Ważny jest sprzęt, o który też jest tutaj ciężko. Dobrze jest mieć jednak obok siebie dobrych ludzi, jak np. Stanisław Burza, który bardzo mi pomaga w kwestiach sprzętowych, a że jest wyjątkowym człowiekiem, to chciałbym mu podziękować za to, ile pomocy mi okazał.
Czytaj także:
Gwiazda PGE Ekstraligi brała udział w zawodach, które obserwowało 100 tysięcy widzów!
Wskazał swojego czarnego konia pierwszej ligi