Poznański portier, warszawski tramwajarz, polski olimpijczyk. Historia Józefa Nojiego

Niemal przez całą karierę był w cieniu swojego idola, Janusza Kusocińskiego (na zdjęciu). Tak jak on należał do światowej czołówki przedwojennych długodystansowców. Tak jak on odmówił podpisania volkslisty i przypłacił to życiem.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Janusz Kusociński / YouTube / Janusz Kusociński

Louis Zamperini, bohater głośnego filmu "Niezłomny" Angeliny Jolie, w jednej z kluczowych scen, walczy w finale biegu na 5000 metrów Igrzysk Olimpijskich w Berlinie. Na czele stawki biegną najlepsi w tamtych czasach w biegach długich Finowie - to Gunnar Hockert, Lauri Lehtinen i Ilmari Salminen. Kroku próbują im dotrzymać Japończyk Kohei Murakoso i Henry Jonsson ze Szwecji. Główny bohater walczy ramię w ramię z zawodnikiem w koszulce z białym orłem na czerwonym tle.

Ten biegacz nazywał się Józef Noji. W berlińskim finale spisał się lepiej od ósmego na mecie "Niezłomnego" Zamperiniego. Polak przybiegł na piątym miejscu. Do Jonssona, zdobywcy brązowego medalu, zabrakło mu 3,4 sekundy. Życie biegacza z Pęckowa, małej wsi leżącej w połowie drogi między Gorzowem Wielkopolski a Piłą, jest na pewno równie ciekawym materiałem na wysokobudżetową produkcję. Tyle, że w przeciwieństwie do historii Amerykanina, nie ma szczęśliwego zakończenia.

Kadr z filmu Kadr z filmu "Niezłomny"

Noji urodził się w 1909 roku. Jego ojciec, który w czasie I wojny światowej służył w armii pruskiej, a potem był stolarzem, zmarł na gruźlicę, gdy chłopiec miał zaledwie 8 lat. Rodzina znalazła się w trudnej sytuacji materialnej. Józef musiał szybko nauczyć się ciężkiej pracy, by pomóc matce w utrzymaniu. Ukończył szkołę powszechną (wówczas 5-letnią), zdobył uprawnienia czeladnika i pracę w stolarni. Po kilku latach wyjechał do Bydgoszczy, by odbyć służbę wojskową.

Do rodzinnej wsi wrócił w 1932 roku, już jako kapral Wojska Polskiego. Znalazł zatrudnienie jako cieśla, tyle że aż 24 kilometry od Pęckowa. Publiczny transport na prowincji wtedy nie istniał, a rower był dość kosztownym luksusem. Dystans blisko 50-ciu kilometrów pokonywał biegając.

Jako chłopak Noji z powodzeniem startował w lokalnych biegach na różnych dystansach, jednak musiał przede wszystkim zarabiać na życie i nie mógł sobie pozwolić na to, by na poważnie zająć się sportem. Przełom nastąpił w 1933 roku, gdy we Wronkach wygrał zawody o prawo startu w biegu głównym "Kuriera Poznańskiego". Przyjechał do stolicy Wielkopolski i w finale przegrał tylko z czołowym polskim długodystansowcem, chorzowianinem Maksymilianem Hartlikiem.

"Samouk z Pęckowa" zwrócił na siebie uwagę fachowców. Jeden z nich, Telesfor Weselik, zaproponował mu wstąpienie do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. W ten sposób wiejski cieśla został zawodnikiem Sokoła Poznań i... portierem w redakcji "Kuriera Poznańskiego" - sport w tamtym czasie musiał być oparty na amatorskich zasadach, ich złamanie tępiono z całą surowością, dlatego dla Nojiego równie ważna, jak lepsze warunki treningów, była oferta całkiem dobrze płatnej pracy.

Jako reprezentant Sokoła Noji zaczął startować w Biegach Narodowych. Kolejne zwycięstwa sprawiły, że jego kariera nabrała rozpędu. Przyszły pierwsze powołania na mecze międzynarodowe, a w latach 30. to właśnie one nadawały rytm lekkoatletycznemu życiu. W 1935 roku pojawiła się propozycja z Legii Warszawa. Noji przyjął ją, dostał pracę w stolarni, zaczął też treningi pod okiem olimpijczyka z Amsterdamu Stanisława Petkiewicza. Robił szybkie postępy, osiągał coraz lepsze rezultaty zarówno w zawodach krajowych, jak i międzynarodowych.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×