W Szklarskiej Porębie spełniło się moje marzenie - rozmowa z Justyną Kowalczyk

Dzięki zwycięstwu w Szklarskiej Porębie Justyna Kowalczyk wróciła na pierwsze miejsce w klasyfikacji Pucharu Świata w biegach narciarskich. Polka nie ukrywa jednak, że tym razem ma to dla niej drugorzędne znaczenie, gdyż największą radością był dla niej start przed własną publicznością.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński

Jaka była Pani taktyka na ten zwycięski bieg?

- Postanowiłam rozegrać to tak, jak to zrobiłam już w Otepaeae. Nie było to łatwe,  bo gdy słyszy się taki tłum serc i okrzyków, to od razu chciałoby się biec najszybciej jak się da, ale na tej trasie skończyłoby się to źle. Miałam więc takie założenie, że na podbiegu pobiegnę na sto procent, a na innych odcinkach będę po prostu walczyła.

Jakie to uczucie usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego śpiewanego przez tylu kibiców?

- Ja nie jestem najlepsza w okazywaniu uczuć publicznie, ale to jest na pewno bardzo, bardzo miłe i czekałam na to wiele lat. W końcu doczekałam się, to dla mnie wielkie święto, najlepsza nagroda jaką mogłam otrzymać od kibiców. Zdobyłam już wiele nagród, wiele statuetek, ale wszystkie nagrody razem wzięte nie są warte tyle ile to, co dostałam w Jakuszycach od kibiców.

Czy taki tłum kibiców to przede wszystkim wsparcie, czy źródło dodatkowego stresu i presji?

- Pewnie gdzieś pośrodku. Jest niesamowita mobilizacja kiedy startujesz u siebie, myślisz tylko o tym. Nie można jednak dać się ponieść emocjom, a to jest trudne. Udało mi się zachować koncentrację i choć było nerwowo, to wygrana bardzo cieszy.

Jak porówna Pani trudność trasy na Polanie Jakuszyckiej do innych tras, które są w tym sezonie w kalendarzu Pucharu Świata?

- Myślę, że ta trasa jest jakby w połowie, nie jest na pewno łatwa, ale i nie jest najtrudniejsza. Bywają zdecydowanie trudniejsze trasy w Pucharze Świata, tu był wprawdzie trudny podbieg, ale potem były trzy kilometry techniczne, mniej wydolnościowe, ja się ich bardzo obawiałam.

A jak porównałaby Pani zawody w Szklarskiej Porębie do zawodów w miejscach, gdzie Puchar Świata gości co roku, od strony organizacyjnej?

- Na pewno organizatorzy wszystko zrobili tutaj na najwyższym możliwym poziomie. Jasne, że nie mamy tutaj wybudowanych kontenerów, całej bazy, pryszniców, ale naprawdę nie mam tu na co narzekać. Jestem zachwycona tym, co tutaj zauważyłam, a także zaangażowaniem ludzi. My Polacy potrafimy się zmobilizować w odpowiednich momentach, tu właśnie była taka mobilizacja. Pragnę podziękować pani Basi Sobańskiej, pani Zosi Kiełpińskiej i wszystkim, którzy przez dwa tygodnie codziennie od piątej rano wszystko robili, pracowali bardzo mocno i spełnili moje marzenie.

W biegu na 10 kilometrów biegła Pani na nartach bez smarów. Mówiła Pani, że nie lubi takiego rozwiązania, dlaczego?

- No waxy to kompromis, a kto z nas lubi kompromisy. Tak naprawdę nie potrafiliśmy znaleźć niczego lepszego, ale okazało się to dobrym wyborem, bo jeśli wygrywa się z takimi zawodniczkami jak Marit Bjoergen czy Therese Johaug z przewagą czterdziestu, pięćdziesięciu sekund, to znaczy, że narty były po prostu fantastyczne.

Johan Olsson przyznał, że sam wybrał narty dosłownie tuż przed startem. Jak było w pani przypadku?

- Mieliśmy przygotowanych kilka opcji nasmarowanych nart, mieliśmy też kilka no waxów. Smary odrzuciłam już po dziesięciu minutach, choć serwismeni jeszcze próbowali coś z nimi zrobić. Dwie minuty po zamknięciu tras, co oznacza, że było z mojej strony pewne przewinienie, tuż przed startem biegu, podjęliśmy ostateczną decyzję.

Znów jest pani liderką klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Myśli Pani, że wszystko rozstrzygnie się dopiero w Falun?

- Wolałabym nie oceniać jak długo utrzymam koszulkę, na pewno będzie bardzo długa i trudna walka. Następny start to bieg łączony w Lahti, rok temu wygrała go Therese, ja byłam druga, Marit czwarta. Na pewno Norweżki będą biegać taktycznie, jeszcze bardziej niż dotąd, więc wszystkie biegi ze startu wspólnego będą ciężkie. Zobaczymy jak to wyjdzie. W Szklarskiej Porębie koszulka liderki i tak zrobiła na mnie najmniejsze wrażenie, największe to, co działo się wokół trasy.

Jak ocenia Pani końcówkę terminarza i pozostałe do rozegrania konkurencje? Czy są one dla pani sprzyjające?

- Na pewno dobrze, że nie ma już wielu biegów techniką dowolną. Najważniejszy start, który kończy Puchar Świata, to będzie jednak 10 kilometrów właśnie "łyżwą". Wcześniej będzie więc parę biegów "klasykiem", mogę w nich wystąpić dobrze, ale ten ostatni start to będzie znów styl dowolny. Staram się jednak tym wszystkim nie przejmować, dla mnie najważniejsze jest teraz to, żeby nie zachorować, spokojnie potrenować w Lahti i później znów startować.

Kolejny starty w Pucharze Świata dopiero na początku marca. Jakie ma Pani plany na najbliższe dni?

- Odrobina relaksu po tej całej mobilizacji związanej ze startem w Polsce na pewno bardzo mi się przyda. Będą mogła pobyć trochę dalej od tego całego zamieszania, pojadę na krótko na badania kontrolne w Warszawie, a potem znów tu wrócę na kilka dni. Może nie będzie więc to tydzień w pełni relaksacyjny, ale na pewno cichy. Od niedzieli będę już w Lahti.

W Jakuszycach pytał i notował:
Daniel Ludwiński

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×