Analiza ringu - Mało agresji Szpilki, nieuwaga Kołodzieja i nokaut młokosa

Czas na kolejne podsumowanie bokserskiego tygodnia. Artur Szpilka wypunktował Briana Minto, kolejna wygrana Pawła Kołodzieja, nokaut młokosa i eksplozja Rosjanina. Bokserski tydzień w pigułce.

Piotr Jagiełło
Piotr Jagiełło

Nieuwaga weekendu: Paweł Kołodziej (32-0, 17 KO)

W sobotę w Bydgoszczy "Harnaś" stoczył kolejny pojedynek przygotowujący go do walki o mistrzostwo świata wagi junior ciężkiej. 32-latek stanął w szranki z Cesarem Davidem Crenzem, który w swojej karierze raz dostąpił zaszczytu boksowania o prestiżowe trofeum IBF. Argentyńczyk w 3. rundzie zapalił Kołodziejowi poważną czerwoną lampkę, gdy trafił go czystym prawym na szczękę. Paweł natychmiast cofnął się do głębokiej defensywy i niespodziewanie przeżywał trudne chwile. Na szczęście przetrwał kryzys, ale w przededniu wielkiej konfrontacji nie powinno być miejsca na bolesne niedopatrzenia. Takie gapiostwo brutalnie wykorzystałby każdy z panujących mistrzów.

Dyskusja weekendu: Jak wypadł Artur Szpilka (15-0, 11 KO)?

W hali Łuczniczka główną atrakcją wieczoru była walka Artura Szpilki z Brianem Minto. Polak musiał solidnie się napracować w ringu, by pokonać bitnego oponenta. W tej walce na konto "Szpili" można zapisać zarówno plusy, jak i minusy.

Artur wciąż popełnia gafy w defensywie (przeklęte ciosy podbródkowe przy linach), ale nad tymi aspektami należy pracować latami, co można stwierdzić chociażby po przykładzie Władimira Kliczki. Szpilka stara się być szczelniejszy i widać, że ten element jest oczkiem w głowie trenera Fiodora Łapina. Tym razem jednak zabrakło znaku rozpoznawczego 24-latka, czyli ringowej agresji. Może najlepszą obroną jest atak? Brak pazura najbardziej mnie rozczarował. Szpilka momentami był zbyt pasywny i nie korzystał należycie z przedniej ręki. W ostatnim fragmencie pojedynku można było pokusić się o efektowny nokaut na wycieńczonym rywalu. Charyzmatyczny "Szpila" ma za sobą dziesięć cennych rund i możliwie najlepszy sprawdzian przed sierpniowym rewanżem z Mikiem Mollo.

Nokaut weekendu: Joseph Parker (6-0, 5 KO)

Bokserskie emocje rozpoczęły się w czwartek. Na gali w Nowej Zelandii młodziutki Joseph Parker podejmował rutyniarza Fransa Bothę. Były rywal m.in. Mike'a Tysona, Lennoxa Lewisa, Władimira Kliczki czy Evandera Holyfielda cieszył się na Antypodach renomą po twardej walce, którą stoczył z byłym rugbistą Sonny Bill Williamsem.

Okazało się, że 21-latek nie miał żadnego problemu ze wszczęciem egzekucji na "Białym Bawole". Parker wykorzystał jedną z pierwszych okazji do rozbicia Bothy, a przydarzyła się ona w drugiej odsłonie. Na głowę 44-letniego weterana spadł najpierw znakomity prawy z góry, a potem cały deszcz ciosów. Nieopierzony Ciężki z Auckland zanotował szybkie i cenne zwycięstwo. Zwróćcie uwagę na szybkość rąk Parkera – jak na wagę ciężką wygląda to obiecująco. Będę miał na niego oko. A do Nowej Zelandii jeszcze wrócimy w tej "Analizie Ringu".

Końcowa akcja od 15:30.

Eksplozja weekendu: Siergiej Kowaliew (21-0-1, 19 KO)

Rosjanin z dywizji półciężkiej jest jednym z największych puncherów zawodowego boksu. W piątek bombardier wziął na muszkę Corneliusa White’a (21-2, 16 KO) i rozstrzelał Amerykanina na jego podwórku niemiłosiernie. Trzy rundy na wysokich obrotach wystarczyły, by zdominować i wyraźnie pokonać "Bestię". Stężenie instynktu kilera w organizmie Kowaliewa jest nadprzyrodzone. Komentujący wyczyny Siergieja Freddie Roach (trener m.in. Manny'ego Pacquiao) stwierdził, że ten pięściarz jest wspaniałym puncherem z dynamiką zawodnika wagi półśredniej. Miał rację.

Wyjątek weekendu: Walka karłów

I obiecany powrót do kraju, którego głową państwa jest Elżbieta II. Organizatorzy czwartkowej gali zaserwowali kibicom wyjątkowo nietypowe wydarzenie. Przed main eventem zobaczyliśmy bowiem… amatorską walkę karłów. Mierzący 139 cm wzrostu Matthew Wood mierzył się z ciut wyższym Colinem Lanem. Potyczkę tę zakontraktowano na trzy rundy po dwie minuty.

Pierwszy raz widziałem taki pojedynek i fanem tego typu atrakcji nie zostanę. Sportowy poziom tego "widowiska" był mierny, ale spora część publiki dobrze się przy tym bawiła. 43-letni Lane wykonywał ringowe piruety, sędzia w ogóle na to nie reagował. To miał być fun, ale nie z mojej bajki. Z dziennikarskiego obowiązku – po trzech rundach jednogłośnie na punkty wygrał sześć lat młodszy Wood.
Wood vs Lane Wood vs Lane
Analizował Piotr Jagiełło

Analiza Ringu - Zwycięski Huck, nokaut roku (?) i wyjazdowe porażki Polaków

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×