[b]
Z Anterselvy - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty[/b]
Zawodniczki trenera Michaela Greisa na trasie we włoskim Południowym Tyrolu pobiegły w składzie Kinga Zbylut, Monika Hojnisz-Staręga, Kamila Żuk, Magdalena Gwizdoń. Plan niemieckiego szkoleniowca był prosty - wypracować jak najlepszą pozycję przed ostatnią zmianą. Jednak chyba nawet on nie spodziewał się, że pierwszy trzy zawodniczki pobiegną i strzelą tak świetnie (tylko 2 dobierane naboje na 30 strzałów! - przyp. WP SportoweFakty), że Gwizdoń wyruszy na nią na 1. miejscu, z 42-sekundową przewagą nad kolejną zawodniczką.
Jako pierwsza w naszej ekipie na trasę ruszyła Zbylut i jako jedyna zawodniczka trafiła na strzelnicy 10/10, bez dobierania ani jednego dodatkowego pocisku. Do tego dołożyła jeszcze dobry bieg. Po drugim strzelaniu ruszyła na trasę jako siódma, na ostatnim odcinku wyprzedziła dwie rywalki i oddała sztafetę Hojnisz-Starędze na świetnej piątej pozycji.
- Trener mi podpowiedział, żebym na 1 i 2 okrążeniu "wiozła się" za innymi zawodniczkami. To pozwoliło mi oszczędzić trochę sił i powalczyć na ostatniej pętli - zdradziła Zbylut po swoim biegu.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Piekielnie trudne zadanie Dawida Kubackiego. "Stefan Kraft się obroni!"
- Bardzo mnie cieszy, że mi się to udało, zwłaszcza że zrobiłam to w sztafecie. Wiedziałam, że muszę dać z siebie więcej niż 100 procent, ponieważ walczę o sukces nie tylko dla siebie, ale też dla całej drużyny. Do tego nasze poprzednie starty na mistrzostwach nie były udane, poza biegiem indywidualnym Moniki, więc trzeba było w końcu się pokazać - stwierdziła 25-letnia biathlonistka BKS-u Kościelisko.
- A teraz biegnę się przebrać i lecę na trasę dopingować dziewczynom! - rzuciła na koniec.
Polki zszokowały Anterselvę
W jeszcze lepszym nastroju do strefy mieszanej przyszła Hojnisz-Staręga. Ona dobierała tylko jeden pocisk i przyprowadziła polską sztafetę na drugim miejscu. A potem z szerokim uśmiechem na twarzy oglądała świetną zmianę Kamili Żuk, która wykorzystała złe strzelanie Włoszki Federiki Sanfilippo, również dobierała tylko jeden nabój, i gdy dobiegła do mety, Polki były sensacyjnymi liderkami biegu!
- Dawaj dawaj, inne pudłują! Jedziesz! - krzyczała do swojej koleżanki liderka naszego zespołu, gdy Żuk wbiegała jako liderka na ostatnią pętlę. Cały stadion w Anterselvie sprawiał wrażenie zszokowanego, ale też pełnego podziwu dla Polek. Na strzelnicy kibice z Niemiec, Włoch czy Norwegii fetowali każdy celny strzał naszych reprezentantek
- Szok! Bardzo się emocjonuję, jestem z Magdą Gwizdoń bo wiem, co ona teraz przeżywa i co przeżywała od momentu, gdy dowiedziała się, że pobiegnie na czwartej zmianie - powiedziała nam Hojnisz kilka minut przed tym, jak Gwizdoń ruszyła na trasę. - Wiem, że Magda trochę się obawia tego startu bo ma świadomość, że nie jest w optymalnej formie, ale jest bardzo doświadczona i podejdzie do swojego występu ze spokojem - dodała.
Hojnisz pochwaliła też Zbylut, dzięki której mogła na swojej zmianie walczyć o czołowe lokaty. - Powiem szczerze, że byłam na to przygotowana. Wiedziała, że jeśli Kinga dobrze strzeli, odda mi sztafetę na wysokim miejscu. Trochę mnie zaskoczyła, że na ostatniej rundzie zyskiwała w biegu nad rywalkami, że ją "niesie" i walczy biegowo z najlepszymi. To było super i pokazało mi, że nasza forma jest wysoka, a narty dobrze przygotowane.
