Powroty do przeszłości: Pamięć żużlowa w Rybniku

Materiały prasowe / Stefan Smołka / Żużlowcy na rondzie w jesiennej scenerii
Materiały prasowe / Stefan Smołka / Żużlowcy na rondzie w jesiennej scenerii

Trwa miesiąc listopad, czas wielkich rocznic - czas pamięci. Dopiero co wspominaliśmy zmarłych ludzi żużla, nie tylko żużlowców. W ostatnich dniach znów smutna wiadomość uderza w środowisko.

W tym artykule dowiesz się o:

Powroty do przeszłości to cykl felietonów Stefana Smołki.

***

Zmarł redaktor Krzysztof Hołyński, spiker, komentator i sprawozdawca. Człowiek potrafiący nawiązać na stadionie szczególną więź z widownią, cudownie dopełniający tym samym dramaturgię zawodów. Znałem wcześniej tylko jedną taką osobę, świetnego fachowca w temacie, a przy tym niezrównanego szołmena i wodzireja. To legendarny redaktor Jan Ciszewski, nieżyjący już od 34 lat. - Nikt nie był w stanie prześcignąć go w sposobie przekazywania widowiska sportowego - tak o Ciszewskim napisał jego kolega redaktor Tadeusz Janik.

Przy tej okazji warto też wspomnieć innych zmarłych spikerów, których rola podczas żużlowych zawodów nigdy nie była (i nie będzie) błaha. Prosimy o przybliżanie ich sylwetek. Ja mogę mówić tylko o Rybniku, gdzie indziej bywałem sporadycznie. Tu funkcję spikera meczów i turniejów żużlowych przez wiele lat ubiegłego wieku, na przemian z Ciszewskim, sprawował nieżyjący już od ponad 20 lat Karol Drewniok, stryj Adama Drewnioka, basisty folkowej grupy Carrantuohill. Miał taki niski, spokojny, wyważony ton głosu. Gdyby nie wojna byłby na pewno dobrym sportowcem. Grał w kosza, siatkę, tenisa. Uwidoczniała to nienaganna sylwetka, słuszna postura, wzrost ponad 1,90 m. Przy innym przodku (tym razem po kądzieli) Adama Drewnioka, Leonie Grabowskim, to i tak wydawało się niczym. Ten bowiem były bramkarz Górnika Radlin, bokser, zapaśnik i atleta (warszawski Cyrk Braci Staniewskich) miał 2,24 metra wzrostu - i to bez kapelusza - czym budził sensację i trwogę wszędzie gdzie się pojawił. Karol Drewniok, podobnie jak jego młodszy brat Henryk (ojciec Adama, który najczęściej był niezwykle skrupulatnym sekretarzem zawodów), był po prostu bez reszty zakochany w żużlu i całym sercem oddany tej dyscyplinie oraz miastu - najbardziej za szacunek dla czarnego sportu.

Olbrzym Leo Grabowski
Olbrzym Leo Grabowski

Tu trzeba z radością odnotować, iż dobrze zaczyna się dziać wokół rybnickiego żużla, także w sferze pamięci. W głowach najwierniejszych spośród starszych kibiców ta piękna historia była zawsze żywa, przekazywana z ust do ust, widoczna pod warstwą kurzu na pożółkłych programach zawodów (jestem zdumiony zaskakującą liczbą zbieraczy i kolekcjonerów, o czym też warto napisać osobne opowiadanie). Teraz przepiękna historia zaczyna być widoczna (dosłownie) również w przestrzeni publicznej. Takim wspaniałym przykładem ukłonu dla przeszłości, świetnie przyjętym przez rybniczan, nawet mało zainteresowanych sportem, jest pomnik żużlowców na rondzie Gliwickim, od którego na północ wiedzie wprost króciutka droga na stadion przy Gliwickiej 72.

Kapitalny jest również pomysł tablic pamięci odsłanianych na murach wewnątrz stadionu rybnickiego (tuż przy trybunie krytej), czyli tam gdzie wszystko się rozgrywało, gdzie niewielkie miasto Rybnik zyskiwało sławę wiekopomnych sportowych legend. Był to również fenomen socjologiczny, godny bez wątpienia opracowań naukowych. Odsłonięto już płaskorzeźby z podobiznami śp. Antoniego Woryny i śp. Stanisława Tkocza. Oczywiście nie możemy tu "przeginać", honorować tablicą pamięci każdego, kto się wyróżnił na krótką metę, np. delikwenta, który w słabej konkurencji sięgnął po medal mistrzostw świata wśród juniorów.

Żużlowcy na rondzie Gliwickim w Rybniku
Żużlowcy na rondzie Gliwickim w Rybniku

Dostępna jest wiedza, iż na chwałę miasta przez długie lata, bez oglądania się na szczególne profity (owa symboliczna wiertarka elektryczna, jako nagroda za pierwszy w historii medal IMŚ dla Polaka Antoniego Woryny w 1966 roku, mówi tu wszystko), startowali w Rybniku żużlowcy wybitni, wynoszący klub żużlowy ku wyżynom krajowym, wierni do bólu rybnickim barwom, dodatkowo sięgający po medale mistrzostw świata seniorów w speedwayu. To oni zasługują na pomniki.

Poza radością, mam satysfakcję (za lata przypominania), bo widać wyraźnie dobry trend. Ze strony tzw. czynników oficjalnych, po dekadach zapominania wreszcie we władzach samorządowych Rybnika zrozumiano, iż tylko na fundamencie pięknych tradycji buduje się niczym na skale. Jeśli te dawne triumfy tkwią w zbiorowej pamięci obywateli, a skąpi się dla nich atencji i... grosza, to niestety ktoś błądzi. W Rybniku zaczyna być inaczej. Chwała.

My nie chcemy wracać do dni minionych dla samych tylko powrotów i na tym stanąć. Autorom dziedzictwa, które otrzymaliśmy jesteśmy coś winni. Pragniemy na heroicznych barkach przodków iść do przodu, czerpać naukę z ich wygrywania. Zwyciężać jak oni.

Stefan Smołka

Zobacz więcej felietonów Stefana Smołki ->

ZOBACZ WIDEO FOGO Unia Leszno przed sezonem 2017

Źródło artykułu: