W swoim pierwszym starcie po walce na pierwszym łuku z Maciejem Fajferem, Szymon Woźniak zaliczył upadek. - Nic mi się nie stało, czuję się dobrze i cieszę się, że mogłem dalej brać udział w tych zawodach. Nawet nie wiem, co się działo, wszystko zdarzyło się bardzo szybko. To była wina pierwszego łuku. My z Maciejem Fajferem walczyliśmy na łokcie i tak się po prostu przydarzyło, że musiałem upaść, żeby nie zabrać ze sobą Mikołaja Curyło - mówi Szymon Woźniak.
Woźniak wystartował w drugim biegu, a później na torze pojawił się dopiero w ósmej gonitwie. Zdaniem wychowanka Polonii ta przerwa nie wpłynęła na jego postawę, ponieważ tor przez całe zawody był bardzo podobny. - Wszystko kontrolowaliśmy z menadżerem Sawiną, z którym przez cały czas mamy bardzo dobry kontakt w trakcie meczu. Wiemy na bieżąco co się dzieje z nawierzchnią i czego możemy się spodziewać. Także tor w żaden sposób nas nie zaskakiwał, było to, czego oczekiwaliśmy - mówi Woźniak.
Niektórzy zawodnicy w trakcie meczu mieli chwilami kłopoty z opanowaniem motocykla. Młodzieżowiec Polonii twierdzi, że takie sytuacje mogły wynikać z jazdy na nowych tłumikach. - To jest właśnie to, o czym my cały czas mówimy. Na nowych tłumikach da się jeździć, ale ten motor po prostu jest trochę bardziej nieprzewidywalny. Kiedy wjeżdżamy w jakąś dziurę, koleinę, czy luźniejszą nawierzchnię, to silnik bardzo szybko spada z obrotów i wtedy siła odśrodkowa wyrzuca nas na zewnątrz. Trzeba po prostu dwa razy bardziej uważać i wtedy wszystko powinno być w porządku - podsumowuje Woźniak.