Keith Walker zaprosił obu pięściarzy na środek ringu. 22 września 1988 r. na trybunach hali w Seulu zasiadło ok. 3,5 tys. kibiców. Większość z nich była przekonana, że zwycięstwo - w walce w II rundzie turnieju olimpijskiego w wadze koguciej - przypadnie miejscowemu zawodnikowi Byun Jong-Ilowi. Po chwili odczytany został werdykt: "4-1 wygrywa Aleksandar Christow". Sędzia z Nowej Zelandii uniósł rękę bułgarskiego zawodnika, ówczesnego mistrza Europy. Nie przypuszczał, że za moment rozpęta się piekło.
Południowokoreańscy sekundanci natychmiast wkroczyli do ringu. Z wściekłości aż kipiał trener Lee Heung-Soo. Wtórował mu menedżer koreańskiej reprezentacji Kim Sung-Eun, który zaczął szarpać sędziego i na niego krzyczeć. Później, gdy awantura przybrała na sile, uderzył go w żebra. Arbitra próbowali także zlinczować inni działacze z Korei Południowej, a nawet… jeden z ochroniarzy. Zamiast chronić Walkera, dołożył swoje trzy grosze podczas zbiorowej napaści. - Działałem instynktownie, z miłości do ojczyzny - miał powiedzieć.
Okupował ring przez 67 minut
Nowozelandzkiego arbitra próbowali bronić pozostali sędziowie. Odciągali go od grupy szalejących Koreańczyków. W ringu były latające pięści, zaś wokół niego latające krzesła i butelki. Walker jakimś cudem wydostał się z opresji. Błyskawicznie opuścił halę, wrócił do hotelu, spakował się i udał na lotnisko.
Farsa w ringu trwała w najlepsze. Dokładnie przez 67 minut. Załamany pięściarz z Korei Płd. odmówił opuszczenia ringu. Najpierw położył się na deskach, później na nich usiadł, przeniósł się na krzesełko w narożniku. Kolejne pojedynki, które miały się odbyć w ringu B, musiały zostać przełożone. Aż w końcu w hali zgaszono światło i "spektakl" z udziałem Byun Jong-Ila się zakończył.
ZOBACZ WIDEO: Sektor Gości 69. Justyna Żełobowska: Ludzie dziwili się, że "to dziecko" jest trenerem boksu [1/3]
Okupując ring przez ponad godzinę, 19-latek pobił "rekord", który 24 lata wcześniej ustanowił jego rodak. Walczący w wadze muszej Choh Dong-Kih przegrał w ćwierćfinale igrzysk w Tokio ze Stanisławem Sorokinem z ZSRR. Został zdyskwalifikowany w pierwszej rundzie - za notoryczne opuszczanie głowy. Choh nie chciał zejść z ringu "tylko" przez 51 minut.
Dwa ostrzeżenia zrobiły różnicę
Dlaczego Koreańczycy chcieli zlinczować sędziego ringowego na igrzyskach w Seulu? Chodzi o wydarzenia z pierwszej i drugiej rundy starcia. Christow i Byun Jong-Il toczyli bardzo zacięty, acz niekoniecznie czysty, pojedynek. Nowozelandzki arbiter był mocno wyczulony na jeden element - ciosy zadawane głową. Dwukrotnie ostrzegał Koreańczyka, by tego nie robił. Za trzecim i czwartym razem ukarał go odjęciem jednego punktu. Przy tak wyrównanej walce ostrzeżenia zaważyły na końcowym wyniku.
- Sędzia był niesprawiedliwy. Bułgar popełnił o wiele więcej fauli, a nie miał odjętych punktów - mówił trener reprezentacji Korei Płd. Lee Heung-Soo.
Co ciekawe, we wcześniejszej fazie turnieju Walker był krytykowany przez Irlandczyków - za to, że nie karał innego Koreańczyka Song Kyung-Supa w walce z Williamem Walshem, właśnie za… uderzenia głową.
Walker, krótko przed odlotem z Seulu, na lotnisku udzielił wywiadu stacji NBC. Twierdził, że zdążył obejrzeć walkę na wideo i podtrzymuje swoją decyzję. - Naprawdę nie uważam, że źle wykonałem robotę. Wyjeżdżam stąd dla własnego bezpieczeństwa. Nie mogę dłużej zostać w tym środowisku - mówił, będąc już pod ochroną policji. Nowozelandczyk dodał, że w ringu był bity i kopany, ciskano w niego różnymi napojami, ciągnięto za włosy. - Jeden człowiek prawie urwał mi ucho - dodał arbiter.
