Norwegowie od pięciu lat czekają na triumf swojego rodaka w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata mężczyzn. Po raz ostatni zawodnik z tego kraju po Kryształową Kulę sięgnął w sezonie 2010/2011, a był nim Tarjei Boe. Następne pięć lat to dominacja Martina Fourcade'a, który za każdym razem skutecznie odpierał ataki Norwegów, a w ostatnich dwóch sezonach w cuglach zwyciężał w klasyfikacji generalnej.
Nadzieją norweskiego biathlonu jest Johannes Boe. Młodszy brat Tarjeia ma na swoim koncie już 11 zwycięstw w zawodach Pucharu Świata, a poprzednią kampanię zakończył na drugiej lokacie. Zdobył jednak aż o 331 punktów mniej niż Fourcade. W to, że właśnie 23-latek zdetronizuje Francuza wierzy Ole Einar Bjoerndalen. - Czy to będzie teraz, czy w przyszłym sezonie - nie ma znaczenia. On jest wystarczająco dobry i w ciągu dwóch lat powinien być na szczycie - przyznał "Król biathlonu".
W sobotnim sprincie w Sjusjoen Boe zajął drugą pozycję. Był o 12,9 sek. wolniejszy od Fourcade'a na trasie. Obaj byli bezbłędni na strzelnicy. - Myślę, że Boe ma wielki potencjał. On zrobił wszystko, by być w wysokiej formie, więc dlaczego miałoby mu się nie udać teraz? - powiedział Emil Hegle Svendsen.
Biathlonowy Puchar Świata zainaugurowany zostanie w szwedzkim Oestersund 27 listopada.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Przez wybuch nic nie słyszałem, oczy też ucierpiały