Budżet i oczekiwania mniejsze, ale torunianie wciąż mierzą wysoko

Oliwer Kubus

W zimie doszło w toruńskim klubie do sporych roszad. Zmienili się prezes, menedżer i zawodnicy. Czy zbudowana za mniejsze pieniądze, lecz na papierze silna drużyna powalczy o medale?

Minionego sezonu Anioły nie zaliczą do udanych. Odbijająca się czkawką dezercja z poprzedniego finału ekstraligi, liczne kontuzje oraz słaba forma liderów spowodowały, że Unibax nie znalazł się w najlepszej czwórce. Rozgrywki zakończył na piątym miejscu. Już przed ich rozpoczęciem rezygnację z finansowania żużla zapowiedział jeden z najbogatszych Polaków - Roman Karkosik. To wymuszało zmianę struktury organizacyjnej.

Klub nie popadł jednak, wbrew pesymistycznym przewidywaniom, w poważne tarapaty. Roszady na najwyższym szczeblu przebiegły płynnie. Na stanowisku prezesa Tomasza Kaczyńskiego zastąpił Przemysław Termiński, natomiast nowym menedżerem, w miejsce Sławomira Kryjoma, został wracający do żużla Jacek Gajewski. Nowi sternicy zakasali rękawy, starając się wypełnić w budżecie lukę, jaka powstała po wycofaniu się Karkosika. Przy planowaniu wydatków na przyszły rok nie już dysponowali tak dużą kwotą jak w roku ubiegłym, czyli 14 milionami złotych, mimo to za około 4-5 milionów mniej zdołali zbudować ciekawy zespół. - To jest suma, która pozwoli zachować płynność - tłumaczy Jacek Gajewski. - Mam cichą nadzieję, że wypracujemy na tyle spory zysk, że po sezonie zostaną jeszcze pieniądze, które będziemy mogli przeznaczyć na kolejny rok.

Jak przyznaje Jacek Gajewski, kierownictwo klubu skupiło się na pozyskiwaniu lokalnych sponsorów, którzy z reguły wykazywali chęć do współpracy. Zawartych może zostać nawet 150 sponsorskich umów. - I to będą znaczne wpływy do budżetu - podkreśla menedżer KS-u. - Bardzo mocno i aktywnie uczestniczę w rozmowach i muszę stwierdzić, że reakcje firm są głównie pozytywne. To się wiąże z tym, że żużel to w Toruniu dyscyplina numer jeden, a klub, dzięki transparentności i stabilnej sytuacji finansowej, jest dobrym partnerem biznesowym. Teraz trzeba do wszystkich zainteresowanych dotrzeć i nakłonić ich do wsparcia. Mamy wielu stałych darczyńców, ale pojawiają się nowi, a także ci, którzy z różnych względów sponsorowania żużla zaprzestali. I to niewątpliwie cieszy. Dużych powodów do narzekań nie ma.

Na razie nie udało się znaleźć sponsora tytularnego, choć torunianie marzyli o powrocie do nazwy Apator. - Z kilku przyczyn nie dojdzie do tego w nadchodzącym sezonie, jednak wierzę, że kiedyś to nastąpi - mówi Jacek Gajewski. - Nadal szukamy partnera strategicznego, co nie jest zadaniem łatwym. W poszukiwania zaangażowany jest nie tylko klub, ale też wyspecjalizowane w tym obszarze firmy.

Paweł Przedpełski (z lewej) i Oskar Fajfer mają dźwigać ciężar odpowiedzialności w razie kontuzji lub gorszej dyspozycji któregoś z seniorów
Cele sportowe

Zespół z Torunia nie jest już uważany za dream team, co wcale nie oznacza, że jego siła rażenia jest mniejsza niż w sezonie 2014. Gród Kopernika opuścił co prawda Emil Sajfutdinow, ale z Częstochowy przywędrował inny Rosjanin - Grigorij Łaguta. Nowymi twarzami są ponadto Kacper Gomólski, dla którego nadchodzący sezon będzie pierwszym w gronie seniorów, oraz rewelacja rozgrywek Nice PLŻ Jason Doyle. Torunianie czekają ciągle na decyzję w sprawie ewentualnego zawieszenia dla Darcy'ego Warda. Międzynarodowa Federacja Motocyklowa testuje cierpliwość działaczy i kibiców, lecz 15 stycznia, po prawie pięciu miesiącach oczekiwania (!), ma ogłosić werdykt.

- Skład jest odzwierciedleniem kondycji finansowej oraz celów, jakie się drużynie stawia - uważa Gajewski. - Kadrę mamy ciekawą. Składa się ona z zawodników, którzy są głodni sukcesów. Jest to zespół o zrównoważonej sile; wydaje się, że bez dziur i słabiej obsadzonych pozycji. Nie brakuje też żużlowców, którzy w decydujących momentach mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Myślę tu o Łagucie czy Holderze. Ten drugi po perypetiach zdrowotnych powinien być w przyszłym roku w pełni sprawny. Nie dokucza mu już ból pięty, trenuje normalnie i liczymy, że po słabszym, jak na jego możliwości, sezonie odbuduje się i będzie liderem.

