Pobrana podczas igrzysk w Pjongczangu próbka "B" wykazała obecność w organizmie Nadieżdy Siergiejewej trimetazydyny. Leku, stosowanego przy chorobach serca. Była to jej druga wpadka, bo dwa lata wcześniej zdyskwalifikowano ją za stosowanie meldonium.
Przez przyłapanie na dopingu bobsleistkę, która w Pjongczangu startowała w konkurencji dwójek i zajęła 12. miejsce, zdyskwalifikowano. Teraz okazuje się, że prawdopodobnie wcale nie powinno jej tam być.
Jak ujawnił bowiem Władmimir Uiba, szef federalnej agencji medyczno-biologicznej, Siergiejewa nie otrzymała zezwolenia na udział w zawodach, właśnie ze względu na chorobę serca. Dlaczego jednak pojawiła się na starcie?
Jak przekonuje Uiba, doszło do błędu ludzkiego i jej nazwisko wpisano na listę przez pomyłkę. Z kolei lek zawodniczce przepisała jej własna matka, która jest kardiologiem, jednak nie znała przepisów antydopingowych.
Szef agencji twierdzi, że był to zwykły błąd organizacyjny. Wystawił on jednak na śmieszność Rosjan, którzy przekonują o tym, że chcą wrócić do struktur MKOL. Ta wpadka na pewno ich do tego nie przybliży.
ZOBACZ WIDEO Czy Kamil Stoch może być jeszcze lepszy? Ojciec skoczka zabrał głos