Po dwunastu rundach sędziowie byli jednomyślni i stosunkiem punktów 117:111 opowiedzieli się za Mayweatherem, który odniósł 44 zwycięstwo w zawodowej karierze, zachowując zerowy bilans po stronie porażek. Od samego początku było widać ogromną dysproporcję szybkościową. Faworyt potwierdził, że wciąż jest znakomity w obronie i z dużą łatwością przepuszczał ataki nacierającego pretendenta.
Pogłoski o coraz słabszej pracy nóg "Money’a" nie miały odzwierciedlenia na ringu w MGM Grand. Floyd karcił "Ducha" głównie ciosami z prawej ręki, zwłaszcza bezpośrednimi prawymi. Sprawdzona broń na mańkuta w pełni zdawała egzamin. Od szóstej rundy trenowany przez ojca Mayweather zaczął śmielej obijać korpus Guerrero, niektóre z ciosów na pewno odebrały nieco tlenu byłemu czempionowi.
Gwiazda Floyda zaświeciła najbardziej w ósmej odsłonie. 36-latek przeprowadził prawdziwą próbę ognia. Najpierw skutecznie obijał doły przeciwnika, by chwilę później wystrzelić błyskawicznym prawym sierpem. Guerrero odczuł tak czyste uderzenia, ale z trudem zdołał przetrwać kryzys. W przerwie po tym starciu najbogatszy sportowiec świata był tak podjudzony, że zapomniał nawet o ochraniaczu na szczękę.
Kolejne trzy minuty walki to jeszcze inny scenariusz i maestria Floyda w defensywie. Amerykanin znakomicie wykorzystywał powierzchnię ringu, bawiąc się z ograniczonym Kalifornijczykiem w narożnikach. W końcówce pojedynku najlepszy bokser bez podziału na kategorie wagowe nieco spuścił z tonu, zdając sobie sprawę z wysokiego prowadzenia na kartach sędziowskich.