To nie tak miało wyglądać. W Nowym Delhi od lat organizowany jest jeden z najbardziej prestiżowych biegów ulicznych, którego główny punkt stanowi półmaraton (21,097 km). Hindusi zapraszają światową elitę, fundując wysokie nagrody pieniężne. Tym razem jednak stolica Indii znalazła się na ustach całego świata z innego powodu. Kilka tygodni przed biegiem (odbył się w niedzielę, 19 listopada) miasto zaczęło się zmagać z gigantycznym smogiem. Stężenie pyłu zawieszonego PM 2,5 i PM 10 wielokrotnie przekraczało dopuszczalne normy. Jeden z ministrów nazwał Nowe Delhi "komorą gazowa". Impreza długo stała pod znakiem zapytania, dopiero decyzja Sądu Najwyższego (na trzy dni przed zawodami) oznaczała zielone światło dla organizatorów.
Jedną z zawodniczek elity, która została zaproszona do Nowego Delhi, była Karolina Nadolska, olimpijka z Londynu w maratonie, rekordzistka Polski w biegu na 10000 m. W silnej stawce zajęła 13. miejsce, z wynikiem 1:14:51.
Jakby nie było żadnego problemu
Polka poleciała do Indii mimo niepewności co do warunków panujących w tamtejszej metropolii. Organizatorzy przed startem informowali ją - drogą mailową - o zabiegach, jakie prowadzą w celu polepszenia jakości powietrza. Zapewniali, że kilka dni przed zawodami wstrzymają ruch na trasie biegu, ponadto sytuację miało poprawić mycie ulic. Rzeczywistość okazała się zgoła inna.
- Mieszkaliśmy w hotelu, który był bezpośrednio przy trasie półmaratonu. Zameldowałam się tam w nocy z czwartku na piątek, a ruch uliczny normalnie się odbywał. Wychylałam się przez okno każdego dnia. Nic się nie zmieniało. Korki straszne. Dopiero kilka godzin przed startem ruch został wstrzymany. Mycia ulic też nie zauważyłam. W mailach chyba chcieli nas uspokoić, a na miejscu okazało się, że było inaczej - rozpoczyna rozmowę z WP SportoweFakty Karolina Nadolska.
ZOBACZ WIDEO: Sektor Gości 75. Henryk Szost przestrzega: Za chwilę europejskie bieganie przestanie istnieć [3/3]
Zdaniem polskiej biegaczki organizatorzy - w rozmowach z zawodniczkami z elity - w ogóle nie poruszali tematu smogu. - Jakby nie było żadnego problemu - zauważa Nadolska. - Natomiast słowa organizatorów można było znaleźć w miejscowej prasie. Ich tłumaczenie było dość śmieszne. "Nie martwcie się, bo mamy... dużo karetek na trasie. Jesteście bezpieczni" - padały takie hasła. Rzeczywiście, służby medyczne były widoczne na tym biegu - przyznaje.
Wysiłek fizyczny podejmowany w bardzo niekorzystnych warunkach oznacza ogromne ryzyko dla organizmu. Karolina Nadolska przyznaje, że rozważała rezygnację ze startu. - Przeszło mi przez myśl, gdy rozmawiałam w domu z mężem i trenerem w jednej osobie (Zbigniew Nadolski - przyp. red.), że może bez sensu jechać i się narażać na niebezpieczeństwo. Z drugiej strony, za daleko to już zabrnęło. Był bilet, była wiza, zawsze człowiekowi trochę szkoda. Mieliśmy obawy, ale potem stwierdziliśmy, że skoro wszyscy lecą, całe zaplecze dobrych zawodniczek, a nie tylko ja jedna, to spróbujemy. Zresztą nie po raz pierwszy miałam "przyjemność" biec w takich warunkach. Kilka lat temu byłam w podobnej sytuacji w Pekinie - kontynuuje nasza rozmówczyni.
Opóźniony efekt smogu?
Przed startem Nadolska wolała nie sprawdzać stężenia pyłu zawieszonego w Nowym Delhi. Nie chciała się tym dodatkowo stresować. Odbyła dwa lżejsze treningi, czuła się dobrze. Jednak tuż przed zawodami coś ją zaniepokoiło. - Obudziłam się ze strasznym bólem głowy - relacjonuje. - Zwykle tego nie doświadczam, nie mam takich problemów. Pomyślałam sobie w duchu: "kurczę, wychodzi zmęczenie". Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami biegania w smogu. Teraz, po powrocie do Polski, czuję się zmęczona i osłabiona - relacjonuje Nadolska.