Rząd Korei Płd. w końcu przeprosił
W Korei Południowej panowały skrajne nastroje. Wielu kibiców i mieszkańców otwarcie pochwalało zachowanie trenerów i działaczy, którzy chcieli zlinczować sędziego. Reporter "Chicago Tribune" opisywał, jakie były reakcje zwykłych ludzi. - Powinni mu złamać kark! - krzyczeli Koreańczycy. Także w mediach panowało przekonanie, że Byun został skrzywdzony. - Zwykłe oszustwo - wściekał się Kim Tong Myong, komentator bokserski w telewizji Korean ABC.
Azjaci węszyli spisek. Twierdzili, że sędzia dał zwycięstwo bokserowi z Bułgarii z uwagi na Emila Żeczewa - byłego szefa europejskiego boksu, który zasiadał także w komisji sędziowskiej międzynarodowej federacji.
W zbiorowej histerii były jednak także głosy nawołujące do otrzeźwienia. Skandal rozlał się na cały świat, a przecież Koreańczykom zależało na dobrym wizerunku, chcieli być zapamiętani jako kraj przyjazny i otwarty dla gości. Obrazek czmychającego Walkera mocno z tym kontrastował. - To było złe dla Korei. Bardzo przykre - mówił Baek Tai-Kill, zastępca sekretarza południowokoreańskiej federacji boksu. Także działacze z innych krajów nie kryli oburzenia postawą gospodarzy. Jerry Shears z Kanady, działacz Międzynarodowej Federacji Boksu (AIBA), podkreślał: - To był poważny incydent, to bardzo smutne.
Wkrótce posypały się kary. Pięściarz, jego trener i trzej działacze zostali zawieszeni. Rząd Korei Południowej oficjalnie przeprosił rząd Nowej Zelandii, gdyż sprawa nabrała także politycznego charakteru. Po walce rozdzwoniły się telefony w ambasadzie Nowej Zelandii w Seulu. Pracownicy odbierali pogróżki od Koreańczyków.
To nie była jedyna afera. Skrzywdzili Roya Jonesa
Po latach, w rozmowie z agencją Reuters, Keith Walker wrócił do wydarzeń z Seulu. - W oczach Koreańczyków wyrządziłem im niesprawiedliwość, karząc ich boksera za uderzenia głową podczas walki. Jednak igrzyska w Seulu były parodią boksu amatorskiego, z powodu przestępstw jakie tam były popełniane - Nowozelandczyk nie bał się użyć mocnych słów. Skandal po walce Byun - Christow nie był bowiem jedynym.
Warto podkreślić, że dla Koreańczyków boks miał być jedną z najbardziej "medalodajnych" dyscyplin na igrzyskach. Mieli kilku cenionych pięściarzy, a do tego widzieli, co działo się cztery lata wcześniej w Los Angeles. Sędziowie przychylnym okiem patrzyli na niektórych pięściarzy z USA - w efekcie Amerykanie zdobyli 11 medali w 12 kategoriach wagowych, w tym aż… 9 złotych! Azjaci sądzili, że w Seulu to oni urządzą żniwa.
Tymczasem jeszcze przed walką Byun - Christow poczuli się skrzywdzeni. Ich reprezentant w wadze papierowej Oh Kwang-Soo przegrał w Amerykaninem Michaelem Carbajalem 2:3. Werdykt wzbudził kontrowersje, ale to było nic w porównaniu z tym, co wydarzyło się w finale turnieju kategorii lekkośredniej. Tym razem jednak Koreańczycy siedzieli cicho, bo to ich pięściarz - w żenujących okolicznościach - zdobył olimpijskie złoto.
Park Si-Hun wyprowadził 32 ciosy w pojedynku z Roy Jones Juniorem, późniejszą sławą zawodowego boksu. Amerykanin - aż 86. Jakież było zdziwienie tego drugiego, gdy sędziowie - stosunkiem głosów 3-2 - wskazali na reprezentanta gospodarzy. - Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę boksować - mówił załamany Jones. Park także źle czuł się z taką "wygraną", po walce przeprosił - za pośrednictwem tłumacza - swojego rywala.
Sędziowie z ZSRR i Węgier przyznali Jonesowi zwycięstwo. Zupełnie inaczej widzieli to arbitrzy z tak egzotycznych krajów jak Uganda, Urugwaj i Maroko. Ten ostatni - Hiouad Larbi - skompromitował się następującym tłumaczeniem: - Amerykanin wygrał tę walkę łatwo. Tak łatwo, że byłem przekonany, że moi czterej koledzy wypunktują ten pojedynek dla Jonesa. Głosowałem więc na Koreańczyka, żeby wynik był 4-1. Żeby nie upokarzać kraju-gospodarza igrzysk - wypalił Marokańczyk.
Po igrzyskach w Seulu zmieniono system punktowania walk bokserskich. Wprowadzono elektroniczne maszynki.