Latem Kamila Żuk doznała fatalnej kontuzji kostki podczas treningu na nartorolkach. Musiała przejść operację, a początkowo leczenie nie przebiegało zgodnie z planem. W ostatnich tygodniach ciężko trenowała, a trener Tobias Torgersen postanowił jej dać szansę startów w Pucharze Świata.
Żuk w Oslo wystartowała w biegu indywidualnym. Popełniła w nim trzy błędy i zajęła 47. miejsce. Punktów nie zdobyła, ale radość była duża.
- Nie czułam się rewelacyjnie dobrze, ale myślę, że wystarczająco. Naprawdę starałam się cieszyć z tego, że mogę biec i jestem z powrotem w Pucharze Świata. Pomimo tego, że to był ciężki bieg, to był bardzo przyjemny - powiedziała po biegu Żuk.
ZOBACZ WIDEO: "Cudowna dziewczyna". Tymi zdjęciami Brodnicka zachwyciła
- Z samego wyniku jestem zadowolona. Nie sądziłam, że będę w stanie zaprezentować się na tyle dobrze. Strzelanie na początku też jest satysfakcjonujące. Nie ukrywam, że pozycja stojąca jest dość problematyczna, ale udało mi się ją opanować. Byłam spokojna, nie oczekiwałam od siebie za dużo - dodała polska biathlonistka.
W Oslo już najprawdopodobniej nie wystartuje. W programie jest tam bieg masowy oraz sztafety mieszane. Kolejne starty Polka ma zaplanowane w amerykańskim Soldier Hollow i kanadyjskim Canmore.
- To był fajny bieg na początku. Za mną ciężki okres. Kosztowało mnie to wiele emocji. Uważam, że to nagroda za całą kontuzję. Cieszę się, że tu jestem i mogę startować. Myślę, że w Oslo już mnie nie zobaczymy. Miał to być głównie bieg indywidualny. Zobaczymy, jaką decyzję podejmie trener. Ja jestem wdzięczna za to, że mogłam tutaj wystartować - zakończyła.
Czytaj także:
Koszmar lidera PŚ. Nagranie z "tego" skoku już obiegło sieć
Znamy skład Polaków na konkurs drużynowy