- Smog ma coś takiego jak opóźnienie w czasie, jeśli mówimy o efektach działania. Mogą się pojawić na przykład po pięciu czy siedmiu dniach. Słabe samopoczucie, zawroty głowy czy plamy przed oczami - wyliczał Łukasz Adamkiewicz z Fundacji #13, ekspert ds. jakości powietrza i zdrowia, z którym rozmawialiśmy przed półmaratonem.
Gdy cytujemy te słowa Karolinie Nadolskiej, biegaczka odpowiada: - Mam nadzieję, że moje zmęczenie to nie efekt smogu i że jest ono spowodowane zmianą stref czasowych, brakiem snu, zarwanymi nocami.
Polka przyznaje, że wynik osiągnięty przez nią w Nowym Delhi odbiega dość znacząco od jej "życiówki" w półmaratonie (1:09:54). Tym razem jednak założenia były inne. - Ustaliliśmy przed wyjazdem, że w takich warunkach Karolina ma pobiec spokojnie, nie wysilać się za bardzo - mówi nam Zbigniew Nadolski, mąż i trener zawodniczki.
- Nie jestem na takim etapie kariery, żeby ryzykować zdrowie. Może 15 lat temu miałabym większą fantazję. Dziś patrzę na to inaczej, przez pryzmat rodziny (Nadolscy mają dwuletnią córkę - przyp. red.). Wiedziałam, że nie będę tam walczyć o wielki wynik - dodaje 36-latka.
Ayana odizolowana
Wydarzeniem zawodów w Nowym Delhi był debiut w półmaratonie Almaz Ayany, największej gwiazdy ostatnich lat w biegach na 5000 i 10000 m. Mistrzyni olimpijska z Rio i mistrzyni świata z Londynu (na 10000 m) odniosła zwycięstwo, z wynikiem 1:07:11.
Karolina Nadolska uważnie przyglądała się Etiopce. Zachowanie Ayany wydało jej się dość nietypowe. - Lubię obserwować ludzi. U Etiopczyków charakterystyczne jest to, że tworzą grupę. Będąc na zawodach, razem się rozgrzewają, razem siedzą na stołówce. Tymczasem rzucało się w oczy to, że Ayana była od nich zupełnie odizolowana. Wszystkie Etiopki poszły razem na rozgrzewkę, ona udała się w innym kierunku. Na posiłkach też siedziała sama, daleko z boku. Ani razu nie zauważyłam, żeby z kimś rozmawiała. Ayana nie mówi po angielsku, więc być może to stanowiło problem. Nie wiem, z czego wynika to jej zachowanie. Czy taka gwiazda? Czy taki typ charakterologiczny? Często się mówi, że wybitni mistrzowie są wyizolowani, z dala od ludzi, jakby nieobecni. Ona taka była. Z drugiej strony, pamiętamy, jak zachowywał się Usain Bolt. Zupełne przeciwieństwo - podkreśla Karolina Nadolska.
Organizatorzy biegu w Nowym Delhi zaprosili Polkę na kolejną edycję. - Żegnali się, mówiąc: "Do zobaczenia za rok". Uznaliśmy z mężem, że chyba już jednak tam nie pojadę. Musiałabym polecieć do Indii nie na dwa dni przed startem, ale przynajmniej na dziesięć dni, żeby przejść aklimatyzację. To też jednak nie ma sensu, skoro było takie zanieczyszczenie powietrza i trzeba by w takich warunkach trenować. W Nowym Delhi także pogoda nie jest dla mnie - na starcie 15 stopni, ale później coraz cieplej, a przede wszystkim wilgotność, która daje się we znaki. Jestem raczej zimnolubna. Im chłodniej, tym lepiej. Może nawet padać deszcz - kontynuuje olimpijka z Londynu.
W jej planach są jeszcze dwa starty w tym roku. Na początku grudnia weźmie udział w biegu mikołajkowym w Genewie (na 7 kilometrów), zaś 31 grudnia w biegu sylwestrowym, prawdopodobnie w Madrycie. - Chciałabym się zebrać na nowy sezon. Myślę, że jeszcze rezerwy w sobie mam - kończy rozmowę z WP SportoweFakty.
I New Delhi i bieganie...