Znacznie niższy Powietkin górował nad Wachem pod względem szybkości i dynamiki. Rosjanin w ofensywie dysponował o wiele większym arsenałem i dość swobodnie skracał dystans, atakując mocnymi sierpami. "Wiking" rozpoczął od aktywnego lewego prostego, ale na wiele więcej nie było go dzisiaj stać. Mierzący 202 cm wzrostu olbrzym z Krakowa w zasadzie nie korzystał z mocniejszej prawej pięści i był zbyt pasywny.
Mistrz olimpijski z Aten kontrolował wydarzenia ringowe i skrupulatnie wygrywał rundę po rundzie. Ku uciesze wielu tysięcy widzów, "Sasza" znakomicie bił ciosami na korpus. Wach raz jeszcze potwierdził, że dysponuje granitową szczęką i ani razu nie zachwiał się po próbach rosyjskiego oponenta. Podopieczny Piotra Wilczewskiego zaskoczył w drugiej połowie walki gospodarza prawym podbródkowym, ale pojedyncze zrywy to było zdecydowanie za mało.
- Musisz uwierzyć w siebie, możesz wygrać! - krzyczał do swojego zawodnika Wilczewski, ale nie zdołał wykrzesać więcej z "Wikinga". W dodatku pod policzkiem naszego pretendenta pojawiła się poważna kontuzja, która pogłębiła się w dwunastej rundzie, po znakomitym lewym Powietkina. Polak skrzywił się z bólu i natychmiast został odesłany do lekarza przez sędziego ringowego, Jaya Nady'ego. Po chwili konsultacji arbiter zdecydował o przerwaniu pojedynku.
Tym samym Wach przegrał po raz drugi w karierze, pierwszy raz przed czasem. "Rycerz" w kolejnym występie prawdopodobnie skrzyżuje rękawice z Deontayem Wilderem, czempionem World Boxing Council.