W Unibaksie są ludzie na poziomie - rozmowa z Oskarem Fajferem, juniorem Unibaksu Toruń

Oskar Fajfer do ostatnich godzin okresu transferowego nie wiedział, czy transfer do Unibaksu dojdzie do skutku. - Chodziły mi po głowie różne opcje, gdyby się nie udało - przyznaje młody zawodnik.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Okres transferowy trwał w twoim przypadku do 15 grudnia. Dopiero w jego ostatnich godzinach okazało się, że ostatecznie trafisz do Unibaksu. Było dużo nerwów?

Oskar Fajfer: Ciężko było porozumieć się z Gnieznem, żeby odejść na takich warunkach, jak się dogadywaliśmy wcześniej w trakcie sezonu. Najwyraźniej wyczuli sytuację, że można na mnie sporo zarobić. Ostatecznie rzeczywiście tak się stało. Stawki zostały wywindowane na maksa. Moje wynagrodzenie zostało obniżone, a poza tym na konto klubu wpłynęła jeszcze porządna kwota. Gnieźnieński klub skorzystał. Pamiętam, że do ostatnich chwil siedziałem w sekretariacie Unibaksu Toruń. Spędziłem tam wtedy cały dzień. Okres transferowy był dla mnie naprawdę ciężki. To wszystko kosztowało mnie sporo nerwów.

Mogłeś zostać bez pracy w Polsce. Gdyby Unibax i Start nie doszli do porozumienia, miałbyś naprawdę duży problem.

- Rozważałem różne opcje, gdyby sprawy nie potoczyły się po mojej myśli. Brałem pod uwagę, co należy zrobić, kiedy nie uda się doprowadzić do tego transferu. Nie widziałem dla siebie w Polsce innej opcji niż jazda w Toruniu.

Jakie myśli chodziły ci zatem po głowie?

- Zrobiłem sobie w głowie mały plan, że jeśli się nie uda podpisać kontraktu w Polsce, to będzie trzeba ten rok przejeździć w Anglii i jakoś sobie poradzić. Cieszę się, że ostatecznie wszystko wypaliło. Trafiłem do najbardziej poukładanego klubu, jaki mogłem sobie wyobrazić. Do tej pory wszystko jest w porządku. Ludzie są naprawdę na poziomie. Nic tylko z takimi się trzymać.
Oskar Fajer nie ukrywa, że zakończony okres transferowy był dla niego bardzo stresujący Oskar Fajer nie ukrywa, że zakończony okres transferowy był dla niego bardzo stresujący
Unibax rozmawiał też z innymi juniorami. Otrzymywałeś zapewnienia, że jesteś dla klubu numerem jeden?

- Graliśmy w otwarte karty. Wiedziałem, z kim negocjuje toruński klub. Nie chciałem też nikogo "wysyłać w kosmos". Nie wiedziałem do końca, czy zdołają mnie pozyskać. Miałem świadomość, że klub chciał mieć dobrego drugiego młodzieżowca do pary z Pawłem Przedpełskim. Od początku starałem się być fair i mówiłem klubowi z Torunia, jak wygląda sytuacja, żeby ich nie wystawić. Chciałem, żeby Unibax miał komfort poszukania kogoś innego, gdyby nie udało się doprowadzić do końca kwestii mojego transferu. Całe szczęście, że finał tej sprawy był dla mnie pomyślny.

Trafiasz do klubu, który uchodzi za najbardziej stabilny pod względem finansowym w całym kraju. Odczuwasz już to na swojej skórze?

- Mogę to zauważyć i odczuć od grudnia. Wszystkie punkty z kontraktu, także związane z aneksem są realizowane. Nie mam się do czego doczepić. Wszystko jest jak najbardziej w porządku. Jestem bardzo zaskoczony, ponieważ z małego stopnia wskoczyłem od razu na sam szczyt wielkiej góry. W tej chwili mam już praktycznie gotowy cały sprzęt. Wszystko jest kupione i czeka w warsztacie. Do tej pory w mojej karierze było z tym wiele problemów. Tego typu sprawy pochłaniały naprawdę wiele czasu. Często był problem, żeby wyjechać na nowym sprzęcie na dany mecz. Jestem trochę w szoku, bo teraz wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nic tylko wsiadać i jechać. Najważniejsza jest spokojna głowa.

Chris Holder, Tomasz Gollob, Emil Sajfutdinow, Darcy Ward, Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski. Jak odnajdziesz się wśród takich gwiazd?

- Najbardziej się cieszę, że trafiłem właśnie do takiej drużyny. Będę miał na kim się wzorować. Mogę liczyć na współpracę z najlepszymi. Moja kariera będzie mogła spokojnie się rozwijać. Dostanę pomoc z najwyższej półki. Mogę iść spokojnie do przodu i stawiać małe kroki, tak żeby mój poziom sportowy był coraz wyższy. Bardzo mnie to cieszy.

Poradzisz sobie z presją? Wiadomo przecież, jakie są oczekiwania w Toruniu i jaka jest sytuacja zespołu przed początkiem rozgrywek. Od każdego w tej drużynie będzie się wymagać bardzo wiele.

- Pozbyłem się presji już w zeszłym roku. Na żadnym z meczów nie czułem żadnej "spiny". Nie było raczej czegoś takiego, że mogłem się "spalić" podczas zawodów. Było zupełnie odwrotnie. Radziłem sobie w tych najważniejszych meczach z kwestiami mentalnymi. Teraz czekają mnie same takie spotkania, bo zespół ma ujemne punkty. Wydaje mi się jednak, że zamiast presji będzie przede wszystkim ogromna motywacja do pracy. To powinien być kopniak do intensywnego działania.

Sezon 2014 to dla ciebie spore wyzwanie. Czy przed jego startem w twoim teamie dojdzie do znaczących zmian?

- Wszystko mam z najwyższej półki. W zeszłym sezonie miałem tylko jeden silnik, który szybko się kończył. Wiadomo, jak jest z tego typu kwestiami. Odjedzie się kilka spotkań i trzeba go oddać do serwisu. Później się sporo czeka. Teraz będę mieć do dyspozycji trzy takie silniki od najlepszego tunera na świecie. Nie chcę zdradzać, kto to będzie, ale wydaje mi się, że większość i tak się domyśli, o kogo chodzi. Uważam, że wszystko w końcu w moim teamie ma ręce i nogi. Najlepszy sprzęt i do tego mechanicy z najwyższej półki. Trzeba tylko trzymać gaz i walczyć.

A konkretne cele? Ile punktów chciałbyś zdobyć na torach Ekstraligi w sezonie 2014?

- Zawsze podsumowuje sobie sezon. Na końcu roku patrzę, czy zrobiłem jakieś postępy. Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby w całym roku zdobyć więcej punktów. W minionym sezonie z bonusami zdobyłem około 90 punktów. Byłoby fajnie, gdyby teraz było ich więcej. Jeśli średnia biegopunktowa i meczowa pójdą w górę, to będę zadowolony. Wierzę, że wszystko będzie zmierzać w dobrym kierunku i będę mógł zaliczyć sezon do udanych.

Czyli przekroczenie granicy stu punktów sprawi, że sezon uznasz za udany?

- Dokładnie tak. Nie podchodzę do tego tak, że chciałbym od razu wypalić z armaty. Zależy mi na tym, żeby małymi krokami osiągać coraz więcej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×