Od samego początku zarysowała się przewaga faworyzowanego Polaka i spokojnie budował on kapitał na kartach punktowych. Był szybszy od rywala, demonstrował większe możliwości techniczne, nie do końca potrafił to jednak wykorzystać.
Dominick Guinn polował przede wszystkim na pojedyncze sierpowe, ale nie był w stanie czysto trafić. Tomasz Adamek natomiast uderzał seriami prostych, przez co prezentował się bardziej efektownie. Nie wszystkie ciosy sięgały celu, dlatego niejednokrotnie "Góral" bił na korpus.
Amerykanin poruszał się w ringu dużo mniej sprawnie niż oponent, lecz miał szczelną obronę i zaprezentował niezłą odporność na ciosy. Od czasu do czasu potrafił też się odgryźć. Tak było choćby w siódmej rundzie, gdy wyprowadził niezły lewy podbródkowy. Adamek dał się trafić, ale większego wrażenia to na nim nie zrobiło.
Przez połowę walki Guinn boksował z uszkodzonym łukiem brwiowym, jednak mimo sporej opuchlizny nie wpłynęło to znacząco na jego postawę. 38-letni pięściarz nie stanowił dla Polaka wielkiego wyzwania i nawet nie próbował go zaskoczyć. W samej końcówce Adamek chciał jeszcze zwyciężyć przed czasem, lecz jego przyspieszony atak nie przyniósł nic konkretnego.
Sędziowie byli zgodni i jednogłośnie orzekli wygraną naszego reprezentanta (98:92, 99:91, 99:91). "Góral" zaliczył 49. triumf w zawodowej karierze (Guinn 10. porażkę), warto jednak zadać pytanie o sens pojedynku z tak przeciętnym rywalem. Walka przypominała momentami sparing i niosła ze sobą w zasadzie zerowy ciężar gatunkowy. Jeśli Adamek ma jeszcze bić się o mistrzostwo świata, to takie "przetarcia" na pewno go do tego nie przybliżają.