W kadrze torunian znajduje się tylko dwóch polskich seniorów (Gomólski i Adrian Miedziński). W przypadku kontuzji któregoś z nich więcej szans mają otrzymywać młodzieżowcy Paweł Przedpełski i Oskar Fajfer, którzy byli silnymi ogniwami w minionym sezonie. - Junior to ogromny skarb - nie ma wątpliwości Jacek Gajewski. - W momencie, gdy drużyna była budowana, mieliśmy już na starcie duży handicap właśnie w postaci bardzo dobrego duetu młodzieżowców. Mam nadzieję, że oni będą kleić dziury w razie kontuzji czy gorszej dyspozycji jednego z seniorów. A też, powiem szczerze, trzymanie w zanadrzu zawodnika rezerwowego, w konsekwencji walka o skład, nie jest korzystną sytuacją, ponieważ buduje napięcia, konflikty. Temu, kto przegrywa rywalizację i nie jeździ od początku sezonu, trudno po 2-3 miesiącach przerwy od ligowych zmagań i przy nikłej liczbie startów udanie wskoczyć do zespołu. Przerabiałem to w 2008 roku. Mieliśmy więcej seniorów i z perspektywy czasu nie wiem, czy było to odpowiednie rozwiązanie.

[nextpage]


Przed nowym sezonem w Toruniu panuje ostrożny optymizm. Na żużlowcach nie wywiera się nadmiernej presji związanej z wynikiem. - Każdy po meczu powinien sobie odpowiedzieć, czy dał z siebie wszystko i czy zrobił, co w jego mocy, by drużyna wygrała. Odpowiedź powinna być zawsze pozytywna, nawet w przypadku przegranej - tłumaczy swoją filozofię Jacek Gajewski. - Ciekawi mnie, jak zawodnicy będą z sobą współpracować. Przy kompletowaniu składu brałem pod uwagę to, czy ktoś potrafi nad indywidualne ambicje przedłożyć dobro ekipy oraz porozumieć się z innymi, tak by stworzyć prawdziwy kolektyw.

Opiekun toruńskiej ekipy liczy na awans do play-offów. - A tam zabawa zaczyna się od zera i w[i]szystko, co wydarzy się wcześniej, nie ma znaczenia - [/i]podkreśla. - Można się spierać na płaszczyźnie ideologicznej, czy taki system rozgrywek jest sprawiedliwy. Doświadczenia z ostatnich lat wskazują, że nie do końca. Unia Tarnów zdecydowanie wygrała rundę zasadniczą, lecz w kluczowym momencie przyplątały się jej kontuzje i choć była faworytem, sezon zakończyła na najniższym stopniu podium. Ale pod względem biznesowym, żeby utrzymać zainteresowanie na najwyższym poziomie oraz by przyciągnąć kibiców, nic lepszego niż play-offy nie wymyślono. Bo one powodują, że napięcie z biegiem czasu rośnie, a najważniejsze rozstrzygnięcia zapadają w końcówce.

Cel frekwencyjny

Anioły nie odczuwają problemu frekwencyjnego. Jak inne toruńskie kluby (hokejowa Nesta czy piłkarska Elana) borykają się z poważnymi kłopotami, tak speedway cieszy się niezmiennie dużą popularnością. W ubiegłym sezonie Motoarenę odwiedzało średnio 12 525 kibiców na mecz i pod tym względem lepsza była tylko Stal Gorzów. Sukcesem zakończyła się także październikowa runda Grand Prix.

Torunianie doceniają wsparcie fanów. Zdają sobie jednak sprawę, że publiczność oczekuje obecnie więcej niż samej możliwości oglądania zawodów. - Widowisko nie może ograniczać się wyłącznie do piętnastu wyścigów ­- twierdzi Jacek Gajewski. - Mecz jest gwoździem programu, ale trzeba zadbać również o infrastrukturę, catering, oprawę oraz rzeczy, które przyciągną na stadion młodszych kibiców lub dzieci. Konkurencja dla sportu w zakresie spędzania wolnego czasu jest bardzo duża, dlatego wymagania fanów wzrastają.

Motoarena szczelnie wypełnia się kibicami
W klubie tworzony jest dział marketingu. - Taka decyzja została podjęta przez radę nadzorczą. Nie ma innej drogi. Chcąc, by wszystko właściwie funkcjonowało, marketing jest jednym z najważniejszych obszarów. Są kluby, które się wizerunkowo wyróżniają i zauważyły, iż to jedna z podstaw do osiągnięcia sukcesu - kończy Jacek Gajewski.

Inne cele

Klub z Torunia dużą wagę przywiązuje do szkolenia młodzieży. Podstawowymi zawodnikami ligowej drużyny będą wychowankowie Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski. Wielu z juniorów niedługo po zdaniu licencji zakończyło przygodę z żużlem. Trenerzy wiążą nadzieję z urodzonym w 1997 roku Dawidem Krzyżanowskim, a kolejnych sześciu adeptów przystąpi do żużlowej matury w przyszłym sezonie.

-Ta grupa pracuje w okresie zimowym bardzo ciężko - mówi Jan Ząbik. - Oni wiedzą, że muszą trenować. Jest między nimi zdrowa rywalizacja i o to w tym wszystkim chodzi. Chcemy, by byli dobrze przygotowani do sezonu i przenieśli to na tor.

Najmłodsi torunianie szkolą się pod czujnym okiem trenera Ząbika na minitorach. Tam pierwsze szlify zbierali Igor Kopeć-Sobczyński, Marcin Turowski i Marcin Kościelski, którzy z niezłym skutkiem konkurowali z zagranicznymi rówieśnikami w niższych klasach (125 ccm i 250 ccm). Szkółka, do której przyjmowani są już ośmiolatkowie, działa prężnie i może stanowić wzór dla innych klubów.

- Plejada adeptów ma papiery na to, by ścigać się na wysokim poziomie - uważa Jan Ząbik. - Teraz pozostaje kwestia ich zaangażowania i podejścia. Nie ukrywajmy - ten sport łatwy nie jest i wymaga sporych wyrzeczeń.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl