Początki sportowej przygody Doroty Dziadkowiec-Michoń wiążą się z końcem lat osiemdziesiątych, gdy uprawiała biathlon i zdążyła nawet zadebiutować w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w tej dyscyplinie. Czas pokazał jednak, że sukcesy przynieść miały jej biegi bez karabinu, w dodatku na dystansach, na jakich Polki wcześniej nie pokazywały się w ogóle. Jej mąż, Stanisław Michoń, mający w dorobku m.in. trzy wygrane w Biegu Piastów, zdążył wcześniej wystąpić w wielu maratonach będąc w drugiej połowie lat osiemdziesiątych pierwszym polskim reprezentantem, który regularnie startował na najdłuższych dystansach.
[ad=rectangle]
Maratończycy już wtedy mieli swój Puchar Świata, wówczas rozgrywany pod szyldem Worldloppet Cup, a następnie, od końcówki lat dziewięćdziesiątych aż do dziś, zwany FIS Marathon Cup. W sezonie 1989/1990 Dorota Dziadkowiec-Michoń w debiutanckich dla siebie startach długodystansowych od razu spisywała się na tyle dobrze, że zajęła pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej. Jak czas pokazał, także w kolejnych sezonach była w najściślejszej czołówce i jeszcze dwukrotnie wygrywała cały Worldloppet Cup, zwyciężając lub zajmując miejsca na podium w tak znanych biegach jak Koenig-Ludwig-Lauf czy Dolomitenlauf.
W ostatnich dniach o maratonach jest w Polsce głośno z uwagi na start Justyny Kowalczyk w Biegu Wazów. Dorota Dziadkowiec-Michoń także miała okazję wystąpić w najsłynniejszym biegu narciarskim liczącym aż 90 kilometrów - w sezonie 1990/1991 zajęła w nim szóste miejsce przegrywając wyłącznie z zawodniczkami z czołówki światowej, w tym z medalistkami mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Teraz przed szansą na poprawienie tego wyniku, będącego jak na razie najlepszym wynikiem kogokolwiek z naszych reprezentantów w Biegu Wazów, staje Justyna Kowalczyk.