Monika Hojnisz: będzie nam brakować Weroniki Nowakowskiej w sztafecie

- Weronika Nowakowska była mocnym ogniwem naszej sztafety. W przyszłym roku w startach na pewno będzie nam jej brakować - mówi w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty Monika Hojnisz, 24-letnia reprezentantka Polski w biathlonie.

WP SportoweFakty: Weronika Nowakowska ogłosiła, że jest w ciąży i zawiesza karierę. Podobno już kilka tygodni temu was o tym poinformowała. Jak odebrała pani tę informację?

Monika Hojnisz: Wydaje mi się, że dowiedziałam się o tym jako jedna z pierwszych osób. Oczywiście zareagowałam pozytywnie, bo wiedziałam, że od dawna jej na tym zależało. Cieszyłam się razem z nią, ale jednocześnie wiedziałam, że chce, aby jak najmniej osób o tym wiedziało. Zachowałam to więc dla siebie. Teraz Weronika uznała, że to odpowiedni moment i ogłosiła to na Facebooku. Myślę, że wszyscy cieszymy się razem z nią.

Jak wiadomo, Weronika jest w ciąży bliźniaczej. Żartowałyście sobie przed piątkową sztafetą, że startujecie nie w cztery, a w sześć osób?

- Można tak to było odebrać. To były dla nas dwie dodatkowe moce.

Pomogły?

- Jasne! Na miarę możliwości pomogły.

W przyszłym roku wasz skład w biegach sztafetowych będzie wyglądał inaczej, bo Weronika nie będzie z wami startować. Ze sportowego punktu widzenia to dla was akurat zła informacja.

- Tak, bo Weronika była mocnym ogniwem naszej sztafety. Na pewno będzie nam jej brakować.

Mistrzostwa świata w Oslo, w przeciwieństwie do poprzednich, zakończyły się dla Polski bez żadnego medalu. Dlaczego te starty nie były tak udane jak wcześniejsze występy w Pucharze Świata?

- Trudno mi powiedzieć. Sezon przygotowawczy był bardzo ciężki. Odkąd trenuję, nigdy nie miałam tak intensywnych treningów. Może to miało wpływ na naszą postawę podczas mistrzostw świata? A może te MŚ były trochę za późno, a moja dyspozycja przyszła za wcześnie?

Czyli po prostu nie trafiła pani ze szczytem formy?

- Wiadomo, że nie da się biegać przez cały sezon na najwyższych obrotach. To niewykonalne. Oczywiście, patrząc na Francuzkę Marie Dorin Habert można zapytać: "Jak to się nie da? Przecież się da!". Ale ona po prostu cały czas ma tak dobry poziom. To samo Martin Fourcade, który znajduje się na takim poziomie, że nawet pomyłka na strzelnicy nie przeszkadza mu w odniesieniu zwycięstwa. Było to widać w ostatnim biegu indywidualnym, gdzie zdołał dokonać czegoś niesamowitego. A jeżeli chodzi o mnie, to w piątkowej sztafecie czułam się bardzo dobrze. Jak analizowałam czasy biegu, to widziałam, że wyszło świetnie. Zobaczymy jeszcze, co wydarzy się w ostatnich zawodach Pucharu Świata w Chanty-Mansyjsku. Może dopiero teraz we mnie coś wstąpiło?

Ma pani w sobie wiarę, że za kilka lat może biegać jak Marie Dorin Habert?

- Gdybym takiej wiary nie miała, to by mnie tu dziś nie było. Oczywiście bardzo bym tego chciała, ale nie jest to takie łatwe i nie stanie się od razu. Potrzeba dużo pracy. Na pewno takie imprezy jak mistrzostwa świata dają mi motywację, żeby znosić coraz większe obciążenia. Więcej trenować i się nie poddawać.

Wspomniała pani, że Simon Fourcade rywalizuje na niesamowitym poziomie, ale głośno jest też o Norwegu Ole Einarze Bjoerndalenie, który ma 42 lata, a uzbierał już 44 medale MŚ. To imponujący wyczyn.

- Bardzo mi to imponuje. Bjoerndalen zapowiedział koniec kariery, mistrzostwa świata odbywają się w jego kraju, a on zdobywa tu kolejne medale. Jestem pod wielkim wrażeniem.

No właśnie. Występuje u siebie w kraju, przed własną publicznością. Wy jako reprezentantki Polski w biathlonie nie macie takich możliwości, bo w Polsce nie odbywają się zawody PŚ ani MŚ. Żałuje pani, że tak jest?

- Mieliśmy organizowany Puchar IBU w Dusznikach-Zdroju. Niestety nie miałam możliwości, żeby tam startować. To na pewno bardzo fajna sprawa, ale chyba trudno będzie, żeby do tego doszło i żeby taka impreza odbyła się w Polsce.

Podobno w obecnym sezonie macie rewelacyjnie przygotowane narty, co bardzo pomaga w rywalizacji.

- W większości startów miałyśmy je całkiem fajnie przygotowane. Na MŚ nie było żadnej wpadki. Uważam, że najlepsza robota została wykonana w piątek. To dzięki bardzo dobrze przygotowanym nartom w sztafecie mogłam toczyć wyrównaną walkę z Norweżką Fanny Horn Birkeland czy Niemką Franziską Hildebrand. Fajnie się z tym czułam. Nie ukrywajmy - jak narty jadą, to na trasie jest dużo łatwiej.

Trzeba przyznać, że sztafety wychodzą pani świetnie. Rok temu w Kontiolahti na strzelnicy była pani bezbłędna, a na pierwszą zmianę przybiegła pani jako liderka. To było naprawdę spektakularne! W tym roku również okazała się pani najlepszą z Polek, zmniejszając straty na drugiej zmianie z 24 do 3 sekund.

- Śmiałam się, że moja forma jest przygotowana tylko na sztafety. Nie ukrywam, że jestem z siebie dumna. Marzę też o tym, żeby pobiec kiedyś w sztafecie z moją siostrą Patrycją. Na razie miałyśmy taką okazję tylko na mistrzostwach Polski, ale kto wie, co będzie w przyszłości.

Generalnie jest pani zadowolona z tego sezonu?

- Mogę powiedzieć, że zaobserwowałam progres i z tego jestem zadowolona. Może jakieś pojedyncze starty mi nie wyszły, ale na pewno poszłam do przodu. Tu, w Oslo, oczekiwałam jednak lepszej formy. Mogłabym nawet stwierdzić, że wcześniej moje biegi wyglądały lepiej niż na samych mistrzostwach świata. Ale trudno. Nie jest łatwo trafić z najwyższą formą na najważniejsze zawody, nawet jeśli bardzo się ich oczekuje. Taki jest sport. Widzę, że robię postępy, a to jest najważniejsze.

[b]Rozmawiał w Oslo Michał Bugno

Autor na Twitterze:

Zobacz także: To był najtrudniejszy moment w karierze Klemensa Murańki

[/b]

Ostatnie w tym sezonie zawody PŚ w biathlonie odbędą się w dniach 17–20 marca w Chanty-Mansyjsku. Transmisje z zawodów pokaże telewizja Eurosport 1.

Źródło artykułu: