Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Johnny Kinable

Żużel. Mają tylko dwa tory, a czynnych zawodników mogą policzyć na palcach jednej ręki [WYWIAD]

Konrad Cinkowski

- Jeśli masz trzech zawodników, a dwóch zmaga się z problemami sprzętowymi podczas zawodów, jesteś więc jedynym Belgiem, który ukończył wszystkie swoje wyścigi. Jak sam widzisz, nietrudno jest być tym najlepszym - mówi Johnny Kinable.

Zawody żużlowe w Belgii są świętem dla lokalnej społeczności. Kibice, którzy na żywo obserwują zmagania na jedynym aktywnym torze w tym kraju, czyli w Heusden-Zolder są świadkami rywalizacji nie tylko szesnastu uczestników w turnieju głównym, ale także pasjonatów ścigających się w klasie "National" czy na motocyklach o pojemności 125cc. Zdarza się również, że na tor wyjeżdżają sidecary.

W tym roku w prowincji Limburgii niedaleko Hasselt odbyły się trzy imprezy. Fani nie mają okazji podziwiać gwiazd światowego żużla, a za takowe dla Belgów uchodzą tacy zawodnicy, jak m.in. Daniel Gappmaier, Romano Hummel czy Jewgienij Kostygow.

Szczególnie Austriak dobrze sobie radzi na belgijskiej ziemi, bo w tym roku wygrał dwie imprezy - w kwietniu oraz w sierpniu, a w czerwcu w klasie 500cc najlepiej radził tam sobie Brytyjczyk Ben Trigger.

ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"
 

Spośród garstki Belgów najlepsze wyniki osiąga Johnny Kinable, który ściga się w grupie krajowej, która skierowana jest bardziej do amatorów niż do profesjonalnych żużlowców. Co ciekawe, każdy z trzech turniejów tej kategorii kończył się w tym roku w Heusden-Zolder zwycięstwami reprezentantki płci pięknej - Nynke Sijbesmy.

Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Co możemy powiedzieć o sytuacji żużla w Belgii?

Johnny Kinable, reprezentant Belgii: Od kilku lat utrzymuje się na najniższym możliwym poziomie. Ludzie z klubu w Heusden-Zolder robią wszystko, abyśmy mieli wspaniałe imprezy, ale to też wiele zależy od wolontariuszy.

Dużym minusem dla belgijskiego żużla jest to, że zawody odbywają się tylko w Heusden-Zolder. Na jednym czynnym torze zrobić się wiele nie da...

Nie da się ukryć, że utrzymuje się on przy życiu, dzięki naszemu jedynemu klubowi. Ma on specjalny zespół do spraw promocji, który reklamuje żużel przy okazji różnych wydarzeń.

Ilu macie obecnie zawodników?

Ogólnie jest nas dziesięciu, ale niektórzy tylko sobie trenują. Oprócz mnie w ubiegłym roku w zawodach udział wzięło jeszcze trzech zawodników (Alessandro Borgia, Peter Rogiers oraz Joris Theijbers - dop. red.), więc fajnie, gdyby w tym sezonie dołączył do nas jeden, czy dwóch zawodników.

W ostatnich latach wybudowano tor w Mettet. To jest tylko treningowy tor?

Powstał on dzięki staraniom byłego zawodnika, który żyje dla tego sportu i jest nim Willy Kennis. Dzięki temu obiektowi dołączyło też do nas kilku zawodników, więc mam nadzieję, że będzie tam się wszystko dobrze rozwijać. Powstał on na terenie kompleksu Jules Tacheny, gdzie był w przeszłości tor, ale został przerobiony na taki stricte owal treningowy. Możemy tam trenować raz w miesiącu.

Johnny Kinable podczas prezentacji (fot. archiwum zawodnika)
Jest szansa, aby kiedykolwiek odbyły się tam jakieś zawody?

Nie, bo jest to zbyt krótki tor (226 metrów - dop. red.), a nie ma możliwości, by go powiększyć.

Myślisz, że jest jakakolwiek szansa na lepsze jutro dla belgijskiego speedwaya?

Mam nadzieję, że przyszłość będzie dla nas rozwijająca. Wiadomo, że chciałbym, by dołączyło do nas więcej zawodników i organizować kolejne mistrzostwa kraju. Obecnie widzę, że niektóre kraje mocno stawiają na żużel elektryczny, ale w Belgii jeszcze tego nie ma. Osobiście uważam, że to nie jest sport motorowy.

A ilu fanów zasiada na trybunach, kiedy organizowane są zawody?

Prawdziwi fani żużla są z nami zawsze i to niezależnie od pogody, a na początku roku bywa z tym różnie, bo ta pogoda jest naprawdę zła. Podczas Gouden Helm w sierpniu kibiców jest najwięcej, ale dokładnej liczby ci nie podam. Myślę, że to jest gdzieś w granicach 1200 osób.

