Materiały prasowe / Adam Skowron mówi, że to, co zobaczył na granicy wyglądało tragicznie. Fot. FB Adam Skowron

Wysłali busy na granicę z Ukrainą. "To był błąd"

Maciej Kmiecik

- To, co zobaczyłem na granicy, jest tragiczne. Matki z dziećmi. Niektóre zakrwawione. Inne ubrane w sandały. Uciekali z Ukrainy tak, jak ich zastała wojna - opowiada Adam Skowron, na co dzień mechanik żużlowy Patricka Hansena.

Adam Skowron na co dzień mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Jest mechanikiem motocyklowym żużlowca Patricka Hansena, Duńczyk był objawieniem zeszłego sezonu w eWinner 1. Ligi, obecnie jest zawodnikiem Moje Bermudy Stali Gorzów. Skowron dogadał się ze sportowcem, że część czasu będzie mógł poświęcić na zaangażowanie się w pracę na rzecz uchodźców.

- Z Ostrowa wysłaliśmy jedenaście busów zapakowanych darami, które pojechały na granicę z Ukrainą. Zebraliśmy różnego rodzaju jedzenie, rzeczy, środki higieny osobistej - opowiada nam Skowron. - Jeden bus był wypełniony karmą dla zwierząt, również dzięki pomocy Ostrowskiego Stowarzyszenia Miłośników Zwierząt. Przez granicę w Medyce przechodziło mnóstwo zwierząt. Działała tam fundacja, która się nimi opiekuje.

Tragiczny widok na granicy

Nasz rozmówca opowiada, że sytuacje, z jakimi spotykał się na granicy, zrobiły na nim piorunujące i przygnębiające wrażenie. - Tam są głównie matki z dziećmi. Docierają do Polski w tym, w czym zastała ich wojna. Widać, że niektórzy ubierali na siebie tylko to, co mieli pod ręką. Szokujące wrażenie robiły dzieci w sandałkach, a przecież to nie lato. Lepiej to wygląda w halach czy namiotach, gdzie po przekroczeniu granicy dostają ubrania, posiłki i często nocleg, zanim pojadą dalej. Ale skala ludzkich dramatów, które się tam kumulują, przeraża - przyznaje Skowron.

ZOBACZ WIDEO Brak Łaguty wyjdzie Motorowi na lepsze? Michelsen komentuje 

Mechanik Patricka Hansena podkreśla siłę mediów społecznościowych. Mówi, że niekiedy wystarczył jeden post, by zapełnić busa darami - tak niesamowita była reakcja ludzi. - Odzew był po prostu ogromny - podkreśla.

"Pomocna dłoń" na rzecz uchodźców zebrała m.in. mnóstwo zabawek. Fot. FB Adam Skowron
W akcje włączały się także prywatne przedsiębiorstwa. - Bardzo dużo pomogła nam firma Bodzio. Zwróciliśmy się do nich z prośbą o przygotowanie słodyczy dla dzieci, które uciekły przed wojną. Bodzio ma sieć ponad 300 sklepów w całej Polsce. Każdy sklep przeprowadził własną zbiórkę. Jeździliśmy codziennie do głównej siedziby firmy, odbierając po kilkanaście dużych paczek słodyczy - wyjaśnia.

Chętnych do pomocy było wielu. Każdy wspierał, jak tylko mógł. - Waldemar Górski, prezes TŻ Ostrovia, użyczył nam busa. Sebastian Guzikowski przywiózł dary z Berlina i również własnym transportem przewiózł je z nami na granicę - zaznacza.

Bus za busem jechał na granicę

Kiedy udało się zebrać dary, kolejne busy kursowały na przejście graniczne w Medyce. - Pierwsze busy pojechały bezpośrednio na granicę, ale to był błąd, bo nie zostaliśmy poinformowani, że wszyscy ludzie z granicy przewożeni są do Przemyśla. Tam był główny punkt, gdzie znajdowali się uchodźcy, będący w dużej potrzebie. Koniec końców, tam dostarczaliśmy dary - wspomina.

