WP SportoweFakty: Za biathlonową reprezentacją Polski już kilka miesięcy przygotowań do nowego sezonu. Może pani zdradzić jak obecnie przebiegają przygotowania i jakie są plany na najbliższe tygodnie?
Weronika Nowakowska-Ziemniak: Trenerzy bardzo mocno postawili na objętość. Zgrupowania i pracę rozpoczęliśmy wcześniej niż zwykle, bo już na początku maja, a w poprzednich latach po raz pierwszy na zgrupowaniach reprezentacji spotykaliśmy się pod koniec maja. Trening był wyjątkowo cięższy. Mamy sześć tygodni do pierwszych startów i teraz powoli schodzimy z obciążeń, a wykonujemy więcej treningów tempowych. Próbujemy "wyświeżyć" organizm i zobaczymy co nam z tego wyszło.
W trakcie przygotowań startowała pani na mistrzostwach świata w nartorolkach. Z tego co pamiętam, to mówiła pani, że nie lubi rywalizować w tej odmianie biathlonu.
- Ten pomysł nie podobał mi się od początku. Jednak trenerzy bardzo mocno nalegali na mój udział i tak też się stało. Wprawdzie tylko w jednym biegu wzięłam udział, bo borykałam się z kontuzją pleców. Faktycznie, nie lubię startów na nartorolkach, zawsze ich unikam. W ubiegłym roku wystartowałam tylko w jednym biegu mistrzostw Polski, ale trenerom w tym roku bardzo zależało na tych występach i stąd ta decyzja.
Jak obecnie jest z pani zdrowiem? Możemy uspokoić kibiców?
- Na przełomie lipca, sierpnia i września borykałam się z zapaleniem więzadeł w kręgosłupie. Na szczęście pożar został ugaszony. Po drodze było kilka drobnych spraw, które wykluczały na parę dni, także nic wielkiego. Poza tym realizuję plan, więc wszystko jest dobrze.
Nie ma co ukrywać, że biathlon w Polsce nie jest tak popularną dyscypliną jak skoki czy biegi narciarskie. Po osiągniętych sukcesach na ostatnich mistrzostwach świata zauważyła pani wzrost popularności biathlonu w naszym kraju?
- Muszę powiedzieć, że biathlon jest najbardziej dynamicznie rozwijającą się zimową dyscypliną w Europie. W Polsce jego popularność też rośnie, ale zdecydowanie nie pomaga nam TVP, które ma największy zasięg, ale niestety nie pokazuje naszych zawodów, nawet imprez mistrzowskich. Pokazują jedynie skoki i biegi narciarskie i popularność tych dyscyplin jest dużo większa. Myślę, że zmienia się to wszystko na lepsze i z roku na rok wzrasta grono kibiców biathlonu wzrasta.
Biathlon ma szczęście do osób dbających o rozwój tej dyscypliny. Problemy mają choćby biegaczki, a Justyna Kowalczyk nie obawia się mówić o tym głośno. W ostatnich mistrzostwach świata juniorów nie wystąpiła żadna Polka. W biathlonie sytuacja jest diametralnie inna.
- To, co podoba mi się w pracy Polskiego Związku Biathlonu to to, że patrzy na dyscyplinę globalnie. Działacze starają się dbać już o dzieci i młodzież, wyławiają talenty jak najszybciej i to procentuje już obecnie wśród juniorów. Tak samo związek dba o to, by po nas było zaplecze. W naszej reprezentacji już znaleźli się młodzi zawodnicy, którzy mam nadzieję, że w przyszłości godnie nas zastąpią. To jest bardzo fajne, że związek myśli nie tylko o dzisiaj, ale również o przyszłości biathlonu w Polsce. To jest fantastyczne w tym wszystkim.
Przejdźmy do celów na nadchodzący sezon. Po zdobytych na mistrzostwach świata medalach rozbudziła pani apetyty kibiców.
- Nie ukrywam, że mój własny także został rozbudzony. Trudno mi jest w tej chwili powiedzieć w jakiej jestem formie i na co mnie stać. Musimy poczekać na pierwsze starty. Na pewno mam wiele marzeń i celów i jednym z nich jest dziesiątka klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Myślę, że to jest cel bardzo realny do zrealizowania. Na razie skupiam się na pracy, a zobaczymy co przyniesie sezon, jaka będzie forma i na co będzie mnie stać. Mam nadzieję, że na dużo.
Od kilku lat reprezentację Polski prowadzi Adam Kołodziejczyk. Pozwolę sobie na wniosek, że stabilizacja w sztabie trenerskim przerodziła się na postępy w wynikach.
- Praca z trenerem Adamem Kołodziejczykiem na pewno nie należy do najłatwiejszych i wszystkie o tym wiemy. Tak jak pan stwierdził, postęp jest i to jest najważniejsze. Nie chodzi o to żeby się lubić, ale o to żeby osiągać jak najwyższe wyniki i na razie jesteśmy z tym za pan brat.
Rozmawiał Łukasz Witczyk