Porozmawiajmy chwilę o tobie. Opowiedz coś o sobie czytelnikom WP SportoweFakty.

Mieszkam w Hechtel-Eksel i mam czterdzieści lat. Jestem szczęśliwym singlem, który mieszka z psem Luccą. Poza rodzicami na co dzień mogę liczyć na rodzeństwo, starszą i młodszą siostrę, a także młodszego brata. Od trzynastu lat pracuję w fabryce produkującej okna i drzwi do domów na dziale wytłaczania profili aluminiowych. Wraz z bratem pracujemy również dorywczo przy montażu rolet w oknach.

Pierwszy swój trening zaliczyłeś w wieku 36 lat. Dosyć późno...

Chciałem spróbować wcześniej, ale byłem wtedy w związku, a mojej dziewczynie nie podobał się ten pomysł. Kiedy się rozstaliśmy, to zdecydowałem się wziąć udział w dniu otwartym w Heusden-Zolder. Następnego roku kupiłem motocykl, a w międzyczasie sam zbudowałem dwa.

A co na to rodzina?

No cóż... moim rodzicom się to bardzo nie podobało, że chciałem jeździć, bo to bardzo niebezpieczny sport. Teraz jest jednak w porządku i są na moich treningach mając też swoje zajęcia - tata wszystko filmuje, a mama robi zdjęcia (śmiech). Rodzeństwo też tym żyje i na tyle, na ile mogą, to oglądają zawody.

Wcześniej interesowałeś się żużlem?

Oczywiście! Pierwszy raz na żużlu byłem, mając sześć lat. Już wtedy czułem, że ten sport mnie fascynuje, ten zapach, cała otoczka, sposób pokonywania zakrętów i brak hamulców. To było świetne! Przez trzynaście lat oglądaliśmy wszystkie zawody, jakie organizowano w Heusden-Zolder.

Czytałem, że początki nie były łatwe, bo na jednym z pierwszych treningów zaliczyłeś paskudny upadek.

To było w moim pierwszym roku treningów. Przed tym wypadkiem trenowałem dwa razy w Niemczech, w Norden i Neuenknick. Szło mi całkiem nieźle, więc udałem się na darmowe treningi w Heusden-Zolder. Coś jedna poszło nie tak. Na wejściu w wiraż zostałem strącony z motocykla. To był naprawdę fatalny wypadek, bo złamałem obojczyk w czterech miejscach, a do tego złamałem siedem żeber i zapadło mi się płuco. Potrzeba było operować obojczyk, w którym zamieszczono płytkę oraz dziesięć śrub. Tydzień spędziłem na intensywnej terapii, a potem 2,5 miesiąca na rehabilitacji.

Kinable jest najlepszym Belgiem na żużlowych torach (fot. archiwum zawodnika)
Ścigasz się tylko w Belgii i sam przyznajesz otwarcie, że jesteś bardziej amatorem-żużlowcem niż żużlowcem. Nie myślałeś kiedyś, aby uczestniczyć w zawodach w Holandii, w Niemczech czy innych rejonach Europy?

Pewnie, że chciałbym, ale wszystko rozbija się o finanse. Jest po prostu dla mnie zbyt drogie, kiedy żużel pozostaje dla mnie wyłącznie hobby. Co miesiąc muszę dopilnować, aby spłacić kredyt hipoteczny, opłacić rachunki, a do tego mieć na życie. Staram się raz w miesiącu odbyć trening w Niemczech, ale i to nie zawsze się udaje. Nie mogę też brać tak dużo urlopu w pracy, by jeździć za granicą. 85 procent jazdy finansuję sam. Mam kilku sponsorów, ale znalezienie ich u nas nie jest takie proste.

Ile w ogóle razy w ciągu sezonu jesteś na motocyklu żużlowym?

Na pewno nie tyle, ile bym chciał. W Belgii mamy ograniczone możliwości, bo trenować możemy trzy razy w roku, kiedy odbywają się zawody. Trudno jest mi zachować dobre wyczucie motocykla, bo między sesjami treningowymi upływa zbyt dużo czasu. Ja w wieku czterdziestu lat nie będę już miał wielkich osiągnięć, więc zależy mi głównie na doskonaleniu techniki, wyczuciu jazdy w łuku oraz na dobrej zabawie. Dlatego cieszymy się z tego toru w Mettet, bo to zawsze daje dodatkowe możliwości.

To na koniec powiedz, proszę, czy uważasz się za najlepszego belgijskiego żużlowca?

Jeśli masz trzech zawodników, a dwóch zmaga się z problemami sprzętowymi podczas zawodów, więc jesteś jedynym Belgiem, który ukończył wszystkie swoje wyścigi, to jak sam widzisz, nietrudno jest być tym najlepszym (śmiech).

Czytaj także:
Pięciokrotny mistrz Polski zamienił motocross na żużel
Czekają na następców Briggsa, Maugera i Moore'a. 16-latek w pogoni za marzeniami
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

< Przejdź na wp.pl