Skala zebranych rzeczy przez "Pomocną dłoń" była imponująca. W pierwszych dwóch tygodniach organizatorzy pozyskali trzy tony karmy dla zwierząt, ponad 1200 pluszaków dla dzieci i prawie drugie tyle zabawek i gier planszowych. - Zawieźliśmy też wózki dla dzieci, łóżeczka, wanienki, pieluchy, środki higieniczne, kartony z długoterminowym jedzeniem, ogromną ilość musów dla dzieci, mleka oraz mnóstwo słodyczy - wylicza Adam Skowron.

Adam Skowron przyznaje, że widok, który zastał na granicy był tragiczny. Fot. FB Adam Skowron
- Później zmieniliśmy trochę naszą taktykę pomocy i przygotowywaliśmy konkretne paczki dla uchodźców. Wchodziliśmy bezpośrednio na hale, gdzie ci ludzie byli rozlokowani i przekazywaliśmy im potrzebne rzeczy - dodaje.

W ten sposób przedstawiciele stowarzyszenia "Pomocna Dłoń" jeździli praktycznie po całej Polsce. - Zaczęło się od Przemyśla, ale jak kolejne fale uchodźców trafiały do innych miast, to też tam docieraliśmy. Byliśmy w Warszawie, gdzie w największej hali jest dziesięć tysięcy ludzi. Odwiedziliśmy także Poznań i Wrocław. Zrobiliśmy tam nawet pokaz dla dzieci, bo jeden z nas przebrał się za maskotkę. Z pewnością im się milej zrobiło - przyznaje nasz rozmówca.

Lubi pomagać i nadal to robi

To nie przypadek, że Adam Skowron tak mocno się zaangażował. - Lubię pomagać. Kiedyś działałem w Stowarzyszeniu Charytatywnym SMS Dajemy Nadzieję. Później założyłem własne stowarzyszenie o nazwie "Pomocna Dłoń". Działamy i pomagamy z kolegami, znajomymi i rodziną. Dużo osób się w to zaangażowało m.in. Kacper Smółka, Agata Kosnowicz czy Michał Waliszewski - wyjaśnia.

Kiedy wybuchła wojna i uchodźcy masowo opuszczali Ukrainę, Skowron powinien mieć urwanie głowy w swoim warsztacie. Większość prac na szczęście wykonał wcześniej. - Mieliśmy już motocykle Patricka Hansena przygotowane. Treningów w Polsce w pierwszych dniach marca nie było jeszcze zbyt dużo ze względu na pogodę, uznaliśmy zatem, że pomożemy, jak tylko potrafimy. Najważniejsza pomoc była potrzebna w pierwszych dniach po wybuchu wojny, bo ludzie zostali często z jedną walizką, tracąc dorobek całego życia - tłumaczy.

Sezon żużlowy zbliża się wielkimi krokami, pracy mechanicy będą mieli teraz od groma. Czasu na szlachetne gesty jednak nie zabraknie. - Teraz nadal pomagamy. Zbieramy dary, ale docieramy już do rodzin, które rozlokowane są po polskich domach. Robimy im tzw. wyprawkę. Przygotowujemy każdej karton ubrań, karton z jedzeniem, następny z chemią. Jeżeli są dzieci to przekazujemy też wózki, zabawki itd. Ostatnio byliśmy w Poznaniu, gdzie zawieźliśmy prawie całe wyposażenie mieszkania, bo praktycznie ta rodzina nic nie miała. Widząc radość i wdzięczność tych ludzi aż chce się dalej pomagać - kończy.

Zobacz także:
Dożywotnia dyskwalifikacja dla Łaguty?
Pierwszy taki dzień w życiu Zmarzlika
Kup bilet na TAURON SEC w Chorzowie

< Przejdź na wp.pl