- Jak to się dzieje, że dziś tak celnie strzelamy? Może wcześniej wyczerpałyśmy limit pudeł? Zwłaszcza dziewczyny w biegu indywidualnym (Kamila Żuk miała wtedy 10 niecelnych strzałów - przyp. WP SportoweFakty). Myślę, że dziewczyny wyciągnęły wnioski z poprzednich startów i wiedzą jak reagować na podmuchy wiatru, który kręci na strzelonicy. A może po prostu tak bardzo chcemy, że nawet wiatr nam nie przeszkadza, nasze tarcze są większe, a na naszym stanowisku jest tunel, który chroni pociski - żartowała zadowolona Hojnisz.
Łzy szczęścia Kamili
22-letnia Żuk, kolejna bohaterka polskiej ekipy, oddała sztafetę Gwizdoń na pierwszym miejscu, z wyraźną przewagą (41,7 sekundy) nad drugim zespołem. Zaraz potem popłakała się ze wzruszenia. - Sztafeta dawno się nam tak nie ułożyła, żebyśmy do końca walczyły o wysokie miejsca. Zawsze brakowało nam dobrego strzelania. W biegu nie tracimy dużo, pod tym względem mamy drużynę na dobrym, stabilnym poziomie. Jednak w strzelaniu albo dobierałyśmy zbyt dużo nabojów, albo miałyśmy karne rundy. Miałyśmy pod tym względem trochę pecha, los nam nie sprzyjał. A dziś od początku bieg układał się super. Kinga na 0, Monika z jednym dobieranym nabojem, ja również. To był taki nasz występ, o jakim marzyłyśmy - podkreśliła.
Czytaj także:
MŚ w biathlonie. Afera dopingowa. Włoska policja zatrzymała Aleksandra Łoginowa
W czasie rozmowy z dziennikarzami Żuk obserwowała finisz Gwizdoń, która strzelała nieźle (cztery dobierane naboje), ale nie była w stanie rywalizować w biegu z gwiazdami kobiecego biathlonu - Norweżką Marte Olsbu Roeiseland, Niemką Denise Herrmann czy Ukrainką Oleną Pidhruszną.
- Patrzę właśnie na Magdę, mamy siódme miejsce, czyli tak jak w zeszłym roku w Oestersund. Jest super, dla nas rewelacja, najlepszy wynik w sezonie. Nie można mówić o niedosycie. Po analizie sezonu, w Pucharze Świata w sztafetach byłyśmy 13., 9., 13. i 13., celowałyśmy w pierwszą dziesiątkę, a top 8 zakładałyśmy w idealnym dla nas scenariuszu. Zrobiłyśmy wszystko, żeby pomóc Magdzie na ostatniej zmianie i wiem, że wszystkie dałyśmy z siebie tyle, ile mogłyśmy - pokreśliła najmłodsza zawodniczka w polskiej sztafecie.
Nie dała rady "chartom"
Gwizdoń również miała dobry nastrój, zapewniała, że na 6-kilometrowej trasie zrobiła tyle, ile mogła. - Jak zobaczyłam jakie "charty" biegną ze mną na ostatniej zmianie, spodziewałam się, że może być trudno powalczyć z nimi na trasie. Kiedy byłam młodsza, to ze mną trudno było rywalizować w biegu - powiedziała. Weteranka biathlonowych tras żałowała jedynie czasu straconego na strzelnicy. - Były dwa takie "kanty", że klapki nie spadły. Te doładowania zabrały mi jakieś 20 sekund. Gdyby udało się strzelić na czysto, można było ugrać coś więcej.
- Może na mecie było trochę złości, że nie przypilnowałam strzelania i dobierałam po dwa naboje. Z drugiej strony cieszę się, że nie miałam rundy karnej i na strzelnicy wypadłam w miarę dobrze - oceniła.
Trzykrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich podkreśliła, że przed startem siódme miejsce brałaby w ciemno. I bardzo cieszyła się ze świetnej postawy młodszych koleżanek. - Dziewczyny spisały się super. Najwyższy czas, żeby zaczęły się pokazywać, bo są naprawdę dobre. Brakuje jeszcze tej kropki nad i, ale wszystko przed nimi - uważa Gwizdoń, która tak jak niemal cała polska ekipa wyjeżdża z Anterselvy już w sobotę.
Do niedzieli we włoskim Południowym Tyrolu zostają tylko Monika Hojnisz-Staręga oraz trener Michael Greis. Przed nimi jeszcze kończący mistrzostwa bieg masowy. - Serce mnie boli, że nie możemy zostać na mass start, bo w poniedziałek jedziemy na mistrzostwa Europy do Mińska. Na pewno będę jej kibicować. Jest w dobrej formie więc myślę, że jeszcze coś z tych mistrzostw wyciągnie - zapowiada Gwizdoń.