Maciej Szumowski: Narodowa Gala Boksu klęską, a nie świętem? (komentarz)

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: gala KSW
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: gala KSW

25 maja 2018 miał być dla kibiców polskiego boksu świętem. Gali na PGE Narodowym na godziny przed bliżej jest jednak do statusu wielkiej klęski niż sukcesu. Uratować ją może jedynie sport.

W tym artykule dowiesz się o:

Pod względem karty walk - ta impreza okrzyknięta mianem najciekawszej gali ostatnich lat, a może i nawet tego roku, na pewno nie zostanie. Tragedii w sumie też nie ma. Są w końcu Artur Szpilka, Ewa Piątkowska i Izu Ugonoh - krajowa czołówka. Nie brakuje też legend sportów walki - tej pozytywnej, Rafała Jackiewicza, a i tej dość bardziej kontrowersyjnej, Marcina Najmana.

Ich rywale nie porywają, ale też nie są typowymi journeymanami. Dominick Alexander Guinn czy Fred Kassi gwarantują jakiś poziom. Jest jednak zawodnik, który z tak naprawdę byle jakiego wycieczkowicza w tej chwili na pewno by się ucieszył. W momencie pisania tego tekstu mamy północ, osiemnaście godzin do rozpoczęcia, a Mariusz Wach nadal nie wie, z kim się zmierzy na PGE Narodowym. O ile w ogóle wystąpi.

Kłopoty zaczęły się kilka dni przed galą. "Wiking" miał skonfrontować się z Erikiem Moliną. Amerykanin wypadł z powodu zażywania niedozwolonych substancji. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że miał je brać przed pojedynkiem z Anthonym Joshuą. Półtora roku temu! Może to zabrzmi niesprawiedliwie, ale można było na to przymknąć oko... Z wybuchem afery wypadało zaczekać. Molina wcześniej jakoś walczył bez żadnych konsekwencji.

Cierpią wszyscy - organizatorzy, zawodnicy i kibice. Można było jednak temu zapobiec. DSF Kickboxing Challenge nie tak dawno temu udowodniło, że bez problemu można przygotować solidną opcję awaryjną (Peter Graham zamiast Jerome'a Le Bannera w walce z Marcinem Różalskim). Tu organizatorzy jednak nie pomyśleli, a powinni. W końcu gwiazdy tej gali - Wach, Szpilka i Ugonoh - to "ciężcy". W każdej chwili mógł ktoś wypaść! Wystarczyło zapłacić jednemu fighterowi, żeby potrenował "w razie czego", bo może ktoś wypadnie. No cóż. Zabrakło logicznego myślenia.

Ważny jest nie tylko sport, ale również cała otoczka. Ta kuleje i momentami bardziej przypomina mi lokalną galę w Radomiu czy Bydgoszczy, a nie wielkie wydarzenie na PGE Narodowym. Począwszy od pierwszych plakatów przed galą, gdzie ważniejsze miejsce zajął występ Edyty Górniak i zespołu Kombii niż walki wieczoru, poprzez praktyczny brak informacji do mediów (znalezienie pełnej rozpiski imprezy zajęło mi kilkanaście minut), aż po ceremonię ważenia. Tam zawodników zapowiadał sam Michael Buffer (za co wielkie brawa dla organizatorów), ale wszystko dookoła zawiodło.

Podobnie wyglądały zresztą konferencje prasowe przed galą... Na amatorkę nie powinno być tutaj miejsca. Wystarczy porównać wszystkie ceremonie przed chociażby poprzednimi edycjami Polsat Boxing Night a tę przed Narodową Galą Boksu. Komuś brakuje profesjonalizmu. Rozumiem oszczędności, ale z niektórych rzeczy było można zrezygnować - na przykład z koncertów podczas gali, których nigdy nie zrozumiem. Efektowna oprawa i otwarcie imprezy są fajne, ale są rzeczy ważniejsze.

Nie wykorzystano potencjału tej imprezy. Mało kto o niej wie! Niech potwierdzi to fakt, że na trybunach zasiądzie ok. 20-30 tysięcy kibiców. To mniej niż połowa całego obiektu. Lepiej było wynająć Tauron Arenę czy Ergo Arenę. Taniej by wyszło.

Można się przyczepić też, że to w końcu Narodowa Gala Boksu, a podczas niej odbędą się pojedynki w MMA i K-1... Narzekałbym, gdyby nie fakt, że wbrew moim wcześniejszym przypuszczeniom, zostały zestawione na całkiem niezłym poziomie. Piotr Hallmann, Tomasz Sarara czy nawet Michał Wlazło to zawodnicy, których przedstawiać nie trzeba, a i ich angaż w ringu gwarantuje sporą dawkę emocji. Mi się to podoba, ale niektórzy mogą mieć odmienne podejście.

Nawiązując do MMA - mija właśnie rok od innej wielkiej gali na PGE Narodowym - KSW 39. Byłem, nie żałuję. Takiego wydarzenia sportowego nie mogłem przegapić. Przed fenomenalnym "Koloseum" zjechała się tak naprawdę większość fanów MMA w Polsce. To było wielkie święto. Niesamowite przeżycie. Zarówno medialnie, organizacyjnie, jak i sportowo. Duet Martin Lewandowski i Maciej Kawulski pokazał jak to się robi. Na pewno koszty organizacyjne były wtedy większe, ale z zyskami było tak samo. Opłaciło się. Wtedy cały świat zwrócił swoją uwagę nie na UFC w Sztokholmie, ale na polskie KSW w Warszawie.

Reasumując - sportowo to może być całkiem niezła gala. Zawodnicy mogą ją uratować. Pytanie tylko, czy aby na pewno zasłużyła na miano "Narodowej Gali Boksu". Oczekiwania kibiców były dużo większe. Różnice między MMA a boksem nad Wisłą się coraz bardziej powiększają.

Pewien jestem jednego. Na tę imprezę jest dużo za wcześnie. Sportowo może nie, ale organizacyjnie na pewno. Życzę jednak powodzenia i mam nadzieję, że w sobotę rano będę mógł napisać, iż się myliłem.

Maciej Szumowski 

>> Zobacz inne teksty tego autora

ZOBACZ WIDEO Nowy początek Izu Ugonoha. "To moja pierwsza walka"

Komentarze (1)
Andrzej Roman
25.05.2018
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
(...)Wtedy cały świat zwrócił swoją uwagę nie na UFC w Sztokholmie, ale na polskie KSW w Warszawie(...)
Szanowny redaktorze proszę o potwierdzenie tej tezy, choćby poprzez przedstawienie ogląda
Czytaj całość