WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Tobiasz Musielak

Czy Włókniarz szaleje, płacąc miliony? Prezes zaprzecza

Dariusz Ostafiński

W środowisku zaczynają krążyć informacje, że Włókniarz przepłaca zawodników. Rok temu klub miał działać z głową, teraz ma licytować na potęgę. Efektem milionowe kontrakty z polskimi zawodnikami - Tobiaszem Musielakiem i Adrianem Miedzińskim.

5 tysięcy za punkt i 350 tysięcy za podpis, tyle we Włókniarzu Vitroszlif CrossFit Częstochowa miał dostać Tobiasz Musielak co w efekcie dałoby kontrakt na poziomie miliona złotych. Podobną, a nawet minimalnie większą sumę wymienia się, gdy idzie o stawki Adriana Miedzińskiego. Mówi się, że częstochowski klub licytuje równie mocno, a może nawet bardziej, niż Get Well Toruń.

- To nieprawda - mówi Michał Świącik, prezes Włókniarza. - Nigdy w życiu nie zapłacilibyśmy takich pieniędzy, o jakich się plotkuje. Mógłbym zresztą odbić piłeczkę i powiedzieć, że Get Well oferował Miedzińskiemu więcej. Myślę, że te sumy, które pojawiają się przy Włókniarzu, można spokojnie obciąć o dwadzieścia, czy nawet trzydzieści procent. Nie ma szaleństwa, zachowujemy zimną głowę.

Dowodem na to, że Włókniarz nie szaleje, ma być zerowa stawka za podpis u Andreasa Jonssona. Inna sprawa, że można by z tego wyciągnąć wniosek, że to, co zaoszczędzono w przypadku Szweda, poszło na innych zawodników. Jakby nie było, częstochowianie mogą sobie pozwolić na więcej niż w sezonie 2017. Klub ma dostać więcej pieniędzy z miasta, także wpływy z Ekstraligi Żużlowej będą większe.

ZOBACZ WIDEO Prezes PGE Ekstraligi chwali Włókniarza Częstochowa
 
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl