Marcin Frączak: Zapowiedział pan swoją obecność na meczu Polska – Ukraina w rzeszowskiej hali Podpromie. Kto jest faworytem tego spotkania?
Dariusz Michalczewski:
Wydaje mi się, że Polska. Będziemy walczyć u siebie, a własny ring to spory atut. W pojedynku wieczoru Dariusz Sęk zmierzy się z Witalijem Rusałanem. Sęk walczy w tej samej kategorii co ja. Naturalne więc, że interesuje się jego wynikami.
Czy może być kiedyś mistrzem świata?
- Wielu zawodników z Polski na to stać. Mamy utalentowaną młodzież. Trzeba jednak mocno pracować, bez tego niczego się nie osiągnie. Gdy ja boksowałem, w pełni realizowałem zadania jakie nakreślali mi trenerzy. Boksowałem od gwizdka, do gwizdka, od początku treningu do końca.
Do boksu zawodowego trafił pan z boksu amatorskiego. Czy żałuje pan, że nie został od razu bokserem zawodowym?
- Nie. Część bokserów od razu idzie do boksu zawodowego, ale ja jestem zdania, że najpierw trzeba stoczyć trochę walk w boksie amatorskim, nabrać doświadczenia, a dopiero potem przechodzić na zawodowstwo. Ja tak zrobiłem, i nie mogę narzekać. Przez wiele lat byłem mistrzem świata. Powtarzam jeszcze raz, bez ciężkiej pracy nie ma szans na sukces. Ciężka praca to podstawowy warunek, aby do czegoś dojść.
Uważa pan, że do boksu zawodowego dobrze jest trafić z boksu amatorskiego. Tymczasem na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie nie będzie walczył ani jeden Polak. Wszyscy bokserzy amatorzy z Polski przepadli w eliminacjach!
- Trzeba zmienić prezesa Polskiego Związku Boksu. Prezes wcale nie musi się wybitnie znać na boksie. Jednak on musi być świetnym menedżerem. Musi zadbać o to, aby zawodnicy mogli się przygotowywać w dobrych warunkach do największych światowych imprez. Prezes musi zadbać o dobrych trenerów. Jeśli tego nie będzie, to nic się nie zmieni. Gdy nasi zawodnicy nie będę mieli zagwarantowanych odpowiednich warunków, to boksera z Polskie zabraknie także na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich.
Skoro ani jeden bokser z Polski nie będzie walczył w Londynie, to boks amatorski w naszym kraju leży na całej linii!
- Zawodnicy muszą mieć zagwarantowane odpowiednie wynagrodzenie. Nawet jeśli ktoś będzie chciał walczyć za małe pieniądze, to nie pozwoli mu na to żona czy dziewczyna. Jeśli bokser po treningu ma przychodzić do domu z podbitymi oczami, to niech z tego coś ma. On musi utrzymać rodzinę. Żona prędzej czy później zapyta się boksera gdzie są pieniądze. Jeśli ich zabraknie, będzie go przekonywać, aby zajął się czymś innym.
30 czerwca przeciwnikiem Polaka, Dawida Kosteckiego będzie słynny Amerykanin Roy Jones Jr. W przeszłości wiele mówiło się o pana walce z Amerykaninem. Jakich rad może pan udzielić Kosteckiemu?
- Roy Jones Jr, to bardzo znane nazwisko. Osiągnął w boksie bardzo wiele, był czempionem w czterech kategoriach. To nazwisko na pewno robi wrażenie, ale to nie jest ten sam bokser co kiedyś. On już ma swoje lata. Dawid powinien przystąpić do walki bardzo skoncentrowany, ale to wszystko. Nie może się przestraszyć przeciwnika, bo to już nie jest ten sam zawodnik co przed laty.
Czy żałuje pan, że nie udało się skrzyżować panu rękawic z Amerykaninem?
- Wiele się mówiło o naszej walce, ale zawsze czegoś brakowało. Termin, warunki finansowe, to musi odpowiadać obu stronom, a nie tylko jednej. Żałuję, że się nie spotkaliśmy. Gdyby do tej walki doszło dostałbym za nią 30 milionów złotych.
Żałuje pan, że Roy Jones Jr nie był pana rywalem. A gdyby jeszcze mógł pan zmienić coś w swojej karierze bokserskiej, pokierować nią inaczej, to co by pan zmienił?
- Nic bym nie zmieniał. Ja przez dziewięć lat byłem mistrzem świata. To mój wielki sukces.
Polską nadzieją na sukcesy w wadze ciężkiej ma być Artur Szpilka. Co pan sądzi o tym bokserze?
- Szczerze mówiąc to ja go za dobrze nie znam. Nie widziałem zbyt wielu jego walk. Słyszałem, że siedział wcześniej w więzieniu. To na pewno nie jest coś dobrego, co może pomóc w karierze. Ja też nie byłem pokorny, ale mnie trenerzy szybko stawiali do pionu. Mówili mi, że jak będę rozrabiał, to nie będą mógł trenować, boksować.
Szpilka jest już po odsiadce, ale taka "przyjemność" czeka w najbliższym czasie Dawida Kosteckiego!
- Cóż mogę powiedzieć. To może zaszkodzić mu w karierze. Powtarzam jeszcze raz, w boksie podstawą jest ciężka praca. Co z tego, że ktoś ma talent. Jeśli nie poprze tego pracą, to nic nie osiągnie.
Gala w Rzeszowie odbędzie się pod hasłem "Kuźnia Boksu". To idea, która ma propagować ogólnopolską kampanię "Stop Przestępczości". Tymczasem bokserzy wcale nie tak rzadko są na bakier z prawem!
- Ja bym tego tak nie uogólniał. Liczy się idea. Prawo łamią wszyscy, nie tylko bokserzy. Piłkarzom też się to zdarza. Trzeba temu przeciwdziałać, niezależnie od tego kto przekracza przepisy.
Tomasz Adamek często mówi, że nie walczy na ulicy, bo nie chce się bić za darmo. Co pan o tym myśli?
- Każdy sposób jest dobry, aby tą dyscyplinę sportu uprawiać tylko w sali gimnastycznej, czy w ringu. Więzienie, bójki, one nie pomogą w rozwoju kariery.
Czasami można pana zobaczyć na meczach piłki nożnej reprezentacji Polski. Gdzie będzie pan oglądał zbliżające się Euro 2012?
- Na pewno pojawię się na stadionie w Gdańsku, na meczu Hiszpania - Włochy. Będę też na meczu półfinałowym w Warszawie. Być może polecę na finał mistrzostw Europy do Kijowa. Czy będę na innych spotkaniach? Tego jeszcze nie wiem.
Na co pana zdaniem stać reprezentację Polski na Euro 2012?
- Wierzę, że wyjdziemy z grupy. Nie wybiegajmy za daleko w przyszłość. Bokser nie myśli od razu o walce o mistrzostwo świata, tylko stopniowo krok po kroku do niej dąży. Skupmy się na tym, aby wyjść z grupy. Gdy tego dokonamy, wtedy zacznijmy myśleć o wyższych celach.