Magdalena Gwizdoń: nie będę już trenować u Adama Kołodziejczyka
- Na pewno nie będę już trenować z Adamem Kołodziejczykiem. Kiedy z nim trenowałam, nie było efektów - uważa biathlonistka Magdalena Gwizdoń, która w obecnym sezonie znacznie poprawiła wyniki w PŚ. Opowiada też o operacji oczu i swojej przemianie.
Do sezonu przygotowywała się pani przede wszystkim pod okiem Nikołaja Panitkina. Dlaczego te treningi przyniosły dobre efekty, a wcześniej ich brakowało?
- W Kadrze B program treningów jest bardziej indywidualny. Nie jest tak, że wszystkich wrzuca się do jednego worka. Robiłam tu więcej treningów, które mnie zadowalały. Nabrałam też więcej pewności siebie. Wiedziałem, że jak zrobię trening, to przyniesie on dobry efekt. Nie tak jak w Kadrze A, gdzie trenowałam coś, co nie dawało efektów, a mimo to, ciągle musiałam to powtarzać. Nie służą mi już te same treningi, które ciągle służą młodym zawodnikom. Dla mnie takie treningi to zabójstwo.
Podczas piątkowego biegu sztafetowego na MŚ w Oslo zajęłyście czwarte miejsce. Obyło się bez żadnych rund karnych. Jest duża satysfakcja?
- Tak. Na pewno każda z nas zrobiła bardzo dobrą robotę. Moje zadanie polegało na tym, żeby na pierwszą zmianę przybiec w grupie i żeby nie było dużej straty. Żeby kolejna zawodniczka czyli Monika Hojnisz od początku miała kontakt z czołówką i mogła z nią powalczyć. Swoje zadanie, na ile mogłam, na tyle wykonałam. Miałam tylko dwa doładowania czyli straciłam dwadzieścia sekund. Wiadomo, że takie zespoły jak Norwegia, Niemcy czy Francja musiałyby mieć rundę karną, żebyśmy mogły wskoczyć na podium. Nie udało się, bo akurat wszystkie zawodniczki w tych zespołach dobrze strzelały i szybko biegły. My zresztą również. Ale czwarte miejsce to i tak dobry wynik. Jedno z najlepszych w historii naszych startów w sztafecie na mistrzostwach świata.
Co zdołała pani poprawić w ostatnim czasie?
- Dużo pracowałam nad swoją psychiką. Teraz potrafię utrzymać pełną koncentrację. Nie ukrywam, że dużo dał mi też zabieg oczu - laserowa korekcja krótkowzroczności. Przeszłam go w kwietniu zeszłego roku, we współpracy ze Związkiem. Na początku to był dla mnie szok. Zrobiłam operację, przyszłam na strzelnicę, patrzę i mówię: "przecież ja nic nie widzę". Oko po zabiegu nie było jeszcze odpowiednio wytrenowane. Ostrość widzenia z dnia na dzień się jednak poprawiła. Moja wada została skorygowana.
Odczuwa pani dużą różnicę?
- Jest mi dużo łatwiej. Nie muszę już zakładać i zdejmować soczewek. Poza tym zimą, w niskich temperaturach, soczewka wysychała. Musiałam dość dużo mrugać okiem, bo robiło się sucho. Przy strzelaniu stanowiło to problem. Czasem martwiłam się też, czy soczewka wypadnie, czy nie. Teraz już o tym nie myślę i mogę skupić się na czymś innym. Mam większy komfort psychiczny.
Jest pani żołnierzem Sił Zbrojnych RP w stopniu starszego szeregowego. Pani koleżanka z kadry Krystyna Guzik nie ukrywa, że po zakończeniu kariery chciałaby związać swoją przyszłość z wojskiem. Pani również snuje takie plany?
- Myślę, że tak. To, że tu jesteśmy, jest dużą zasługą Wojska Polskiego, w którym dostałyśmy etaty. Gdyby ich nie było, pewnie nie miałabym z czego żyć. Na pewno skończyłabym ze sportem i musiałabym iść do normalnej pracy. Wielkie słowa podziękowania dla Wojska Polskiego za to, że poszli nam na rękę, umożliwiając kontynuowanie kariery sportowej. Nie ukrywam, że po jej zakończeniu będę chciała zostać w wojsku jako żołnierz i pełnić w nim służbę. Myślę, że niejako jestem do tego zobowiązana. A skoro poprawiłam się w strzelaniu, to chyba mnie przyjmą.
Rozmawiał w Oslo Michał Bugno
Autor na Twitterze: Obserwuj @Michal_Bugno
W niedzielę ostatni dzień mistrzostw świata w Oslo. O godz. 12:30 odbędzie się bieg kobiet ze startu wspólnego, a o godz. 15:45 ta sama konkurencja w wykonaniu mężczyzn. Transmisje z obu przeprowadzi telewizja Eurosport 1.
Zobacz także: Klemens Murańka: lekarz się na mnie zdenerwował, mogło dojść do tragedii